Epilog

7 1 1
                                    

Weronika

Pogrzeb Aleksandry odbył się kilka dni później. Była to świecka uroczystość, bez księdza i z wierszami zamiast nabożeństwa. Zadziwiające, jak wielu ludzi pojawiło się na niej. Prawie cała szkoła dziewczyny, wszyscy nauczyciele, a także wielu przyjaciół rodziny. Nawet państwo Piotrowscy zaszczycili nas swoją obecnością.

Alex pochowano na pobliskim cmentarzu, przy zamkniętej trumnie. Nie chcieliśmy nikogo skazywać na oglądanie tak pokiereszowanej dziewczyny.

Pamiętam dzień śmierci Oli. Przyjechałam wtedy do szpitala tuż po zdarzeniu. Nie zdążyłam się nawet pożegnać. Na miejscu powiedzieli mi tylko, że dziewczyna nie żyje. Widząc Marcusa siedzącego na podłodze, załamałam się. Usiadłam obok niego. Płakaliśmy razem przez jakiś czas, aż przyszły pielęgniarki i wstrzyknęły nam obojgu coś na uspokojenie.

W żadnym razie nie mówię, że miałam takie samo prawo jak Marcus, żeby opłakiwać zmarłą. Ale dla całej naszej rodziny to był cios. Alex była już jedną z nas. Zaręczyli się z Marcusem, do cholery.

Marcus...

Marcus bardzo się zmienił.

Nie chodzi o to, że wydoroślał, bo już od dawna był dorosły.

Ale to, co się z nim działo, przerażało mnie i przeraża mnie do tej pory.

W pierwszych dniach, kiedy już ściągnęliśmy go do domu, a od tego czasu minęło już kilka miesięcy,  nic nie jadł, prawdopodobnie też nie spał. Nie reagował na nasze głosy, nawet na płacz swojego syna. Odciął się od świata i przez cały czas rozpaczał.

Po ponad tygodniu, gdy już byliśmy zdecydowani zacząć jego hospitalizację, pojawił się w kuchni. Był poszarzały na twarzy, widać, że wychudł i słaniał się na nogach. Niewiele wtedy zjadł, ale był to już krok w dobrą stronę. Fizycznie.

Odzyskiwał siły. Wrócił do pracy, pogodził się z Filipem - nie wiem, co wtedy zaszło, ale nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ci dwaj tak na siebie wrzeszczeli. Każdą wolną chwilę przeznaczał na bieganie i boks, jakby wysiłek fizyczny uwalniał go od cierpienia. I zaczął na powrót zajmować się synem.

Stał się ojcem idealnym. Budził się na każdy gwizdek, otaczał Karola opieką. Był świadkiem pierwszych kroków i pierwszych słów maluszka. Śmiał się wtedy, przytulał dziecko, dla niego wydawał się radosny.

Ale my, dorośli, widzieliśmy smutek i pustkę w jego oczach. Widzimy do dzisiaj, nie ważne jak bardzo stara się maskować. Ocierane ukradkiem oczy, kontur pierścionka zawieszonego na długim rzemieniu odcinający się pod bluzką, niemrawe westchnienia i snucie się po domu. Powoli tracimy już nadzieję, że to się zmieni.

Rzucam okiem na Karola bawiącego się na dywanie i malutką Oleńkę śpiącą w nosidełku. Moja córeczka urodziła się kilka dni po tych wszystkich zdarzeniach. Postanowiłam nazwać ją po zmarłej przyjaciółce. Kiedy dziewczynka będzie dość duża, opowiem jej historię młodej kobiety, której imię otrzymała.

Drzwi wejściowe skrzypią cicho. To Marcus wraca do domu. Chwilę później pojawia się w salonie. Wita się ze mną i bierze syna na ręce. 

Przyglądam się chłopakowi uważniej. Garbi się.  W kilku miejscach widać siwe włosy, bruzdy na twarzy są znacznie głębsze, worki pod oczami rozleglejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Zmienił się.

 Bardzo.



Nie wszystko złoto, co się świeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz