III

257 19 2
                                    

Obudziłem się o 6:30. Mieliśmy się zjawić na zbiórce dopiero o 10:00, ale postanowiłem nie iść już spać. Poszedłem do łazienki się ogarnąć: umyć zęby i nałożyć żel na włosy. Gdy dokończyłem poranne czynności założyłem na siebie czarną koszulkę z napisem: Your life is a joke(twoje życie jest żartem), co tak naprawdę odnosiło się troszkę do mnie i jeansy z dziurami. Uwielbiam takie. Podszedłem do lodówki zobaczyć czy jest coś do jedzenia. Gdy ją otworzyłem, ujrzałem pustkę, co oznaczało, że muszę iść do sklepu. Znowu. Nie wiem, który raz z rzędu, to ja muszę iść do sklepu, a nie Alek. On zawsze wstaje później, a ja zawsze jestem za głodny, żeby czekać aż on się wyszykuje i pośle swój tyłek do sklepu. Ale to w sumie będzie ostatni raz w nadchodzącym okresie, więc postanowiłem mu odpuścić. Napisałem karteczkę, że jestem w sklepie i przylepiłem mu ją do czoło. W taki sposób zawsze miałem pewność, że ją odczyta, a on już się przyzwyczaił, więc robiłem to bardzo często.

Idąc ulicą zobaczyłem, że pewien pan próbuje zwinąć jabłka pewnej staruszce, więc jak to ja, zainterweniowałem. Podszedłem do niego i go unieruchomiłem, a następnie bardzo grzecznie poprosiłem o jabłka, które chciał zwinąć. Oddał je bezproblemowo. Na pewno wiedział czym grozi mu odmowa. Podałem jabłka pani, a ona mi bardzo podziękowała. Robiąc takie rzeczy nigdy nie myślę o nich jako o jakiś wielkich wyczynach, ale Alek zawsze mi powtarza, że jestem jakby takim bohaterem ulicznym. Zawsze się z tego śmieję. Dobrze, że go tu nie ma. Spojrzałem na zegarek. Była prawie 8:00, więc zrobiłem szybkie zakupy: szynka, ser i chleb tostowy. Są to moje stałe produkty spożywcze. Mógłbym jeść tosty na obiad, śniadanie i kolacje, i szczerze, to nie znudziłyby mi się. Kupiłem też sok jabłkowy i lody. Tak jakoś mnie naszło, bo miałem ochoty na nie od dłuższego czasu. Oczywiście były to dwa ZIP ZAPY. Gdy wróciłem do mieszkania, Alek był już gotowy. Zasiedliśmy do śniadania. Opowiadaliśmy sobie, jak zwykle, różne kawały. Uwielbiam takie śniadania, ale zaraz potem musieliśmy wrócić do rzeczywistości i pakowania, a była już 9. Jak zwykle czas leci nieubłaganie szybko. Puściliśmy, więc muzę na fula i zaczęliśmy wsadzać swoje rzeczy do torb, plecaków i walizek. Nie miałem ich zbyt dużo. Tylko ubrania, słuchawki, okulary słoneczne, śpiwór i kosmetyczka. Tak naprawdę to były wszystkie rzeczy jakie posiadam. Nigdy jakoś nie zbierałem ich za dużo. Zmieściłem się spokojnie w torbę i plecak, ale Alek ledwo co mógł zmieścić się w dwie walizki, torbę i plecak. Miał tam różne swoje sprzęty, bo jak powiedział, agenci na pewno będą chcieli aby komputerowcy wykonywali różne ćwiczenia, nawet w terenie, a on najlepiej czuł się z własnym sprzętem. Gdy byliśmy już gotowi i zwarci do drogi, zadzwoniła moja komórka. Nie zapisywałem wiele numerów. Tak naprawdę to miałam tylko numer do Alka, co było dosyć śmieszne, bo prawie każdy ma już mój numer, gdy chce mu go podać. To pewnie zasługa Alka, ale nieważne. Chodzi o to, że nie zdziwiłem się, gdy numer okazał się nieznany. Odebrałem, biorąc na głośnik jak to mam w zwyczaju.

-Halo?

-Cześć Mike. - chwila przerwy  -To ja Ann. - gdy usłyszałem to imię, nogi ugięły się pode mną. Czy to naprawdę ona? Po takim czasie? Akurat w tym momencie? Cóż za wyczucie czasu, pomyślałem sobie.

-To naprawdę ty, Ann? - zapytałem

-Tak, Mike... To naprawdę ja - odpowiedziała, a ja? ...... A ja poczułem się jakbym latał, dawno nie byłem tak szczęśliwy - Masz chwilkę czasu, żeby pogadać? - zapytała, a ja popatrzyłem na Aleka. Była już w sumie 9:30 i mógł się nie zgodzić, ale gdy to zrobił kiwnięciem głowy, to szczęśliwy  odpowiedziałem, że tak i wyłączyłem głośnik.

-Pozbyłeś się już kolegi lub innych, którzy mogliby podsłuchiwać?- spytała - i przede wszystkim, czy wyłączyłeś głośnik?

-Yhym

-Wiesz, dlaczego tak udawałam, prawda?....... Ty zawsze miałeś słabość do głośników w telefonie, odkąd odkryłeś, że tak można.

-Tak, to prawda - zaśmiałem się na wspomnienie mojego odkrycia

-Po prostu chciałam być pewna, że będzie to bezpieczna rozmowa

-Rozumiem - odpowiedziałem. Rozumiałem aż za dobrze, że szczególnie my, we dwójkę, musimy uważać

-Co tam u ciebie słychać, mój ukochany? Wszystko dobrze? Szukałam cię przez tyle czasu, że już prawie straciłam nadzieję, ale akurat wtedy odnalazłam Mike'a z Nowego Jorku. Nawet nie wiesz, jak się cieszyłam. Już nie mogę doczekać się naszego spotkania.

-Myślę, że wiem jak się cieszyłaś. Tak jak ja teraz to robię. Tak bardzo tęskniłem, Ann. Szczerze uważam to za jedną wielką ironię, że akurat teraz odnalazłaś mój numer. Właśnie wybieram się do Akademii FBI - wyznałem jej ze smutkiem

-Ty? Mike, jaja sobie ze mnie robisz? Ty? Że niby ty? - nie dowierzała

-Taaa... Niestety. Sami mnie z rekrutowali. To długa historia, ale chodzi o to, że muszę zostać tam rok.

-Nie wierzę - powiedziała

-Uwierz mi, że ja tez nie wierzyłem.

-A gdzie będziesz? W Nowym Jorku przy Bleecker Street?

-Tak - odpowiedziałem. Byłem ciekaw skąd zna takie miejsca, nigdy nie będąc w Nowym Jorku. Nawet ja musiałem sprawdzać, gdzie jest ta ulica w GoogleMaps.

-W takim razie niedługo być może się spotkamy. Jestem w Waszyngtonie, więc podróż nie zajmie mi długo. Pogadamy jak się spotkamy. Wytrzymaj jakoś. Buziaczki - po tych słowach wyłączyła się

Zobaczyłem na zegarku, że jest już 9:45. Zawołałem więc na Aleka, który słuchał muzyki i nie zauważył upływu czasu. Zamknęliśmy mieszkanie i pobiegliśmy na zbiórkę. Nie wiem jak, ale dotarliśmy tam minutę przed rozpoczęciem. Rozejrzałem się i zgodnie z moimi przypuszczeniami, byli tam sami mami synkowie i mięśniacy. Wtedy przyszedł pan w czarnych okularach.....


:D

Agent✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz