Rozprzestrzeniające się języki ognia. Żółte i czerwone barwy pochłaniające każdą kąt pomieszczenia. Zwęglony stolik, który dawał wrażenie mającego rozsypać się na drobny mak, mebla. W oddali poszarzałe zasłony, które powoli zostawały pożerane przez ogień.
Samo patrzenie wywoływało dreszcze, aż włosy stawały dęba. Odczucie tak wielkie, aż straszliwy gorąc oblewał skórę, a w ustach brakowało śliny. Lecz same ogniki nie stanowiły jedynego niepokoju.
Twarz, rozmazana, kompletnie zniszczona, stróżkami ściekająca aż do poranionych stóp. Cała w rozsypce, prócz oka, szeroko otwartego oka. Zaczerwienione i przerażone.
Czarne, dziurawe szaty okrywające poparzone i ranne ciało. Długie i workowate stanowiące swą barwą, kontrast dla pomarańczowych obok płomieni.
Tak realistyczny, wywołujący tyle odczuć, przez samo patrzenie.
-Niesamowite -niedowierzający szept opuścił usta starszej kobiety, po tym jak poprawiła na nosie, opadające okulary.
Pani Laure Chatier, ceniona i znana malarka, a także dyrektorka jednej z najbardziej prestiżowej szkole artystycznej we Francji. To właśnie stamtąd przybyła prosto do Australii, aby ujrzeć coś niezwykłego. Sztukę do której parę lat temu nie była przekonana, choć nie tak silnie jak reszta jurorów.
Choć jego obrazy w tamtym czasie ją zawiodły, nie przestawała w niego wierzyć. Czuła iż jego nazwisko stanie się kiedyś słynne, a jej oczy ujrzą coś ta niezwykłego i emocjonującego.
-Panie, Michaelu, chociaż nie mówiłam tego głośno, wierzyłam w Pana i wiedziałam że ten sukces kiedyś w końcu nastąpi -powiedziała z entuzjazmem w głosie, nie potrafiąc powstrzymać szczerego uśmiechu, na jej ustach.
Czerwonowłosy poczuł dumę, a słowa musiały otworzyć się parokrotnie w jego głowie, aby zrozumiał iż są prawdziwe, skierowane do niego, w tej chwili.
Ostatnie tygodnie były cudowne jak i wyrwane niczym z dramatu. To właśnie minione wydarzenia zainspirowały go do stworzenia owego obrazu.
"Okryty ogniem" tytuł zwykły, choć interpretowany na wiele sposobów. Jaka wiec była interpretacja Michaela?
Malując obraz wcale nie myślał o tym jak bezsilny był w dzień, gdy jego pracownia została podpalona, a on uwieziony w jej czterech ścianach. Starał się przypomnieć to, co czuł wtedy gdy ujrzał spanikowanego Luke'a. Duszącego się od dymu, z załzawionymi oczyma.
Uratował go, ochronił go niczym płaszcz przed zimnem, okrył go. Lecz czemu ogniem?
Wtedy, kiedy jego skóra piekła, a on w boleściach cierpiał, Luke objął go swymi ramionami. Równie gorące, i choć jego dotyk nie złagodził bólu, a wręcz go posilił, poczuł się wtedy niebiańsko. Ból o którym wiedział iż jest dobry. Ból który musiał istnieć, aby on sam mógł robić to samo, do końca spokojnej, starczej śmierci.
W swoim wnętrzu czuł złagodzenie. Dlatego okryty ogniem. Luke był jego ogniem przez to jak gorący był jego dotyk, lecz niósł w sobie coś dobrego. Chciał go uratować, a nie usmażyć żywcem jak ogień.
-Co było pańską inspiracją? -zapytała, uważnie przyglądając się jego twarzy, dokładnie miejscu w którym malowała się różowa blizna. Skaza pozostawiona przez felerny pożar. Oprócz niej oraz paru drobniejszych na dłoniach, jego stan był pod kontrolą.
Clifford kilkukrotnie zamrugał, widząc iż kobieta ciągle czeka na jego odpowiedź.
-Moje dziwaczne życie. Wzięte z niego wydarzenia które najbardziej zapadły mi w pamięci oraz pewna osoba -z ostatnimi słowami, kąciki jego ust delikatnie drgnęły w górę.
YOU ARE READING
Artist | Muke
FanfictionLuke to chłopak o duszy artysty. Mając już dosyć swojej ponurej szkoły, przepisuje się do jednej z najlepszych szkół plastycznych w mieście w której aż huczy o absurdalnym i tajemniczym Michaelu Cliffordzie. Grafika na okładce należy do AuroryLion.