XIII

133 16 5
                                    

Nagle rozległ się huk strzału...

Pospiesznie odwróciłem się w stronę, z której padł. Ujrzałem coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Nie tu. Nie teraz. Ale jednak. Są tu. W całej okazałości. Znani z tego, że gdy wyznaczą sobie jakiś cel, nie zaprzestaną aż go nie osiągną. Rogersi. Oddział niepokonany, najlepszy, najskuteczniejszy. Najwyraźniej obrali sobie już cel. Kogo? Nie trudno zgadnąć. Portera i jego ludzi. Już teraz wiadomo, że trudno będzie się im z tego wylizać. Ale znając Rogersów można uznać, że nie zaprzestaną na nich. O nie. Gdy ktoś wyjdzie żywy z miejsca, gdzie znajdował się ich cel, trzeba to uznać za cud. Oznacza to, że każdy kto jest w tym pomieszczeniu nie może czuć się bezpieczny. Mogą zdjąć każdego. Nawet niewinnego, zestresowanego kadeta, który chciałby się teraz znaleźć w każdym innym miejscu na świecie. Dlatego są tak niebezpieczni. Bo nawet jeśli któryś z najemników Johna ośmieli wziąć sobie zakładnika, już po nim, bo zabiją i zakładnika i go. Nie będą mieć nawet wyrzutów sumienia. Lecą tylko na pieniądze. Chciwi, wstrętni, działający poza prawem ludzie. Ale już nie czas na myślenie. Trzeba działać. Coś wymyślić. Nie będzie to łatwe, już zjeżdżają po linkach na nasze piętro. Rozglądam się i widzę, że każdy z najemników, a nawet sam Porter, już wie co ich czeka, a na pewno nie jest to nic dobrego. Nawet trochę mi ich szkoda, ale pisali się na ryzyko zaczynając w tym fachu. Widzę też, że nie poddadzą się bez walki. Nie wiem czy to dobrze, czy nie. Jeśli nie będą walczyć już po nich, ale jak będą to robić, mogą być przypadkowe ofiary - kadeci. Szkoda, że życie jest tak skomplikowane, ale trzeba zaryzykować. Weźmiemy świeżaków agencji na tyły sali, więc będą strzeżeni przez pierwszą linię walki, którą będą tworzyć ludzie Johna no i ja. Nie lubię siedzieć bezczynnie. Potrafię też obsługiwać broń, co raczej tu się przyda.

-Ej ty! - zawołałem do jednego z podwładnych Portera i wskazałem na trzęsących się kolegów - Pomóż mi wziąć ich na tyły. Widzisz jak są przerażeni, prawda? Nie chcesz chyba, żeby w ataku nagłej paniki któryś z nich wpadł ci pod nogi lub coś podobnego, hmm? - to powinno go przekonać. Pomyślał przez chwilę i skinął głową, a następnie powiedział do swojego kolegi:

-Posłuchaj weźmy te dzieciaki gdzieś na tyły. Nie przydadzą się tutaj. Nawet nie potrafią trzymać broni. Nie ma sensu ich tu dłużej trzymać. Mamy teraz ważniejsze problemy - powiedział mu.

-Masz rację - i zaczął podchodzić do świeżaków i mówić im, aby przeszli na tyły. Dobrze, że choć o tyle będą bezpieczniejsi.

Chcę już pochwycić jakąś broń, ale ten sam najemnik Portera,którego namówiłem do działania, wyrwał mi ją.

- Co ty robisz?! - uniosłem się

-Ja?! To ty dotykasz czegoś, co po pierwsze nie jest twoje, po drugie czego nie umiesz obsługiwać -odpowiedział równie zażartym tonem.

-Uwierz, że umiem - i już chciałem gdzieś strzelić, aby mu to udowodnić, ale wtedy ktoś się wtrącił:

-Oj człowieku, uwierz mu na słowo. Ja już widziałem jak on już się posługuje takimi rzeczami - gdy się odwróciłem, aby spojrzeć na twórce tych słów, ujrzałem Portera - mamy zresztą o wiele poważniejsze problemy. Zresztą, co ty tu jeszcze robisz?! Do roboty! - dokończył rozkazem, a podwładny od razu spełnij go - A ty - spojrzał na mnie - pilnuj się i lepiej, żeby nic ci się nie stało, bo nie skończyliśmy naszej rozmowy, a mam ci jeszcze coś do powiedzenia, zrozumiano? - zauważyłem w jego oczach iskrę troski. Wiedziałem, że tekst, który właśnie powiedział był jednym z największych przejawów troski w jego życiu. Mogło to tak nie wyglądać, ale ja go znałem.

-Tak jest, sir - odpowiedziałem z nutką rozbawienia, próbując rozrzedzić atmosferę

-I nie żartuj sobie ze mnie - powiedział z uśmiechem oddalając się pomału - na to jeszcze będzie czas. Ale zanim on będzie czeka nas dużo pracy - i przyspieszył kroku widząc, że już zaraz Rogersi zaatakują...






Agent✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz