Rozdział 29

4.5K 412 12
                                    

Foghorn wskoczył na swój motocykl i odjechał, zostawiając po sobie jedynie kłębek dymu i zapach palonych opon. Serce dudniło mi dziko w piersi, a wściekłość w niebieskich oczach Rusha podpowiadała mi jak poważna była sytuacja. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i cała ta furia zostanie uwolniona. To wszystko dobitnie mi uświadamiało kim tak naprawdę był Rush. Czasem zapominałam, że on również był zdolny do okrutnych rzeczy. Że był jednym z ludźmi mojego ojca, którzy potrafili zabić w mgnieniu oka. Łatwo było o tym zapomnieć, kiedy patrzył na mnie tymi niebieskimi oczami, a jego szorstkie dłonie dotykały mnie, jakby od tego zależało jego życie.

— Tylko Lucky? — zapytałam, chcąc się upewnić, że JJ i tata byli cali i zdrowi. Do tej pory nigdy nie myślałam o tym, że mogłam kogoś stracić przez bycie w klubie. Każdy z tych mężczyzn wydawał mi się nie do zdarcia. Zupełnie jakby nie byli ludźmi. Teraz, świadomość tego, że mogli tak łatwo zginąć, uderzyła we mnie jak rozpędzona ciężarówka.

— Jezu, Santa to nie czas i miejsce na pogaduszki — warknął Rush. — Wskakuj na motocykl — dodał, podając mi zapasowy kask. Ludzie patrzyli na nas z zaciekawieniem zmieszanym z lękiem. Kuta z barwami Hellhoundersów i zakrwawiona koszulka Rusha, przyciągały zdecydowanie za dużo spojrzeń, jednak miałam to głęboko gdzieś. Chciałam wiedzieć, czy moja rodzina była bezpieczna.

— Rush. — Złapałam go za nadgarstek, kiedy wsiadł już na swój motocykl. Zazgrzytał ze złości zębami, zanim odpowiedział.

— Houston dostał w ramię, ale się wyliże.

Wciągnęłam ze świstem powietrze. Houston zawsze wydawał mi się niezniszczalny, zupełnie jakby nie mogła dosięgnąć go żadna kula, to chyba dlatego ta wiadomość tak bardzo mną wstrząsnęła. Ręce mi drżały, kiedy zapinałam sprzączkę kasku.

— JJ rozwalił motocykl, ale nic mu nie jest. Tylko brzydkie rozcięcie na głowie — kontynuował, patrząc mi prosto w oczy. — A teraz ładuj, kurwa, tyłek na motocykl i pozwól się zabrać w bezpieczne miejsce. Panikuję, kiedy jesteś na widoku, dziecinko.

Serce zabiło mi szybciej w piersi na te słowa. W jego głosie brzmiał tak wielki niepokój, że niemal ugięły się pode mną kolana. Przerzuciłam nogę przez siodełko i objęłam Rusha w pasie. Ryk silnika wzbił się w powietrze i zanim wyjechaliśmy z parkingu zdążyłam jeszcze się rozejrzeć. Wszystko wyglądało tak spokojnie, jak w momencie, gdy przyjechałam na uczelnię. Jakim cudem tak wiele rzeczy mogło pójść źle w tak krótkim czasie?

Motocykl mknął między samochodami, ale mimo prędkości czułam się bezpiecznie. Przyłożyłam policzek do skórzanej kuty Rusha, zaciągając się tym zapachem. To zawsze mnie uspakajało. Ten zapach był znajomy i sprawiał, że miałam wrażenie, że nic złego nie mogło mnie spotkać. Żadne zło, żadni przeklęci Wild Griffins nie mogli mnie dosięgnąć.

Rush zatrzymał motocykl na czerwonym świetle, a ja objęłam go mocniej w pasie. Nagle sięgnął po moją dłoń, zaciskającą się na jego brzuchu i przycisnął ją do swoich ust, składając na niej czuły pocałunek. Jego wargi były ciepłe, a szorstki zarost łaskotał moją dłoń. Łzy zapiekły mnie pod powiekami, bo to wszystko było tak bardzo pogmatwane. Mogłam marzyć o normalności i Cameronie Tate'ie, ale prawda była taka, że to była jedynie fantazja. Moja matka popełniła błąd ufając Big Jimowi, ale czy ja również popełnię błąd, jeśli zaufam Rushowi? Może tak bardzo przesiąkłam tym światem, że nigdy nie mogłam liczyć na normalność. Widziałam tyle paskudnych, zakrwawionych rzeczy, o których nigdy nie miałam zapomnieć. Może Rush wcale nie byłby takim złym wyborem.

Gdyby tylko wyleczył się z Celeste. Gdyby tylko mnie chciał. Może, ale tylko może, to wszystko mogłoby się udać. Przycisnęłam twarz mocniej do jego pleców, walcząc z uporczywymi łzami. To nie był czas na roztrząsanie swojego życia uczuciowego. Mieliśmy wojnę z Wild Griffins i mogliśmy stracić wielu braci. To o tym powinnam myśleć. Ta tym powinnam się skupić.

JEGO UCIECZKA (Hellhounds MC, #1) 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz