Agenci już dokładnie zorientowali się w sytuacji i jeden po drugim zaczęli mierzyć w nas broń. Ludzie Johna także zaczęli mierzyć w agentów. Już widziałem co się święci. Odnalazłem wzrokiem Johna i dałem mu znać, żeby ,,nasi" opuścili broń. Widziałem jak się zawahał, ale przekazał im moją wiadomość. Teraz spojrzałam na agentów, którzy zauważyli już, że w przeciwnej grupie są świeżacy i że ludzie mojego dawnego kolegi nie mają ich jako zakładników, tylko jako równych sobie. To była ta chwila zawahania i ja zamierzałem ją wykorzystać.
-Oni nam pomogli - krzyknąłem. - Rogersi nas zaatakowali, a oni nam pomogli!
Zapanowało poruszenie. Nie spodziewali się tego. Nie Rogersów. Nie pomocy.
Z naszej grupy wyłonił się Booster. Wow. Zapomniałem już o nim.
-On mówi prawdę. Pomogli nam. Na początku chcieli nas zaatakować, ale potem nam pomogli. Zajmiemy się nimi później, teraz mamy inny, ważniejszy problem na głowie. Nie sądzicie? - ludzie potakiwali, zgadzali się z nim. Uff. To dobrze, bardzo dobrze - Dołączą do naszej obrony dachu. Im nas więcej tym lepiej. Teraz opatrzmy rannych i bierzmy się za przygotowania. A i jeszcze jedno: odciągnijmy od walki dzieci.
Tak jak powiedział się stało. Do rannych zaczęli podbiegać ratownicy, świeżaków odciągali w bezpieczne miejsca. Ludzie Johna szybko zaczęli się dogadywać z agentami. Nie spodziewałem się tego. Naprawdę ostatnio zaskakuje mnie zbyt wiele rzeczy.
Spojrzałem na zegarek. Obliczyłem, że Rogersi z ogarnięciem się powinni tu być za jakieś 10 minut.
-Będą tu za jakieś 10 minut - krzyknąłem.
Reakcja ludzi była natychmiastowa. Zaczeli się ogarniać, sprawdzać spręt itp.
Ja zaś postanowiłem znaleźć Ann. Nie trwało to zbyt długo, zaraz ją zobaczyłem. Wyróżniała się. Patrzyła prosto na mnie. Musiała usłyszeć jak krzyczę. Zaczęliśmy przepychać sie przez ludzi, żeby do siebie dotrzeć. Gdy wreszcie to zrobiliśmy, zaczęliśmy się całować. O taak. To z pewnością polepszy mi ten dzień. Gdy skończyliśmy, popatrzyłem na nią. Zmieniła się troszkę, ale nie tak wiele. Nadal pozostała piękna tak jak zapamiętałem.
-O czym tak rozmyślasz, co? - zapytała i uśmiechnęła się.
- A wiesz, chyba o tym co dziś zjem na obiad. Sama rozumiesz. Ten cały stres i w ogóle. To naprawdę sprzyja głodowi - zażartowałem i zaczęliśmy się śmiać.
-Tęskniłam, Mike
-Tak. Ja też
Przytuliliśmy się. Trochę potrwało zanim powiedziałem:
-Niestety, ale chyba mam coś do roboty.
-Tak, wiem. Ale potem? To co kiedyś? -zapytała z nadzieją
-Tak. Chyba tak. Masz teraz tą godzinkę czy dwie na przemyślenie, gdzie jedziemy, ok? Nie martw się o mnie. Przecież wiesz, że dam sobie radę, prawda?
- Tak, ale zawsze może pójśc coś nie tak.
-Nie dziś, kotek. Nie dziś. Dziś zaczniemy naszą podróż po świecie, choćby nie wiem co.
-Ale ta agencja? Co z nią?
-Myślę, że jakoś przeżyją beze mnie. Zanim to się stanie, odszukałabyś byś takiego chłopaka z czarnymi kręconymi włosami. Dave, prawdopodobnie. Powiedział mi kiedyś w windzie, że jak będę czegoś potrzebować to żeby się do niego zwrócić. Poprosisz go, żeby załatwił spadochron czy dwa,ok? Jak skończy sie walka i będzie jeszcze zamieszanie, dobra? Powtórzysz mu to?
-Jasne - uśmiechnęła. - Widzę, że zaczynamy aktywnie.
- Tylko troszkę - też się uśmiechnęłem i posłałem jej oczko. - Tylko pamiętaj się gdzieś schować na czas walki, dobrze kotek?
-No nie wieem..
- Ann! - skarciłem ją
-To tylko żarcik skarbie. Tylko żarcik. Też cię kocham. - odpowiedziała niewinnie.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoje strony. Poszedłem ogarnąć się jaka jest taktyka. Było chyba oczywistym, że nie będę siedzieć w bezpiecznym miejscu podczas walki. W życiu.
Odnalazłem Johna.
-Hejka. I co? Jak tam idzie współpraca? - zapytałem
- A całkiem nieźle. Naprawdę.
-To bardzo dobrze. Pamiętaj o tym, żeby zwinąć sie pod koniec jak już będziemy wygrywać, wiesz czemu, prawda? Im nie można ufać. Ale w książkach agencji zawsze biedziesz pamiętany jako ten dobry. Nie martw się. Jak coś to ja z Ann też się zwijamy, ale to potem.
-Jasne, Mike. To bardzo dobrze, Cieszę się, że ci się układa. Wiesz, że ja tego zawsze chciałem, prawda?
-Tak. Spokojnie, wiem o tym. - usmiechnąłem, a John odetchnał z ulgą
Nagle ktoś strzelił. Rogersi nadeszli.
-Zaczyna się - powiedziałem
-O tak. - powiedział John
Zapanował taki harmider, jakiego nie widziałem już dawno. Niektórzy padali już ranni lub martwi. Mielismy przewagę liczebną, ale jeden Rogers równa się chyba z 3 normalnych agentów, więc szanse są wyrównane.
Znalazlem dobre miejsce do strzelania. Zawsze staram się strzelać by nie zabić, ale skutecznie unieruchomić. Udało mi się zdjąć 6 czy 7. Jeszcze nie zorientowali się kto ich wybija. Inni agenci też coś tam robili, ale ludzie Johna radzili sobie lepiej. Agenci powinni brać od nich lekcje. Gdy posłałem jeszcze 4 celne strzały, Rogersi zauważyli mnie i naprawdę się na mnie uwzięli. Nie miałem czasu się nawet wychylić zza murku. W sumie to się im nie dziwię. Wybiłem im z 1/4 zespołu. Zobaczyłem, że John zaczyna mnie osłaniać. Złapaliśmy swoje spojrzenia i uśmiechnęliśmy się do siebie.
I ten uśmiech był ostatnią rzeczą jaką zrobił, bo w następnej chwili już leżał na ziemi. Martwy. Niieeeeee. To nie może być prawda. Nieeee. To niemożliwe. Nie John. Nie dziś.
Lekcewaząc ostrzały podbieglem do niego. Oczy nadal mial otwarte. Zamknąłem mu je. Rogersi nie mieli prawa tego zrobić, nie byli godni. Jego ludzie też nie byli w najlepszych nastrojach. Lubili, a co przede wszystkim, szanowali swojego przywodcę. Kazdy oddzielnie i wszyscy razem zdecydowaliśmy, że Rogersi dostaną za swoje, choć by nie wiem co. Wszyscy zaczęliśmy atakować, strzelać( choć ja nigdy nie zabijając). Rogersi po prostu nie mieli szans. Nie w przypływie furii u swojego wroga. Po prostu nie mieli. Jeden, za drugim zaczęli padać, choć naszych też ucierpiało bardzo wiele. Paru ostatnich zabili jeszcze agenci. Gdy otrząsnąłem się z bitewnego szału, znowu podszedłem do Johna. Gdy stałem nad nim, zauważyłem kątem oka jakiś ruch. Nie zdążyłem sie w pełni odwrócić, a trafił mnie pocisk. Poczerniało mi za oczami...
CZYTASZ
Agent✔
ActionMichael mieszka w Nowym Jorku i wiedzie z pozoru typowe życie zwyczajnego nastolatka. Jednak w pewnym momencie dzieje się coś, co zmienia wszystko. Dodatkowo tajemnicza przeszłość, która ciągnie się za chłopakiem i agencja, która nie lubi przyjmować...