XII

163 17 3
                                    

Dzisiaj z kolei obudzili nas wcześniej. Mieliśmy ubrać się na galowo i wszystko sobie poprzypominać do testów. Ja oczywiście dopiero po raz pierwszy wszytko czytałem, ale chyba coś już tam wiem. Założyciel to jakiś tam Johnson, prezes to Roland, zastępca to Gotterg. Johnson, Roland, Gotterg. Okej, chyba zapamiętam. Coś wiedzieć przecież muszę. Z resztą chcąc, nie chcąc samimi trafieniami można troszkę punktów zdobyć. Wstaję po chwili i idę z resztą do windy. Zjazd zajmuje nam dlużej niż zwykle. Pewnie dlatego,że jedziemy na niższe piętro. 29,28,27. Dojechaliśmy, czyli będziemy pisać na 27. Nie tak źle. Chyba. Podchodzę do jednej z ostatnich ławek. Siadam i czekam aż ktoś da mi test. Rozglądam się i widzę koło siebie Alka. Od razu mi raźniej. Rana na brzuchu nadal mnie boli. W sumie to nie minęło za dużo czasu od jej powstania, więc nie powinienem się dziwić. Dostaję test. Takie łatwe pytanka. He,he... nie. Na żadne nie umiem odpowiedzieć, więc troszkę sobie postrzelam. Zobaczymy czy nadal tak dobrze idzie mi to trafianie. Oby. Zasada eliminacji i troszke sprytu(podpatrywanie co inne osoby zaznaczają) i już jakieś punkty są. Gdy tak sobie piszę, nagle słychać coś bardzo głośnego, jakby wybuch. Zapewne Porter. Jakby nie miał kompletnie żadnej innej pory żeby nas zaatakować...Kolejny wybuch był już koło mnie. I wlaśnie tu film mi się urywa.
***
Otwieram oczy. Patrzę na zegarek. Minęło 25 minut od zaczęcia się szturmu na agencję. Rozglądam się i widzę bardzo dużo ludzi pozwiązywanych linami. Kompletnie nie spodziewali sie ataku. Szkoda mi ich. Pewnie później będą sie obwiniać. Próbuję przejść do pozycji siedzącej. Moje ręce,tak jak agentów, są związane. Moja rana bardzo boli. No ale sam się w to wplątałem, to teraz mam. Ponownie się rozglądam i widzę jak już idzie w moją stronę. Pewnie zobaczył, że się obudziłem.
-A nie mówiłem. Nie spodziewałeś się, co? - zaczął i w tej samej chwili bardzo dużo par oczu powędrowało w naszą stronę z zainteresowaniem
-Ano nie. Ale chyba nie dla mnie to tak odkładałeś. Po prostu byłeś pewny,że nikt tutaj, nawet z ochrony, nie będzie spodziewał się ataku w dni tych testów. Mam rację, czyż nie?-odpowiedziałem
-Nic się nie zmnieniłeś. - mówiąc to uśmiechnął się. Dziwne, bo myślałem że w sali p.Coopera zachowuje dystans
-Czyżbyś zastanawiał się nad moimi ostatnimi zachowaniami? - zapytał się mnie. Kurde. Zawsze potrafi mnie zdedukować, jako jeden z nielicznych.
-Ty także się nie zmieniłeś. Nadal umiesz nieźle czytać z ludzi.
-To prawda. Jesteś ciekaw co zmieniło moje podejście? - oczywiście, że tak. Ale żeby ci to tak powiedzieć? - Wiesz co? Powiem ci. - taaak. Nawet prosić nie musiałem - Ten list co wszyscy mówią, że mnie wkopał, czyli ten co ty wysłałeś, on... uratował mi życie. Miałem ostatnio dużo czasu, żeby powspominać i dopiero niedawno to odkryłem. Sorki, że zajęło mi to tak dużo czasu. Gdyby nie ten list, już by mnie dawno nie było wsród żywych. Oni mieli coś w zanadrzu i ty o tym wiedziałeś. Chyba i tak zwlekałeś z nim jak najdłużej. Wiele ryzykowałeś wysyłając go. Ale i tak to zrobiłeś. Ocaliłeś mnie
-Po prostu wysłałem ten list i tyle. Miałem informacje to wysłałem. Nie chciałem cię ratować
- Oj proszę, przestań już udawać! Obaj wiemy, że to nieprawda! Znam cię. Doskonale wiesz co zrobiłeś i ja też to wiem. Nie bądź już taki skromny!
-Nawet jeśli to co? Hmm? Przecież wiesz dlaczego to zrobiłem, więc czemu robisz z tego takie wielkie haloo. Kiedyś codziennie ratowaliśmy sobie nawzajem życie i to było normalne.
-Kiedyś to nie dziś, Mike! Z resztą to co innego!
-Właśnie, że nie. Nie zmieniło się wiele, my także się nie zmieniliśmy. Uznajmy to za normalne, tak jak zrobilibyśmy to kiedyś i zapomnijmy.
-Ale to było coś więcej Mike. Musiałeś wrócić przeze mnie do normalnego życia na rok i jeszcze trafiłeś tutaj. Wiem jak trudno jest wrócić, więc nie wmawiaj mi, że to nic takiego bo zwariuje.
-Okej nie będę nic ci wmawiał, bo masz rację. Było trudno, nawet bardzo. Musiałem rozstać się z Ann, z którą jak zapewne sie domyślasz obecnie jestem w poważnym związku. Musiałem zacząć ponownie chodzić do szkoly i zawierać nowe znajomości. Nie mogłem się przecież wyróżniać. Został mi tylko parkour, ale nie mogłem nigdy w pełni poćwiczyć, bo w Nowym Jorku zawsze ktoś cię obserwuje, czy cię zna czy nie. Ale przejdźmy do rzeczy ważniejszych. Dlaczego atakujesz agencję, hmm?
-Przecież wiesz jacy oni są. Trzeba ich zmotywować do dzialania. Słyszałem, że ktoś ma zamiar napaść na nich, więc sobie myślę: w ten czas co my zaatakujemy, oni tego nie zrobią bo w podziemiach będzie głośno, a potem agencja będzie gotowa na kolejne ewentualne ataki. Robię to więc dla ich dobra.
-Och jakiż ty dobroduszny. Ale tak na poważnie to nie są tacy źli. Jest tu naprawdę bardzo dużo fajnych osób. Po prostu agenci nie zawsze umieją się ogarnąć - zaśmiałem się troszeczkę, a John się dołaczył. Było prawie jak kiedyś.
-Tak, to prawda. - odpowiedział Porter z uśmiechem na twarzy - Szczerze to, gdy odszedłem, brakowało mi ciebie. Nie było już nikogo, kto by tak dobrze chronił moje plecy ani kto by rozumiał mnie w pełni, tak jak ty to robiłeś.
-Tak... Ale to już za nami i nie wróci. Mamy wiele wspaniałych, wspólnych wspomnień, więc zostawmy to już za sobą. To już przeszłość, a teraz to teraźniejszość i tym się zajmijmy.
- Dobrze. Skoro tak chcesz, to okej.
-Ile zamierzasz jeszcze nas szturmować?
-Z godzinę czy dwie. Nie powinno być problemów z wycofaniem, więc niedługo już mnie tu nie będzie. Ty chyba też niedługi będziesz się zwijać, co? Twoja ,,przykrywka" bycia ,,normalnym" prysła.
-Ano prysła. Tak jak to ja niedlugo zrobię. Już nikt nie będzie już chyba szukał autora tego cholernego listu. Tak jak już nikt z wojska nie będzie próbował mnie znaleźć.
- Nie wiedziałem, że potem cię szukali.
-Szukali,ale jak sami uczyli nas się ukrywać to nie powinni się dziwić, że potem nie mogą nas znaleźć.
-Tak, to prawda.
-A ty? Co będziesz teraz porabiał jak już będziesz wolny? - już nie byliśmy na rozmowie wrogów tylko na konwersacji dwóch dawnych koleżków z wojska
-To co zawsze: żył na lajcie. Może od czasu do czasu przeznacze na coś środki, ale raczej nie zamierzam się już wyróżniać.
-Cieszę się z tego. Bardzo.
-Też się cieszę, że się z tego cieszyć - zaczął się śmiać. W przeszłości uwielbialiśmy grać w takie gry słowne.
Nagle rozległ się huk strzału...


Agent✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz