Rozdział VI

55 7 0
                                    

Śledził mnie czy co? Jak tutaj trafił?
Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Targały mną różne emocje. Wstydziłam się swojej reakcji na sytuację w markecie..Czułam się zażenowana, nie mogłam wydusić słowa.. Oczywiście, jak zwykle, nie ja zaczęłam rozmowę.

-No, no..Znów się spotykamy- jego twarz wykazywała jednoznacznie, że on też nie rozumiał, jak to się stało.

-Yyy..Hej. Co ty tu robisz?- spytałam, bardzo mnie to ciekawiło.

-No jak to co? Jesteśmy sąsiadami skarbie - wyszeptał mi do ucha nachylając się lekko.Wywrócił swoimi szmaragdowymi oczyma i uśmiechnął się uwodzicielsko, na co cicho przeklnęłam pod nosem i wpuściłam moich nowych sąsiadów w głąb domu.

*

Siedzieliśmy już przy stole, a ten głupek wciąż wlepiał się we mnie jakbym miała coś na twarzy. Przez pierwszą godzinę czułam się skrępowana..Wolałam więc pozostawić towarzystwo i udałam się do swojego pokoju, tak jak ustaliłam wcześniej. Nie miałam ochoty spędzać czasu z ludźmi, którzy szczerze przypominali mi o bólu. Patrząc na nich, od razu ukazywała mi się twarz Austin'a. Byłam dumna z siebie, że tak długo zdołałam wytrwać. Zrobiłam to dla rodziców.

W pokoju czekały na mnie uszykowane wcześniej piżamy. Szybko się w nie wcisnęłam i poszłam do łazienki aby umyć zęby i zmyć wcześniej założony makijaż. Potem równie szybko wskoczyłam pod kołdrę. Wzięłam swoją ulubioną książkę do ręki i zaczęłam czytać. Nie mogłam się jednak skupić na jej treści, w głowie utkwił mi poznany dzisiaj szatyn...Nagle usłyszałam kroki zmierzające w stronę mojego pokoju. To pewnie mama, chce sprawdzić czy wszystko w porządku. Pomyślałam, jednak nadal starałam się czytać. Kroki ustały, a drzwi do mojego pokoju lekko się uchyliły. Już chciałam się odezwać, w ostateczności jednak żadne słowo nie wydostało się z moich ust . Na całe szczęście, bo na pewno bym tego żałowała. W progu pojawił się zielonooki chłopak. Wpiłam się mocniej w łóżko i nakryłam na siebie kołdrę, tak że widać było jedynie moje oczy.
-Naruszasz moją przestrzeń!- z moich ust wydobył się podniesiony ton.

-Oj, przepraszam. Twoja mama powiedziała, że Cię tu znajdę.

-No i znalazłeś, a teraz wyjdź bo nie mam ochoty na żadne towarzystwo, a zwłaszcza twoje.- byłam zdenerwowana, naprawdę ten koleś mi nie pasował. Śmiał nazywać mnie skarbem, chociaż tak naprawdę w ogóle się nie znaliśmy. No tak, może byłam do niego uprzedzona.. Ale to nie moja wina. Kto kazał mu się tam wprowadzać? Był szalenie przystojny owszem i nie dało się oderwać od niego wzroku. Ale wciąż na myśl przychodził mi on.. I dlatego postanowiłam, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Nic a nic..

-Coś ty taka cięta.. Przyszedłem, bo będziemy teraz sąsiadami, a ja nawet się nie przedstawiłem. Głupio wyszło...- no tak, faktycznie. Nawet nie wiedziałam jak ten pożal się Boże sąsiad miał na imię.- Jestem Josh.- podszedł do mojego łóżka bliżej i wyciągnął dłoń do uścisku. Odwzajemniłam gest i również się przedstawiłam.
- A ja Jasmine.- uśmiechnął się, a ja udałam że nie zauważyłam tego i zaczęłam "czytać".
-To ja uciekam.- powiedział, po czym skierował się do wyjścia. Kiedy już go nie było widać, usłyszałam jeszcze głośne "Do zobaczenia jutro sąsiadeczko". A ja już miałam go dosyć..

Sky is fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz