Rozdział 9

7.1K 520 6
                                    


RUSH

Jeszcze nigdy w życiu nie powiedziałem większego kłamstwa. A było ich całkiem sporo.

Uświadomiłem to sobie dobitnie kilka dni później, kiedy wpadłem wieczorem do Big Jima, żeby zdać mu raport z ostatniej wycieczki na obrzeża Teksasu. Podobno ktoś widział tam motocykle z barwami Wild Griffins, a to nie świadczyło o niczym dobrym. Dowiedziałem się jednak jedno wielkie nic. Pewne było jedynie to, że sukinsyny coś knuły. Coś wisiało w powietrzu.

JJ siedział w salonie swojego ojca, popijając piwo, więc kiedy wyciągnął jedno w moją stronę, nie odmówiłem.

Santana zeszła ze schodów, trzymając za rękę Tammy. Miała na sobie tę cholerną krótką, małą czarną. Materiał kończył się w połowie uda, pokazując niemal w całości jej długie, opalone nogi. Szpilki na wysokim obcasie miały wściekle kanarkowy kolor, kłócący się z mocno różową szminką, na jej pełnych ustach. Balansowała na granicy seksownej elegancji i tandety. Do złudzenia przypominała mi Barbie, którą moja siostra bawiła się za dzieciaka. Z tym, że w tej cholernej chwili to ja miałem ochotę się nie pobawić. I być przy tym kurewsko niegrzeczny.

Przesunęła po mnie spojrzeniem, starając się nie wracać na mnie uwagi. To było nawet zabawne – obserwowanie jak wiele wysiłku wkładała w to, żebym się nie zorientował, jak bardzo przyciągałem jej spojrzenie. Najgorsze było to, że ta cała zabawa działała w dwie strony.

Santana Mason była jak mały kociak, z którym miałem ochotę się pobawić. Jeszcze nigdy żadna kobieta, nie fascynowała mnie tak bardzo. Była jak magnes, który sprawiał, że moje spojrzenie uciekało w jej kierunku czy tego chciałem czy nie. Zmuszała mnie, żebym na nią patrzył, a kiedy to robiłem, moje myśli uciekały w kierunku, w którym nie powinny. Do niej nagiej, na kuchennym blacie Big Jima. Do tych słodkich jęków, które wydawała i jej różowych paznokci wbijających się w moje ramiona. A kiedy o tym myślałem, chciałem jej jeszcze raz i jeszcze i jeszcze, dopóki nie wypieprzyłbym jej z mojej głowy.

— Tatusiu, chcemy jechać na imprezę do bractwa — oznajmiła, nie puszczając dłoni Tammy. Tak jak ostatnim razem, jej paznokcie było blado różowe, dziewczęce. Wszystko w niej było dziewczęce, niewinne, naiwne. Zupełnie kłócące się z jej ostrym językiem i morderczym spojrzeniem.

Obserwowałem ją znad szyjki butelki. Gorzkie piwo połaskotało mnie w gardle, kiedy zagryzła lekko dolną wargę. Kusiło mnie, żeby jej spróbować. Czy tym razem jej usta też smakowałyby truskawkami?

— Santana — Big Jim zaczął ostrzegawczym tonem, ale w tym samym czasie Santana, zmarszczyła lekko nosek, wydymając uroczo dolną wargę. Umiała odgrywać swoją rolę. Była słodka do porzygu.

— Obiecałeś — oznajmiła płaczącym głosem. Puściła dłoń Tammy i skrzyżowała ręce na piersiach, przez co jej cycki wyglądały jakby zaraz miały wyskoczyć z dekoltu. — Powiedziałeś, że będę mogła prowadzić normalne, studenckie życie, tato.

Mała cholera nim manipulowała. I to skutecznie, sądząc po jego zrezygnowanym spojrzeniu. Stary głupek nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Wystarczyły durne oczy szczeniaczka i wypomnienie jakiejś obietnicy, a żmijka miała go w garści.

— Santana, zaczyna się robić niebezpiecznie. Sprawy się pokomplikowały, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

Rzuciłem szybkie spojrzenie na JJ, który westchnął głośno i oparł potylicę o zagłówek szarej kanapy. On chyba też wiedział jak to się skończy. Miał rację, Santana owinęła sobie Big Jima wokół małego palca.

— Możesz posłać ze mną prospektów — mówiła dalej, wpatrując się w ojca wielkimi, proszącymi oczami. — Będę ostrożna, mogę się meldować co godzinę. Wrócę do domu koło pierwszej.

— Nie jest bezpiecznie... — rzucił Big Jim, opierając łokcie na udach i patrząc z dołu na swoją córkę.

— Wiem, dlatego proszę o ochronę, tato. — Westchnęła, kiedy nie odpowiedział. — Mogłabym wyjść przez okno, tak jak wtedy gdy miałam szesnaście lat i o niczym ci nie mówić. Wolałbyś tę wersję czy tę w której mówię ci gdzie, z kim i jak długo będę, jednocześnie prosząc o to, żeby ktoś mnie ochraniał w razie niebezpieczeństwa?

Dobra była. Big Jim pokręcił głową, zanim się odezwał:

— JJ, skołuj siostrze obstawę.

JJ zaklął pod nosem, przymykając oczy.

— Zawieziemy je — odezwałem się, zanim ugryzłem się w język. Kurwa, byłem idiotą. Bezmyślnym idiotą, który sam na własne życie komplikował sprawę. Nie potrafiłem jednak odpuścić okazji, aby jej smukłe uda obejmowały mnie od tyłu.

Uśmiechnąłem się do niej kpiąco i puściłem jej oczko. Blade policzki poróżowiały i zmrużyła lekko obrysowane czarną kredką oczy. Nie odezwała się jednak, wiedząc że jeśli się sprzeciwi zostanie w domu, jak czternastolatka ze szlabanem.

— Zadzwonię po Billy Kida i Foghorna — oznajmiłem Big Jimowi. — Przyjadą na miejsce samochodem, w razie gdyby księżniczki zabalowały za bardzo i będą ich pilnować. Mniej rzucają się w oczy niż dwójka facetów w kutach po trzydziestce na imprezie dla dzieciaków.

Big Jim skinął krótko głową.

— Mają ich pilnować jak pieprzonego oka w głowie. Jeśli coś się stanie mojej dziewczynce, nogi im z dupy powyrywam. — Skierował w moją stronę butelkę. Miałem ochotę zasalutować, zamiast tego jedynie skinąłem głową.

— Dziękuję, tatusiu — powiedziała, podchodząc do niego i cmokając go głośno w policzek.

Wstałem z kanapy, a niezadowolony JJ podążył za mną. Czułem na sobie morderczy wzrok Santany, kiedy wyszedłem na werandę. Zrobiła krok w stronę swojego brata, ale złapałem ją za nadgarstek. Aromat czereśni stał się wyraźniejszy, kiedy przyciągnąłem ją ku sobie.

— Jedziesz ze mną, dziecinko.

Prychnęła cicho.

— Czy wolisz wrócić do środka? — zapytałem, przerywając jej zanim się jeszcze odezwała.

— Oh, bo niby zrobiłeś mi taką wielką przysługę? — Znowu skrzyżowała ręce na piersi, a ja odruchowo spojrzałem w ich stronę. Zobaczyła to i wściekła opuściła dłonie.

— Oczy mam wyżej — syknęła.

— Wiem, dziecinko, gdzie masz oczy. Patrzyłem na twoje cycki. — Otworzyła usta z oburzenia. — Jeśli nie chcesz, żeby faceci na nie patrzyli to nie zakładaj takich kiecek. Proste.

Zszedłem z werandy i wskoczyłem na motocykl. Odwróciłem się przez ramię, patrząc na nią. Nadal stała oburzona na werandzie.

— Idziesz?

Uniosła butnie podbródek i bez słowa zeszła po schodach. Rzuciłem spojrzeniem na jej zabójcze nogi i krótką spódniczkę.

— Dasz rady w tym jechać? — zapytałem.

Prychnęła, jakbym zadał wyjątkowo głupie pytanie i bez słowa, uniosła w górę spódniczkę. Jezu Chryste, miała na sobie czerwone, koronkowe majtki. Krew odpłynęła mi do kutasa, gotując się jednocześnie na myśl o tym dlaczego je ubrała. Żadna laska nie ubiera takich majtek, jeśli nie liczy na numerek.

Santana z zawodową wprawą skoczyła na motocykl i objęła mnie w pasie. Byłem nad wyraz świadomy jej słodkiej cipki przyciskającej się do mojego ciała. I tego, że dzieliła ją ode mnie tylko czerwona, koronka.

Kurwa. 

JEGO UCIECZKA (Hellhounds MC, #1) 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz