Rozdział 14

6.3K 466 22
                                    

Tessa zatrąbiła trzy razy, więc złapałam za plecak i pognałam w dół po drewnianych schodach. Skrzypiały z każdym stawianym przeze mnie krokiem. Nie byłam nawet w stanie policzyć, ile razy mnie zdradzały, kiedy wracałam do domu w środku nocy, śmierdząca fajkami i tanim piwem.

— Santa, księżniczko?! — Głos mojego ojca rozniósł się po domu.

Zacisnęłam usta i skierowałam się w stronę kuchni. Nadal nie przywykłam do jego obecności w moim życiu. Była czymś dziwnym i abstrakcyjnym. Przez ostatnie dwa lata, kiedy mama chorowała zajmowałam się sama sobą, nie potrzebowałam więc, żeby znowu traktował mnie jak głupią, niedojrzałą nastolatkę.

Tata stał oparty o kuchenny blat, a w ręku trzymał kubek z parującą kawą. Przyjemna woń wypełniała całe pomieszczenie, sprawiając, że ślinka pociekła mi do ust. Nie miałam jednak czasu, więc postanowiłam, że w przerwie między zajęciami wstąpimy z Tessą do kawiarenki na terenie kampusu. Dogadywałyśmy się naprawdę dobrze i zależało mi na tej znajomości. Była jak coś świeżego w moim życiu. Podobała mi się idea posiadania znajomych spoza motocyklowego świata.

— Śpieszę się — powiedziałam, zatrzymując się w progu. — Tessa już po mnie przyjechała, a Billy i Foghorn czekają już od dwudziestu minut.

Tata zmierzył mnie spojrzeniem. Znałam ten wzrok nie zwiastował nic dobrego.

— JJ dzisiaj będzie cię eskortować.

Uniosłam w górę brew, czując jak powoli zalewała mnie irytacja.

— JJ? — powtórzyłam. — To Foghorn i Billy już nie wystarczą?

— Jak widać.

— Tato... — jęknęłam, ale przerwał mi unosząc w górę dłoń. Ciężkie pierścieni zalśniły na jego palcach w świetle promieni słońca wpadających przez wysokie kuchenne okno. Wiedziałam, że będzie tylko gorzej.

— Santa, księżniczko — zaczął, patrząc mi prosto w oczy. Odstawił na blat kubek i ruszył w moją stronę. Złapał mnie za ramiona, a jego oczy złagodniały. — Sprawy naprawdę zaczęły się komplikować. Nie mogę pozwolić na to, żeby stała ci się krzywda.

Miałam ochotę zacząć krzyczeć. Gniew zapłonął we mnie jak cholerne ognisko w środku lasu. Nie miałam zamiaru przeżyć życia z moim cholernym bratem patrzącym na każdy jego aspekt.

— Na miłość boską, zawsze są jakieś sprawy! Zawsze jest coś co nie pozwala mi robić tego co chcę! Zgodziłam się tu przyjechać, bo...

— Bo nie było cię stać na utrzymanie w Waszyngtonie — przerwał mi brutalnie. — Wiem, że inaczej sobie to wyobrażałaś, ale nie jestem pieprzonym czarodziejem. Nie machnę różdżką, sprawiając, że wszystkie problemy znikną. Mamy zaostrzony konflikt z Wild Griffins...

— Zawsze macie konflikt z Wild Griffins.

Ojciec zacisnął mocno szczękę.

— I jesteś w niebezpieczeństwie. Masz dwie opcje do wyboru, Santa — Jego głos był ostry i nagle miałam przed sobą nie ojca, ale prezydenta klubu motocyklowego. — Albo idziesz na zajęcia mając przy boku JJ'a albo przerzucasz się na studiowanie przez internet i siedzisz w swoim cholernym pokoju. Najlepiej pod pieprzonym kluczem. Skoro chcesz się zachowywać jak dziecko, może tak powinienem cię traktować?

Zacisnęłam wargi, mierząc się z nim spojrzeniem. Chciałam wykrzyczeć mu prosto w twarz, że to było cholernie niesprawiedliwe, ale nie miałam pojęcia jak to zrobić i nie wyjść przy tym na głupią, rozwydrzoną smarkulę.

Poprawiłam więc na ramieniu plecak i odwróciłam się na pięcie. JJ czekał już na mnie na werandzie, paląc papierosa. Widząc moją wściekłą winę, uniósł w górę brew i zaciągnął się mocno. Rzucił peta na podłogę i zgniótł go czubkiem swojego ciężkiego buciora.

JEGO UCIECZKA (Hellhounds MC, #1) 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz