6: They Don't Know

318 34 2
                                    

Delikatnie wyswobodziłam się z uścisku chłopaka, po czym osunęłam się z łóżka. Nie mogłam go obudzić.
Najciszej jak tylko potrafiłam zeszłam po schodach do kuchni. Przez okna wpadały promienie porannego słońca, przez co pomieszczenie wyglądało przytulnie. Nie to co zwykle, czyli mrocznie, jak to przystało na kuchnię seryjnego zabójcy, psychola i w końcu nieogarniętego siedemnastoletniego dzieciaka.

Nadal zachowując ciszę zajęłam się przygotowaniem kawy. Chcąc nie chcąc muszę ją pić, bo inaczej chyba bym padła. Przez te głupie sny nie potrafię spać, no i do tego jeszcze dochodzi świadomość, że Lukas jest obok.

Waniliowe Latte w moim wykonaniu nie było nawet podobne do tego ze Starbucksa, ani smakiem, ani w sumie niczym. Było głównie beznadziejne.

Upiłam jeden łyk napoju z kubka, którego po chwili nie było w moich dłoniach. Przede mną stanął Lukas, który również skosztował mojego dzieła. Jego poranny wygląd i widocznie zarysowane mięśnie brzucha wprawiały mnie w szewską pasję. Nie potrafię przyznać tego nawet przed samą sobą, ale ten pieprzony psychol mnie pociąga. Podoba mi się. Podoba mi się jego uśmiech, podobają mi się jego oczy, podobają mi się jego mięśnie, podoba mi się jego charakter. Cholera, zakochałam się. Chyba.

- Jest niezdatna do picia. - prychnął. - Nie nadajesz się na baristę. - uznał, wchodząc do salonu.

Muszę dziękować Bogu za to, że on ma dzisiaj dobry humor, bo inaczej już dawno dostałabym za to, że wstałam wcześniej niż on.
Ale przecież ja już nie wierzę w Boga.
Odkąd mnie opuścił w tak trudnych chwilach, myślę, że w ogóle nie istnieje. Ale to tylko kwestia poglądów.

- Coś się stało, panienko Meadow? - zapytała Jamie, służąca chłopaka.

- Nic, nic, Jamie. - posłałam jej ciepły uśmiech, wchodząc na korytarz prowadzący do mojego pokoju.

Zasłony były zasunięte, a więc w środku było ciemno jak w Egipskim grobowcu. Kiedy odsłoniłam pierwszą zasłonę, w środku zapanowała jasność, w jakiejś części oczywiście, ale zawsze to coś. Zdusiłam okrzyk, kiedy ujrzałam na podłodze kałużę z krwi a w niej Mike'a. Nóż wbity w jego klatkę piersiową nosił moje inicjały rodowe. Moje serce złamało się właśnie na miliony maleńkich kawałeczków, a oczy zaszły łzami.
Uklękłam przy jego zimnym ciele i ponownie zaczęłam wątpić w dobroć tego na górze. Mówią, że nas kocha, ale jeśli tak ma ukazywać nam swoją miłość to ja już przestanę w nią wierzyć.

- Mike... - szepnęłam, ujmując jego dłoń w swoje ręce. Nie przeszkadzał mi jej chłód. Chciałam tylko, żeby znów się obudził. I naprawdę wyruszyłabym niebo i ziemię, aby móc tego dokonać.

They don't know how special you are
They don't know what you've done to my heart
They can say anything they want
Cause they don't know us*
____________________
*They Don't Know About Us - One Direction ( Uzależniłam się od tego ostatnio xd )

Wstawiam rozdział z okazji świąt i moich jutrzejszych urodzin, mimo tego jak bardzo ciężko mi się pisze. Podoba się wam? Bo mi tak, w sumie to jeden z najlepszych bo czuję, że wszytko wcześniej spieprzyłam ;-;

Myślę, że także powinnam dodać, że ta śmierć Mike'a w tym rozdziale jest "prawdziwa", w ta wcześniejsza była tylko snem. To tylko po to, żeby później nie tłumaczyć ;)

Tak w ogóle to... WESOŁYCH ŚWIĄT!!! <33333

Alex Blake xx

we are the same; riegerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz