Był poniedziałek. Dzień, jak co dzień. Gdy rano się obudziłam, na budziku widziała już 9:05. Byłam spóźniona, a czekał mnie test z matematyki. Szybko wstałam i pobiegłam do łazienki potykając się po drodze kilka razy o porozrzucane ubrania na podłodze. Jestem bałaganiarą, to fakt. Przebrałam się i nałożyłam lekki makijaż.. Nie miałam ochoty iść do szkoły, ale nie miałam wyjścia. Cholernie bolała mnie głowa, to zapewne od niewyspania. Poprzedniej nocy siedziałam do późna i rozwiązywałam zadania z matematyki. Nie mogłam oblać tego testu, z poprzednich dwóch dostałam marne 2+.
Zeszłam na dół. Mamy już nie było, ale ojciec był chory, więc został w domu. Mimo to czułam jakbym była sama. W kuchni czekała na mnie karteczka, widniała tam krótka wiadomość od mamy: "Dzień dobry słońce. Zostawiłam ci pieniądze. Kup sobie i tacie coś na obiad, mnie nie będzie." Schowałam więc leżące 20 złotych do kieszeni bluzy i udałam się do wyjścia. Wsunęłam na nogi swoje trampki po czym złapałam jeszcze za plecak i zanim się obejrzałam już byłam po drugiej stronie drzwi. Tym razem ukazał mi się czarny mercedes na podjeździe, a w oknach nie widniały już żadne firanki. A więc tak...Skorupa zaczęła pękać i odsłaniać nową historię.
Patrzyłam tak jeszcze chwilę i z każdą minutą rozmyślania byłam coraz bardziej spóźniona. Kiedy w końcu się otrząsłam, byłam spóźniona już na lekcję matematyki.
*
Wbiegłam na korytarz i chorobliwie zaczęłam szukać sali. Po drodze trąciłam kilka osób, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam już przed salą kiedy w oczy wpadł mi obiekt mojego znienawidzenia. Wysoki szatyn o wysportowanej sylwetce, dziewczyny zabijają się o takich.. Czemu wprowadził się akurat tam? Przyjemność i męczarnia w jednym... Gdy spostrzegł mnie, od razu rzucił przyjaznym spojrzeniem i machnął ręką w geście przywitania. Ja tylko wydobyłam ciche "hej" .. Ale..Chwila..Co on tu robił?! Zaczęło mnie to zastanawiać, myślałam nad tym chwilę patrząc na niego, a lekcja uciekała coraz bardziej. Po chwili udałam się jednak w stronę sali, gdzie właśnie odbywała się lekcja. Złapałam za metalową gałkę i weszłam. Przeprosiłam za spóźnienie po czym usiadłam na swoim miejscu, które znajdowało się na końcu sali pod oknem. Za chwilę pani Robbinson podała mi test i zaczęłam pisać.
Po jakichś 20 minutach do klasy wszedł mój młody sąsiad razem z dyrektorem. Nie, tylko nie to! Jeszcze tutaj go tylko brakowało. Miałam nadzieję, że to nie prawda, cholerne zwidy.
-Dzień dobry klaso. Od dzisiaj będziecie mieć nowego kolegę. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie.- tak brzmiały słowa dyrektora.
W tym momencie opuścił salę, a Josh przedstawił się i zajął miejsce.. Zgadnijcie gdzie. No pewnie, centralnie przede mną. Czemu to wszystko dzieje się na przekór mnie?! Jedyne miejsce, w którym miałam od niego spokój, gdzie mój umysł zajmował się jedynie cholernymi ciągami, wierszami i układem krążenia człowieka i odpoczywał od prawdziwego życia..Nawet to musiał mi odebrać. Dupek.
Nie dałam rady skupić się już na pisaniu sprawdzianu. Odłożyłam długopis, było mi wszystko jedno, czy dostanę złą ocenę, czy zdam, co się dzieje wokół, czy żyję. W tym momencie nic mnie nie obchodziło.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, spakowałam plecak i szybko wybiegłam z klasy. Nie chciałam na niego patrzeć. Byłam tak wściekła, że nie zorientowałam się nawet kiedy czyjaś ręka spoczęła na moim nadgarstku. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz ze swoim "oprawcą"...
CZYTASZ
Sky is falling
RomanceŻycie to pasmo wyżeczeń i trudnych wyborów. Czasami jednak ono samo pisze scenariusz...