treize

793 104 9
                                    

  Jego kciuk zawisł nad numerem Michaela.  

Kiedy Luke w końcu zebrał w sobie wszystkie siły, kliknął w jego kontakt i powoli przyłożył telefon do ucha. Nastąpił pierwszy sygnał, za chwilę drugi a z nim trzeci i też ostatni. Luke cicho westchnął, spoglądając w ekran komórki, który po chwili zgasł. Blondyn ponowił próbę dodzwonienia się do Michaela, jednak rezultaty były takie same. W końcu w złości odrzucił telefon obok siebie, po czym opadł na poduszki, a ciche westchnięcie wymsknęło się z jego ust. 

Czuł się taki samotny w tej chwili, chociaż jutro znów będzie w towarzystwie Marion. Zastanawiał się w tej chwili, jak się bawi z Ashtonem, najchętniej by zadzwonił, lecz nie chciał jej przeszkadzać.

W końcu podniósł się z łóżka i podążył w stronę łazienki, aby spłukać z siebie cały brud z minionego dnia. Po dość długim prysznicu, ułożył się w łóżku z nadzieją iż na jego telefonie będzie już parę nieodebranych wiadomości, kiedy tak na prawdę nie było nawet marnego esemesa od operatora. Luke przycisnął swój policzek do poduszki po czym zagryzł nerwowo wargę wpatrując się w sam koniec łóżka. W jego głowie odtworzył się obraz, kiedy ostatnim razem Michael leżał właśnie w tamtym miejscu. Blask księżyca oświetlał jego idealną twarz i sam kolorowowłosy chyba nawet nie miał pojęcia, jak wielki zachwyt wzbudza w Luke'u. Ba, nawet nie tylko tamtej nocy. Z każdym ich spotkaniem, Luke odczuwał dziwne uczucia w stosunku do Michaela. Spytasz, czemu miłość to dziwne uczucie? Wytłumaczmy, Luke był pokroju Marion, która wiele razy powtarzała iż nienawidzi się śpieszyć z niektórymi rzeczami, blondyn był taki sam. Uważał to tylko za zauroczenie. Wiedział że z czasem, drobne zauroczenie przerodzi się w coś więcej i być może to najbardziej go przerażało? Strach przed tym iż nie wie o nim wielu istotnych rzeczy, zakocha się w nieodpowiedniej osobie czy... coś o wiele gorszego, zakocha się bez odwzajemnienia.

Michael był niczym obraz Galla Anonima, same płótno zapełnione kolorami bez żadnej informacji o malarzu, jak głupie imię i nazwisko. I mogło by się wydawać iż wiedział o coś o jego przeszłości, zainteresowaniach, lecz nadal było to zbyt mało.

Każde dziwne zachowanie Michaela zapisywało się w jego głowie, chciał wszystko złożyć w spójną całość, dość do czegoś. 

Clifford potrafił być raz słodki i troskliwy, a za chwilę rzucał słowami niczym ostrymi sztyletami. W głowie Luke'a od razu otworzyło się ich drugie spotkanie, które miało być zakończeniem ich znajomości. A co jeśli ciągnięcie jej do dziś było jednym wielkim błędem? 

Całą tą znajomość najłatwiej można określić pełną puszką farby. Z każdym dniem w tym ich spotkaniami, ze środka wypływają pojedyncze kropelki, które z następnymi dniami przeradzają się w strumienie. Kiedy więź się posili, marna puszka stanie się istną fontanną, a tkwiący w niej kolor ubrudzi każdą napotkaną rzecz. W końcu nastąpi punkt kulminacyjny, jeden, wielki wybuch, który można interpretować na parę sposobów. Destrukcję spowodują ich dobre stosunki oraz narastająca namiętność lub ta o wiele gorsza opcja, zniszczenie wszystkiego, ogromny smutek, aż w końcu pewna tragedia. Ta puszka to nasze życie, które zalewa się barwną falą nieszczęść. Każda plama farby jest niczym blizna, która już nigdy nie zejdzie, z ciała czy serca. 

W pewnym momencie telefon Luke'a za wibrował, wyrywając go z jego głębokich rozmyśleń. Blondyn szybko sięgnął po czarny przedmiot, mając nadzieję ujrzeć na ekranie imię zaczynające się na literkę 'M'. Cóż, faktycznie na ta się zaczynało, jednak osoba dzwoniąca nie miała barwnych włosów, lecz rudawe loki. Po mimo tego, lekki uśmiech zawitał na jego twarzy.

-Hej -mruknął cicho, spoglądając kątem oka na migające cyferki które wskazywały północ. -Nie śpisz? -Uniósł brwi, przysłuchując się ciężkiemu oddechowi Marion. Czyżby do czegoś doszło? (lenny face)

Artist | MukeWhere stories live. Discover now