- Ale jak to skoczymy przez okno? Zwariowałeś do reszty? Przecież my się pozabijamy, idioto! To jakieś dziesięć metrów! - wybuchłam, nie zważając na tego ewentualne skutki.
- Cicho bądź, Meadow! Usłyszą nas! Ja mam plan, nie martw się tylko po prostu mi zaufaj.
Zamknęłam oczy głęboko oddychając, po czym złapałam Riegera za rękę.
- Niech dzieje co ma się dziać. Tylko proszę, postaraj się nie pozbawić nas życia. Ufam ci. – przełknęłam głośno ślinę i wyszłam za chłopakiem z naszej kryjówki. Kiedy zaprowadził nas pod okno ponownie opuściłam powieki. Serce biło mi coraz szybciej, chociaż jeszcze nic nie zrobiliśmy. Nie, to on nic nie zrobił. Tak naprawdę ja nie gram tu dużej roli, po prostu oddaję się w jego ręce. Tak zwyczajnie przestaję się bać.
Poczułam jego dłoń na policzku, a następnie w tali... Potem już tylko powiewy wiatru, kiedy spadaliśmy z ostatniego piętra.
Zaskoczeniem było to, kiedy zamiast zakończyć swój żywot na ulicy wylądowaliśmy w krzakach. Co prawda to nie było idealnie miękkie lądowanie, ale przynajmniej się nie zabiliśmy.
- Podobało ci się? – głupawy uśmiech zagościł na twarzy blondyna, kiedy tylko wygramolił się z rośliny. – Normalnie mógłbym to nawet powtórzyć, ale tak jakby musimy uciekać.
- No coś ty, zapomniałam. – burknęłam. – I nie, nie podobało mi się. Mogliśmy się pozabijać!
- Ale się nie pozabijaliśmy. – mruknął. – W ogóle od kiedy ty masz takie przewrażliwienie na punkcie śmierci?
- Może od kiedy kilkakrotnie przykładałeś mi nóż do gardła?! – wybuchłam, autentycznie nie wytrzymałam.
- Może mnie to podnieca?!
- Ha, bo może jesteś pierdolonym mordercą?!
- Może, kurwa, jestem! A tobie nic do tego, radź sobie sama, idiotko! Spierdalaj! – wydarł się, przy ostatnim słowie wskazując ręką na ulicę. Jego twarz poczerwieniała ze złości a oczy przybrały kolor oceanu podczas sztormu, tyle, że kilka razy ciemniejszego. Zaciskał pięści, aż pobielały mu knykcie, ale powstrzymywał się, by mnie nie uderzyć. To była nowość w jego zachowaniu, naprawdę. – Powiedziałem spierdalaj, czego nie rozumiesz, kurwo?!
Podniosłam głowę, aby spojrzeć prosto w te zazwyczaj pięknie błękitne tęczówki. Mimo tego, że w moich oczach zbierały się łzy, nie miałam zamiaru płakać. Na pewno nie przy nim. Mogłabym tylko wszystko pogorszyć, sprawić mu cholerną satysfakcję.
- Nigdzie nie pójdę. – wycedziłam przez zęby. – Dlaczego mi to robisz, do cholery?! Najpierw chciałeś uciekać razem ze mną, chciałeś... Chciałeś tak wiele, obiecałeś...
- Chciałem, ale nie chcę. Nie brałbym cię ze sobą gdybyś się we mnie nie zakochała! Dlaczego to zrobiłaś, co? Dlaczego we mnie, tak bardzo nieodpowiedniej dla ciebie osobie?
- Czy ty myślisz, że to jest takie proste? Że sama wybieram sobie w kim się zakochuję?! Że mam wpływ na to jak bardzo ta osoba jest dla mnie nieodpowiednia?! - krzyczałam, wymachując rękami. Ale Lukas tylko prychnął i odwrócił się na pięcie, po czym odszedł przed siebie. Przez chwilę stałam sparaliżowana, wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę, póki nie otrzeźwiałam i nie pobiegłam za nim.
Wiem, że kazał mi odejść. Tak naprawdę jestem dla niego jedynie kulą u nogi. Chociaż mimo tego wiem, że w głębi serca on aż pragnie, abym była w tym wszystkim razem z nim. Pomimo niebezpieczeństwa.
Nie odezwał się do mnie, nawet się nie odwrócił, by sprawdzić, czy na pewno za nim idę. Zachowywał się tak jakbym była niewidzialna, jakby mnie tutaj nie było. To bolało.
- Lukas... - zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć. Blondyn odwrócił się, zatykając mi usta dłonią.
- Zamknij się. - warknął. - Tak trudno chociaż przez chwilę być cicho? Chcę pomyśleć, bo kurwa jakby nie patrzeć potrzebujemy się gdzieś schować.
Delikatnie złapałam za jego nadgarstek i zajęłam jego dłoń z mojej twarzy. Wysilałam się na lekki uśmiech, choć na moich ustach malował się grymas.
- Dobrze, Lu. Przepraszam. - wyszeptałam, zwieszając głowę. Rieger odwrócił się i pociągnął mnie za rękę w inną stronę, niż dotychczas się kierowaliśmy.
Po jakimś czasie dotarliśmy za miasto. Lubiłam tu kiedyś przyjeżdżać razem z rodzicami. Można tu zobaczyć niesamowite zachody słońca. To wspaniałe uczucie siedzieć wśród łąk pełnych kwiatów i podziwiać słońce znikające za horyzontem. Szczególnie wtedy, kiedy jego ostatnie promienie padają na kwiaty i trawę. Kochałam to tak mocno, kochałam te miejsce... I osoby, z którymi to miejsce dzieliłam.
- Jeszcze tylko trochę i będziemy. - stwierdził Rieger, zatrzymując się, by załapać oddech po długim marszu.
- Gdzie? Masz tutaj jakąś kryjówkę?
- Na wsi, nieco dalej jest dworek mojej babci, a w lesie za nim mój dość duży domek na drzewie.
- Miałeś domek na drzewie a ja nic o tym nie wiedziałam?! - oburzyłam się, po czym wybuchłam śmiechem. - Zepsułeś mi dzieciństwo. Zawsze chciałam mieć domek na drzewie.
a/n: #dramatime
Chcieliście to macie, ale do razu mówię na następny sobie trochę poczekacie.Może #WATSff na tt?
Lexie xx
CZYTASZ
we are the same; rieger
FanfictionChłopak z licznymi problemami, który zazwyczaj nie potrafi ich ujarzmić i dziewczyna, która na siłę się go trzyma. Swoje przywiązanie do niego nazywa syndromem sztokholmskim od kiedy tylko pomaga chłopakowi w ucieczce przed konsekwencjami morderstwa...