deux

1.1K 125 52
                                    

Po lekcjach Luke cierpliwie czekał na rudowłosą dziewczynę, jednak ta postanowiła nie zjawić się w umówionym miejscu i wymsknąć tylnym wyjściem o którym blondyn nie miał jeszcze pojęcia. Skazany na tylko i wyłącznie siebie, postanowił jakoś wydostać się z tego ogromnego budynku, przepełnionego artystami.

Drugiego dnia swojej styczności z plastykiem, pierwszą rzeczą jaką zrobił, było złapanie Marion i wygarnięcie jej wszystkich rzeczy.

-Hemmings, zluzuj gacie, jesteś już dużym chłopcem, jakoś sobie poradziłeś -stwierdziła obdarzając go krótkim spojrzeniem, po czym udała iż zawzięcie szuka czegoś w swojej szmacianej torbie.

-Obiecywałaś że mnie oprowadzisz -burknął, wyrywając jej przedmiot z dłoni, na co zgromiła go wściekłym spojrzeniem. -Czuję paniczny lęk, kiedy otacza mnie tyle osób, te natarczywe spojrzenia świdrujące moją osobę, a ja nawet nie wiem gdzie są cholerne kibelki żeby schować się przed tą szarańczą! -wyrzucił ręce w powietrze unosząc się na dziewczynę, jednak ta zlustrowała go ze znudzonym wyrazem twarzy.

-Drugie piętro, prosto i na lewo -Luke wywrócił wzrokiem na jej słowa. Była tak bardzo trudną i irytującą go dziewczyną. Jeśli tyle narzekasz to czemu jeszcze się z nią zadajesz? Być może i przyprawiała go o białą gorączkę, ale wolał już męczyć się z nią u boku, niż zmagać się samemu w olbrzymiej szkole.

-Marion, proszę cię -przystanął w miejscu, co też postanowiła zrobić dziewczyna uprzednio wyrywając z jego dłoni swoją torbę. Ciche westchnięcie opuściło jej usta, jednak od niechcenia spojrzała w smutne oczy Luke'a. W tej chwili jej upartość i wredota, ulotniły się natychmiastowo.

-Dobra, oprowadzę cię -ponownie westchnęła, obserwując Luke'a z lekkim uśmiechem, kiedy blondyn szeroko się uśmiechnął i radośnie jej podziękował. -A teraz chodź coś zjeść, bo głodna Marion jest w stanie wydłubać ci oczy lub wypatroszyć i postawić na swoim kominku -syknęła widząc znienawidzonego przez nią Brada z trzeciej C, który zajadał się jej ulubionymi kanapkami z jarmużem.

-Musisz też wypchać mnie trocinami, abym jakoś stał -dopowiedział, co szybko zignorowała.

-Szybciej! -pogoniła go, szarpiąc za kaptur szarej bluzy. Obydwoje wyswobodzili się z ciasnego i zatłoczonego budynku, wychodząc na o wiele spokojniejszy dziedziniec. Luke przystanął na chwilę w miejscu podziwiając piękno tego miejsca. Wszystko w tej szkole było takie inne, niezwykłe. Patrząc na każdą rzecz znajdującą się w szkole, miał ochotę po prostu przelać ją na kartkę.

-Hemmings rusz dupę -Luke otrząsnął się z zauroczenia dziedzińcem, kiedy doszedł go zrzędliwy głos Marion. Dziewczyna zasiadła na jednej z ławek i zaczęła wyciągać swój upragniony lunch. Luke dosiadł się obok niej i także postanowił skorzystać z przerwy na zjedzenie czegoś.

-Co ty masz za zielsko w kanapce? -uniósł brwi przypatrując się wiecznie naburmuszonej dziewczynie. Ta tylko go przedrzeźniła po czym zabrała gryza swojego pieczywa.

-Nie zielsko tylko jarmuż, źródło witaminy C -odparła z podirytowaniem w głosie, na widok tępego wyrazu twarzy blondyna, jak by chciał powiedzieć "co ty do mnie kurwa mówisz?" W sytuacji Marion było to bardzo adekwatne, zważając na to iż często przeklina.

-Nutella, źródło witaminy B12 -pomachał dziewczynie przed twarzą słodką kanapką, na co ta udała odruch wymiotny.

-Jak ty możesz to jeść? Przerzucił byś się na coś zdrowego, no spróbuj tylko jakie to jest dobre -przysunęła jedzenie do jego twarzy, na co gwałtownie się odsunął, prawie upadając na ziemię.

-Nie zjem tego! -uniósł się, odsuwając od siebie jej ręce.

-Zjedz bo inaczej nazwę cię ciotą -burknęła, nadal usiłując wepchać mu to "obrzydlistwo".

Artist | MukeWhere stories live. Discover now