dix-sept

749 96 68
                                        

Czarnowłosy ostrożnie wychylił się zza ceglastej ściany, starając się zachować dyskrecję. Chwilowo wstrzymał oddech, kiedy jego oczom ukazał się rozanielony Hemmings wchodzący do samochodu, a u jego boku główny element całej gry, czyli Michael Clifford. Drżącymi dłońmi z kieszeni swoich spodni, wyciągnął srebrne urządzenie, jakim był niewielki aparat fotograficzny. Robiąc krok w przód, dokładnie nakierował aparat na ich dwójkę, a następnie wykonał parę fotografii. W jego wnętrzu zaświecił płomień satysfakcji, kiedy udało mu się uchwycić Michela, oplatającego ramieniem, Luke'a w talii. Przez chwile, delikatnie wyłaniając się zza ściany, obserwował odjeżdżający samochód, a po nim unoszący się w powietrzu dym ze spalin.

Czarnowłosy odetchnął z ulgą, po czym sięgnął po komórkę i wykonał połączenie do pewnej osoby.

-Udało się -szepnął do słuchawki, a na jego ustach wymalował się delikatny uśmiech. -Aktualnie gdzieś wyjechali, ale potrafię się włamać do ich nawigacji, jeśli chcesz -dodał szybko, chcąc jak najbardziej zaimponować swojemu "szefowi", jednak ten zbył go cichym prychnięciem.

-Teraz już sobie poradzę, nie potrzebuję twojej pomocy -odparł sucho, na co chłopak przełknął głośno ślinę, poprawiając spadające z jego nosa okulary. -Zaraz przeleję na twoje konto hajs na ten twój wypasiony kalkulatorek i możesz spadać.

-Och, tak, dziękuje -wyjąkał, przytakując głową, jednak od razu zorientował się iż jego rozmówca tego nie zobaczy. Idiota.

-Nie zapomnij przesłać mi zdjęć, a teraz żegnaj, Calum.



***

-Czekaj, bo trochę to do mnie nie dociera, ja na prawdę dałem namówić się na biwak z dziewczyną która mnie nienawidzi, Ashtonem który wszystko niszczy i jest dzieckiem słońca...

-Tak, ale w tym całym komplecie jestem też ja, więc nie marudź -Luke dźgnął go w bok, na co Michael wywrócił z rozbawieniem wzrokiem.

Szczerze mógł przyznać iż bardzo ucieszył się na propozycję wspólnego biwaku z Luke'em, jednak... Ten idiota nie powiedział mu o pozostałej dwójce towarzyszy. Jak dobrze że wziął rano tabletki na uspokojenie.

-Wyluzuj, dostaniecie z Hemmingsem wspólny namiocik -parsknęła rudowłosa, opierając się o oparcie swojego siedzenia, kiedy spoglądała na zawstydzone twarze chłopaków. -A jeśli coś nie pyknie, to pretensję proszę do organizatora tej jakże cudownej wycieczki, Ashtona Irwina! -wskazała gestem dłoni na blondyna siedzącego za kółkiem, nawet nie starając się ukryć sarkazmu w swoim głosie. 

Ashton jedynie wybuchnął śmiechem, zgadzając się na jej warunki, niby w żarcie.

-Chyba typowe pytanie, ale, gdzie do cholery nas wywozisz? -zapytał blondyn, spoglądając kontem oka na Michaela który sugestywnie poruszał brwiami, a następnie szepnął cicho "gwałt w lesie". -Jezu Michael opanuj Cliffoconde. 

-Chciałem odpowiedzieć że zabieram was w ładne miejsce i do tego dołączyłbym szczegóły, ale teraz martwię się o swoją tapicerkę -odparł udając poważnego, a do jego uszu dotarł głośny śmiech Marion (dźwięk umierającej orki).

-Czy możecie przestać z tymi podtekstami seksualnymi? -jęknął Luke, opadając na swoje siedzenie z naburmuszoną miną.

-To ty zacząłeś z tą Cliffocondą -dogryzł mu kolorowowłosy, także nie potrafiąc powstrzymać się od wybuchu śmiechem.

***

Po kolejnej przygodzie ze skończonym paliwem w której Marion miała okazję brać już drugi raz udział, w końcu dotarli na miejsce. Na szczęście stacja benzynowa było dość blisko, wystarczyło tylko popchać ten niecały kilometr, kilkutonowy samochód, co to tam dla takiej silnej kobiety jaką jest Marion. Z tej furii na Irwina, zajęło jej to szybciej niż wszyscy mogli by się spodziewać.

Artist | MukeWhere stories live. Discover now