Rozdział 24

5K 376 15
                                    

Drzwi trzasnęły głośno, kiedy JJ wszedł do pomieszczenia. Wszystkie głowy odwróciły się w jego stronę, ale najwyraźniej nic sobie nie robił z tego, że po raz kolejny przyszedł na spotkanie spóźniony. Usiadł na wolnym krześle obok mnie i naciągnął na głowę kaptur szarej bluzy. Rzuciłem mu pytające spojrzenie, ale pokręcił lekko głową i przeniósł spojrzenie na swojego ojca, który jak zwykle przysiadł na skraju biurka.

JJ miał w sobie wiele gówna i przez dwadzieścia dziewięć lat jeszcze nie nauczył się z nim radzić. Nie potrafił trzymać się od kłopotów i miałem wrażenie, że właściwie to je uwielbiał. Był jak rozpędzona do dwustu dwudziestu maszyna zmierzająca prosto do przepaści. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zmienić tor.

— Skoro królewna raczyła się w końcu pojawić, to zaczynajmy — oznajmił Big Jim, zanim uderzył młotkiem. JJ prychnął cicho pod nosem, krzyżując ramiona.

— Nie chcę zaczynać od złych wieści, ale ostatnio mamy tylko takie. Chciałbym, żebyście zachowali szczególną ostrożność — zaczął Big Jim, obracając w palcach drewniany młotek. — Odpierdala się niezły szajs i musimy się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.

— To prawda, że znaleźliście szpiega Wild Griffins na naszym terenie? — zapytał Hatchet. — Znowu.

Wsparłem łokcie o uda i obserwowałem brudną podłogę, nie mogąc wyrzucić z głowy Santany i tego co się wydarzyło w motelu. Wyrzuty sumienia gryzły mnie jak stado czerwonych mrówek. Zatajanie prawdy było jak zdrada klubu. Czułem, że robiłem coś złego, a jednocześnie nie potrafiłem zmusić się do rozmowy z Big Jimem. Nie miałem pojęcia jak powinienem zaszufladkować moje relację z jego córką. Nie chciałem, żeby została moją Lady. Zdecydowanie nie byłem gotowy na taki krok. Kurwa, nawet nie wiedziałem czy byłem gotowy przyznać przed samym sobą, że mi na niej zależało. Nie chciałem, żeby mi zależało. To nie brzmiało dobrze. Godziło w pamięć o Celeste.

— Rush? — Głos Big Jima przebił się do mojej świadomości. Miałem cholerną ochotę zapalić i zająć czymś ręce. Mlasnąłem językiem i wyprostowałem się na swoim krześle, oddalając od siebie myśli o zapłakanej, skulonej pod ścianą Santanie Mason. To jej odległe, zagubione spojrzenie śniło mi się przez ostatnie dwie noce. Nie mogłem pozbyć się myśli, że to co się stało było moją winą. Gdybym jej nie zostawił w tym przeklętym motelu, nic z tego by się nie wydarzyło. Nie miałem pojęcia jak powiedzieć o tym Big Jimowi i nie zarobić przy tym kulki w łeb.

— Odwiedziłem starego Vintera — powiedziałem, wpatrując się w przeciwległą ścianę. Znajdowała się na niej ciemna plama, do złudzenia przypominając ślad krwi. Zupełnie jak w tym pieprzonym hotelu. Kurwa, nie potrafiłem przestać myśleć o tej cholernej blondynce.

Ktoś zarechotał głośno w kącie sali, ale nadal wpatrywałem się w tę przeklętą plamę. Vinter miał opinię szaleńca i każdy w klubie o tym wiedział. Śmiech był dobrą reakcją.

— Widział w okolicy grupy Wild Griffinsów — zacząłem. — Więcej niż jeden raz. Wyglądało to tak jakby zbierali, kurwa, armię. Myślę, że Vinter przesadza mówią o armii, ale nie możemy zignorować tego, że kręcą się po okolicy. Udało mu się zrobić zdjęcia. Bez wątpienia to oni. Pytanie tylko czego tam, kurwa, szukają.

— Mówił coś jeszcze? — zapytał Hatchet, na co pokręciłem głową, w końcu odrywając spojrzenie od ściany i zerkając na niego. Skrzyżował wytatuowane ramiona na piersi i zmarszczył lekko brwi, przybierając na twarz poważny wyraz. Rzadko to robił. Bez swojego kpiącego uśmiechu wyglądał niemal jak nie on.

— Jedynie tyle, że rząd ma zamiar spuścić na nas wszystkich atomówkę i zejść do podziemi — sarknąłem. — Ale biorąc pod uwagę to, że znaleźliśmy na naszym terenie jednego z nowicjuszy, Griffinsów nie możemy zakładać, że Vinter pieprzy od rzeczy. Wild Griffins udowodnili, że w dupie mają nasze granice. Coś się, kurwa, święci. — Byłem o tym przekonany. Niepokój rozprzestrzeniał się we mnie wraz z krwią.

JEGO UCIECZKA (Hellhounds MC, #1) 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz