-Wiedziałem że wymyślisz coś chorego -burknął Luke, przeskakując kawałki betonowej ściany, z których aż się kurzyło. Clifford postanowił zaciągnąć go na ruiny pewnej kamiennicy, tłumacząc mu jak by to na prawdę był jakiś fascynujący obiekt, kiedy było to tylko siedlisko kurzu i brudu.
-Nie mam zamiaru cię tu ukamieniować -wywrócił wzrokiem, odgarniając butem kawałki gruzu. -Może i to miejsce nie wygląda najlepiej, ale jest jednym z moich ulubionych. -Dodał łagodnie, spoglądając w stronę blondyna, który prawie wylądował twarzą w betonie. Cichy śmiech opuścił jego usta, po czym podążył przed siebie. Luke prawie dobił do jego pleców, kiedy ten zatrzymał się w miejscu. -Uważaj -mruknął, ciągnąc go za rękaw w stronę czegoś co kiedyś było oknem, natomiast bez ramy oraz szyb, była to po prostu ogromna dziura. Michael ostrożnie wdrapał się do środka, siadając na czymś co kiedyś było parapetem. -Siadaj -poklepał dłonią miejsce na przeciwko siebie, kierując swe słowa do Luke'a, który ciągle badał wzrokiem cały środek ruiny. Przełykając głośno ślinę, podszedł do Clifforda, zasiadając na wyznaczonym przez niego miejscu. Lekko się skrzywił, kiedy w jego dłoń wbiło się parę ostrych kamyczków. Strzepując je ze skóry, skierował wzrok na lekko granatowe niebo, na którym zaczynały pojawiać się migoczące punkciki. Michael także zachwycał się urokami nocy, a jaskrawe gwiazdy, odbijały się w jego dużych oczach.
-Twój ulubiony Malarz? -zapytał nagle, wybudzając Luke'a z transu. Blondyn poprawił się na miejscu, a odpowiedź od razu nasunęła mu się na język.
-Vincent Van Gogh -odpowiedział, na co Michael wywrócił wzrokiem.
-Mogłem się tego spodziewać -westchnął. -Van Gogh był na prawdę dobrym malarzem, ale oprócz niego są też inni równie dobrzy, a za to mniej znani.
-To kto jest twoim ulubionym? -zapytał, opatulając kolana ramionami i opierając na nich brodę. Michael delikatnie się uśmiechnął, po czym z kieszeni bluzy wyciągnął jabłko. -Kto normalny nosi w kieszeniach jabłka? -parsknął, otrzymując od Michaela nadal ten sam uśmieszek.
-Uwielbiam jabłka o każdej porze, a teraz patrz -nakazał, machając na niego placem, po czym zasłonił owocem swoją twarz. -Coś ci to przypomina?
-Czekaj! Wiem, miałem to w książce z francuskiego... Kurde jak to się nazywało -popadł w natychmiastowe zamyślenie, na co Michael uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
-Koleś, chodzisz do plastyka, powinieneś to już dawno znać, albo przynajmniej z książki do sztuki, a nie do francuskiego, a nawet jeśli to musisz zapamiętać obraz mojego ulubionego malarza! -uniósł się, zakładając ręce na klatce piersiowej i wykrzywiając usta w grymasie, co dla Luke'a i tak było urocze...
-Dobra, wyluzuj, chyba już wiem, Syn Człowieczy? -kolorowowłosy przytaknął na jego odpowiedź, jednak nadal nie do końca był zadowolony.
-Podaj malarza.
-Yyyyyy... René Margherita? -zagryzł wargę, spoglądając na niego wyczekująco. Michael pokiwał głową, punkt dla Luke'a! -Oczywiście wiedziałem to od początku, tylko się z tobą droczyłem.
-Nie pierdol Luke, powiedziałeś Margherita, pieprzona margherita! René Magritte, M A G R I T T E -uniósł się, przeliterowując nazwisko, na co Luke się zaśmiał. Michael tak bardzo się tym przejął, jak by jego włosy miały zaraz zmienić kolor na płomienną czerwień. -Przy tobie można dostać białej gorączki, jak nauczyciele z tobą wytrzymują? -westchnął, opierając się plecami o chropowaty murek.
-Cóż, ulubieńcem Pettersona to ja raczej nie jestem, uwziął się na mnie że nie mam własnego stylu -odparł, kolejny raz wzdrygając się przez cholerne kamyczki, które uwzięły się na jego dłoń. Michael cicho zachichotał, widząc poczynania blondyna, jednak szybko spoważniał na myśl Pettersona, który między innymi był w komisji, kiedy prezentował swój obraz tego przeklętego dnia.
YOU ARE READING
Artist | Muke
FanfictionLuke to chłopak o duszy artysty. Mając już dosyć swojej ponurej szkoły, przepisuje się do jednej z najlepszych szkół plastycznych w mieście w której aż huczy o absurdalnym i tajemniczym Michaelu Cliffordzie. Grafika na okładce należy do AuroryLion.