Siedziałam z nim w samochodzie dopiero jedną, pieprzoną godzinę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ciągle o czymś gadał, nawet go nie słuchałam. Czułam, że tylko tracę czas. Siedziałam z głową opartą o szybę i próbowałam wyrzucić z niej myśli, które prześladowały mnie odkąd wzięłam kartkę od Lukasa w ręce. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam dziwną rzecz, wypełniającą mnie całą. Czułam obawę o tego blond idiotę. Taką, jakby naprawdę miało mu się coś stać. Jakby...
- O czym tak myślisz? - zatrzymaliśmy się na światłach, a Peter odwrócił się do mnie z podniesionymi brwiami. Jego czekoladowe oczy były wlepione w moją twarz z niezwykłym skupieniem. Tylko tego mi brakowało. Pytania o moje cholerne myśli.
- O moim chłopaku. - odparłam. Matko, kolejne kłamstwo, jak ja się z tego wyplączę.
- Musi być strasznie interesujący, skoro tak o nim myślisz. - mruknął. - Chyba że się o niego martwisz czy coś. - dodał, ruszając na zielonym świetle.
- Chyba zgadłeś. - burknęłam. - Martwię się o niego, bo mam pewne przeczucia co do tego co mogło mu się stać kiedy tak nagle podjął decyzję.
- Wow, a co mogło mu się stać? Policja czy coś? Zadajesz się z kryminalistą? No cóż, nie powiem ale chyba zwariowałaś.
Ścisnęłam dłonie w pięści. Może Lukas nie był idealny. Nie był też całkowicie normalny, ale przecież nikt nie jest. A on zdecydowanie nie ma prawa wypowiadać się o nim w taki sposób. Nie ma prawa nazwać go pieprzonym kryminalistą, którym poniekąd jest, ale cholera. Nieważne, że jestem zakochana w Lukasie przez swoją psychikę, która ubzdurała sobie, że on jest wspaniałym kandydatem na miłość życia i dlatego mam w stosunku do niego jakiś pieprzony instynkt obrońcy. Nic w tej chwili nie jest ważne. Nic oprócz uczucia narastającej złości w moim ciele. W jednej chwili pożałowałam wszystkich swoich decyzji, które podjęłam w przeciągu kilku godzin. A szczególnie tej dotyczącej wybrania się do Londynu z Peterem.
- Poproszę cię o to ładnie. Naprawdę pięknie jak na mnie. Przestań mówić o moim chłopaku. Nie mów nic. A jeśli masz nadal zamiar to robić to zatrzymaj się i pozwól mi wyjść. - wycedziłam przez zęby. Złość przenikała moje kości i promieniowała na zewnątrz mojego ciała. Jad wydobywał się z każdym moim słowem. A kiedy odpowiedział, poczułam przerażający spokój. Atmosfera opadła w momencie kiedy z jego ust padły te słowa.
- W porządku, DowDow. Nigdy więcej nie będziemy rozmawiać o twoim chłopaku. Nie uważasz, że piękna dzisiaj pogoda? - byłam spięta, mimo wszystko. Ale wydawało się jakby przestał być tym dupkiem, który krytykuje Lukasa. Jakby na chwilę odstawił swoją złą stronę.
- Huh? DowDow? - spojrzałam na niego z dezorientacją, a potem dodałam: - Pierdolenie o pogodzie nie naprawi od razu naszej rozmowy.
- DowDow, wymyśliłem ci ksywkę, jest wspaniała prawda? I huh, wiem, ale od czegoś musieliśmy zacząć.
- Nie musimy od niczego zaczynać. Po prostu nie odzywajmy się do siebie aż dojedziemy do tego pieprzonego Londynu. Wyrzucisz mnie gdzieś niedaleko lotniska i więcej nie zobaczysz. Tyle.
- Ale...
- Zamknij się.
Wbijałam paznokcie w dłonie, żeby choć trochę uśmierzyć chęć uderzenia go w twarz. Naprawdę powinien się zamknąć. Najpierw jest dupkiem, a zaraz próbuje się zaprzyjaźnić, coś zdecydowanie jest z nim nie tak.
- Mówisz poważnie? - zapytał, ignorując piorunujące spojrzenie, które posłałam w jego stronę. Jego głos był podniesiony. Przeszedł mnie dreszcz, a w głowie pojawiły się kłęby złych myśli. - Nie zamknę się, Meadow. To raczej ty powinnaś się zamknąć.
- Czy... Mógłbyś się zatrzymać za jakieś kilka metrów?
Starałam się aby mój głos nie drżał. Byłam przerażona przez własne myśli. Jedynym wyjściem, które by mnie uspokoiło jest wyjście z tego cholernego samochodu.
- Nie. - odparł szorstko. Zacisnął ręce na kierownicy i dodał gazu, sprawiając że moje serce zaczęło bić mocniej. Jakby chciało wydostać się z mojej piersi.
- D-Dlaczego?
Nie odpowiedział, ale na jego twarzy malował się dziwny uśmiech. Przeklinałam w myślach to, że nie mam jak poprosić Lukasa o pomoc w tej chwili. I jednocześnie uderzałam go w twarz w wyobraźni, za to, że skazał mnie na coś takiego, zamiast na mnie poczekać.
Miałam ochotę płakać, ha, miałam zły w oczach. Byłam cholernie przerażona i jedyne czego chciałam to wyjść z tego samochodu i nigdy więcej nie zobaczyć Petera. Czułam jak moje ciało drży ze strachu.- Proszę, zatrzymaj się tutaj. - szepnęłam. Zagryzłam wargę, starając się nie pozwolić żadnej łzie spłynąć po policzkach.
Byłam zdziwiona kiedy rzeczywiście się zatrzymał. Stanął na poboczu. Za drzwiami samochodu rozciągały się pola, a za jakiś kilometr czy dwa powinno zaczynać się miasto. Wystarczy wyjść z samochodu, wystarczy zrobić krok, a będę wolna od uczucia ściskającego moją klatkę piersiową i nie pozwalającego mi oddychać.
Zacisnęłam dłoń na rączce swojej torby a drugą otworzyłam drzwi. Kiedy już miałam wyjść poczułam mocny uścisk na ramieniu, a chwilę później mocne uderzenie, potem była tylko ciemność.- Nie tak szybko, kochanie.
a/n: czeeeść, dość dawno mnie tu nie było heh
miałam cholerny problem z napisaniem tego rozdziału i odwlekałam to jak mogłam, ale dzisiaj byłam na tyle zdeterminowana, że w końcu go napisałam
co tam u was btw ?
nudzi mi się, niech ktoś ze mną pogada, proszę (aka desperacja lvl hard)do następnego czy coś✨
CZYTASZ
we are the same; rieger
FanficChłopak z licznymi problemami, który zazwyczaj nie potrafi ich ujarzmić i dziewczyna, która na siłę się go trzyma. Swoje przywiązanie do niego nazywa syndromem sztokholmskim od kiedy tylko pomaga chłopakowi w ucieczce przed konsekwencjami morderstwa...