Minęły 2 tygodnie od mojej rozmowy z Porterem. Nie widziałem się z nim od tamtej pory, co oczywiście nie oznacza, że przestałem być czujny. Wręcz przeciwnie, zwracałem uwagę na wszystko co było choć trochę podejrzane.
Większość osób przygotowywała się na tzw. wielkie testy, które były za 2 dni. Ja oczywiście nie przywiązywałem do tego większej wagi. Miałem ciekawsze rzeczy jak np.patrzenie jak rozwija się związek Alka z Rose. Czasami Alek stosuje dziwne podrywy, z czego zawsze się śmieję, ale na szczęście Rose to nie przeszkadza. Powiedziała mi nawet ostatnio, że to trochę słodkie. Gdy przekazałem to Alkowi był wniebowzięty. Teraz patrzę jak razem się "uczą". Uczą w sensie takim, że Rose się uczy, a Alek cały czas wpatruje się w nią. Patrząc na nich uświadomiłem sobie jak bardzo tęsknie za Ann i jak bardzo mi jej brakuje. Jej uśmiechu, wygłupów, a nawet karcącego spojrzenia. Nie odzywała się do mnie już przez jakiś czas. Pewnie niedługo to zrobi. Oby.
Po paru minutach wpatrywania się w sufit i rozmyślania zdałem sobie sprawę, że zbliża się już noc. Poszedłem, więc z większą ilością osób do windy, żeby zjechać do łazienki. Spotkałem w niej też Alka.
-I co? Jak tam idzie z Rose? Widzę, że coś grubszego się kroi - zacząłem rozmowę
-Chyba tak. Ona jest taka wspaniała... Widziałeś jej uśmiech? Przepiękny. A te oczy?!?! - chyba się rozmarzył. Zaśmiałem się z tego
-Ziemia do Alka - mówiłem ze śmiechem
-Haha. Bardzo śmieszne, ale nie zaprzeczysz, że jest piękna, czyż nie? - zapytał
-Nie zaprzeczę - odpowiedziałem nadal uśmiechając się
Gdy winda dojechała na odpowiednie piętro wziąłem bardzo długi prysznic. Tak długi, że byłem prawie sam, gdy wyszedłem spod niego. Ociągałem się dziś jak mogłem. Byłem bardzo zmęczony. Niby się dużo nie uczyłem, ale przeczytanie ogólnego streszczenia z czego będą te tzw. wielkie testy też wymagało wiele wysiłku. Miałem zresztą na naukę jeszcze cały jutrzejszy dzień.
Szedłem krok po kroczku w stronę windy, gdy nagle ktoś zapytał:
-Wow. Ale tatuaż! Skąd go masz? - odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka, który miał chyba z 20 lat. Miał na myśli mój tatuaż na plecach. Chyba któregoś kawałka nie zasłaniała koszulka. Przedstawiał on smoka ziejącego ogniem
-Ten na plecach? - zapytałem, a gdy przytaknął powiedziałem - Zrobiłem go sobie w Goldcountry w Las Vegas. Polecam gorąco ten lokal. Robią tam naprawdę wspaniałe rzeczy.
-Widać. Ten smok jest wspaniały. Dobry wybór - uśmiechnął się jeszcze i poszedł w swoją stronę
Ponownie zacząłem sunąć powoli do windy. Gdy do niej dotarłem musiałem czekać jeszcze chyba z jakieś 7 minut aż przyjedzie. Widać był duży ruch na niższych piętrach. Mogliby dobudować jeszcze jedną taką. Byłoby szybciej. Wysiadając z windy spojrzałem na zegarek. Było już po północy. Musiałem wziąć naprawdę długi prysznic... Jak to dobrze, że to nie ja płacę rachunki za takie rzeczy... Zauważyłem, że większość osób już spało albo była blisko tego stanu. Podszedłem do swojego materacu i padłem jak długi. Mało co i bym nie usną, ale nagle coś zauważyłem. Było to światło. Światło?! Tak, to chyba światło. Było przerywane, czyli ktoś nadawał alfabetem Morsa. Wstałem na łokcie. Takich świateł było sporo na dachach różnych, pobliskich budynków. Po precyzji stwierdziłem, że nadawali je doświadczeni ludzie. Pewnie są od Portera. Dobry pomysł z tymi światłami, a tylko on na takie wpada. Z niższych piętr nikt ich nie może zobaczyć, a z tego piętra nikt na takie rzeczy nie zwraca uwagi, a ja zrobiłem to tylko dlatego bo to światło poraziło mnie w oczy. Z resztą te światła były ledwo widoczne i musiałem wytężyć wzrok, aby je ujrzeć. Pomysł doskonały, prawie nie do wykrycia. To na pewno ludzie Johna. Chciałem odczytać co sobie przekazują, ale byłem zbyt zmęczony. Postanowiłem, że zajmę się tym jutro. Ale wniosek jest jeden. Bardzo widoczny: Porter zaczął już coś działać...
CZYTASZ
Agent✔
ActionMichael mieszka w Nowym Jorku i wiedzie z pozoru typowe życie zwyczajnego nastolatka. Jednak w pewnym momencie dzieje się coś, co zmienia wszystko. Dodatkowo tajemnicza przeszłość, która ciągnie się za chłopakiem i agencja, która nie lubi przyjmować...