Z ciężkością otworzyłam oczy. Czułam jakby na moich powiekach spoczywały gigantyczne głazy. Kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam tą pustkę. Pogniecioną poduszkę, kołdrę i zimną już pościel w miejscu, w którym leżał. Musiał wyjść już kilka godzin temu. Czy on w ogóle spał?
Spojrzałam na zegar. W pół do siódmej. Trzy i pół godziny odkąd położyliśmy się razem w łóżku. Odkąd trzymał moją dłoń w swojej i głaskał ją palcami. Odkąd powiedział, że mnie kocha, a ja stwierdziłam, że powinnam była mu wierzyć.
Ale czy jeśli powinnam mu wierzyć, on po takim zbliżeniu jak trzy godziny temu po prostu by wyszedł? Oh, ale czego mogłam się po nim spodziewać. Wydaje mi się, że czasem wypada mi z głowy to jaki on ma charakter. Przez moment jest uroczym, kochającym chłopakiem, a ja już zapominam.
Kiedy zeszłam w dół zauważyłam pewną rzecz. Na blacie w kuchni znajdowała się malutka karteczka.
Wzięłam ją w dłonie. Na białym, pogniecionym papierze był nabazgrolony pismem Lukasa jakiś adres.London, Bassingbourn Rd, Stansted Airport
Natomiast na drugiej stronie było jedno zdanie, do którego, jak myślę, muszę się jak najszybciej dostosować.
Zmiłem plan, pakuj się, spotkamy się na lotnisku, kocham cię x
Miałam ochotę krzyczeć. Nie byłam gotowa jakąkolwiek zmianę planów. Nie byłam gotowa na cokolwiek. Ale prawda jest taka, że zostać tu nie mogę. Muszę się trzymać blisko niego nieważne co się stanie.
Pobiegłam na górę biorąc w ręce wszystko co należy do mnie. Na górnej pułce w szafie znajdującej się w naszym pokoju znalazłam sportową torbę, do której włożyłam rzeczy. Moim ostatnim celem były pieniądze. Przeszukałam każdą z kieszeni swoich spodni, bluzy i kurtki. Szukałam pod każdą poduszką leżącą na sofie w salonie. W końcu jedynym co znalazłam był pognieciony banknot dziesięcio funtowy. To zawsze coś, ale szczerze wątpię że w jakikolwiek sposób ułatwi mi dotarcie na miejsce. Londyn jest jakieś dwie godziny drogi stąd.- Też sobie kurwa wymyślił. - prychnęłam, zakładając kurtkę. Wsunęłam buty na stopy a torbę zawiesiłam na ramieniu. Czeka mnie długa droga.
Ruszyłam na północ wysypaną kamieniami drogą, jak się domyślam, prowadzącą do jakiejś miejscowości. Posiadłość starszej pani Rieger znajdowała się duży kawałek drogi stamtąd pomiędzy lasem a polanami.
Kiedy przed oczami rozciągały mi się kilkanaście domków i najzwyklejsza asfaltowa droga miałam ochotę krzyczeć. Tutaj zawsze jakoś łatwiej znajdę transport. Nawet jeśli miałabym zatrzymać jakiś przypadkowy samochód i zapytać, czy mogłabym wybrać się do Londynu z jego pomocą. Po dłuższym namyśle to wydawało się najlepszą opcją, choć nie można było powiedzieć, że najbezpieczniejszą.Usiadłam na poboczu, czekając aż jakikolwiek samochód pojawi się w zasięgu mojego wzroku.
Mogłabym przysiąc, że minęła godzina zanim zobaczyłam czarne audi wyjeżdżające zza zakrętu.
Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam machać. Pozostało wierzyć.
Samochód zatrzymał się, szyba zjechała w dół, a zza niej wygladnął czarnowłosy, opalony chłopak z przyjaznym wyrazem twarzy.- Zgaduję, że chcesz żebym cię gdzieś zawiózł. Tylko gdzie taka samotna duszyczka jak ty chciałaby się wybrać?
- Jeśli ci to po drodze to do Londynu. - powiedziałam nieśmiało się uśmiechając.
- Dobrze trafiłaś, bo akurat tam jadę. - nieznajomy odwzajemnił uśmiech. - Wsiadaj.
Otworzyłam drzwi samochodu i wsidając delikatnie je za sobą zatrzasnęłam. Torbę położyłam między nogami, po czym spróbowałam jakoś uspokoić swoje kołatające serce. Nie mogłam poradzić nic na to, że przepełniał mnie niepokój co do jego osoby, mimo jego przyjaznego wyglądu.
- Jak masz na imię? - zapytał, nie odrywając wzroku od drogi.
- Meadow, a ty? - odparłam, przecierając twarz dłońmi.
- Peter. - mruknął. - Po co jedziesz do Londynu?
Biłam się sama ze sobą czy wymyślić absolutne kłamstwo.
- Mój chłopak wymyślił sobie, że polecimy na wakacje. Tak jakoś o trzeciej w nocy. Zostawił mi kartkę z adresem lotniska a całą rzesztę musiałam jakoś załatwić sama. - trochę prawdy, trochę kłamstwa. Całkiem w porządku.
- Nie obraź się, ale twój chłopak jest beznadziejny. Jaki normalny chłopak robi wszystko sam a dziewczynę zostawia z tym samym całkiem samą? - prychnął, spoglądając na mnie przez chwilę. Może i miał rację. Lukas czasami był beznadziejny. Ale to były tylko momenty. Jakieś pomysły które musiał zrealizować, bo inaczej rozwalą go od środka. Nie miałam nic przeciwko temu. Praktycznie pozwalałam mu robić co tylko zapragnie.
- On jest chory. - powiedziałam cicho. - Ma zaburzenia dwubiegunowe.
Następne zdanie wyszło z moich ust niczym jad. Nawet sama nie miałam pojęcia dlaczego.
- W porządku. Przecież mówiłem, żebyś się nie obrażała. Tylko tak powiedziałem. - burknął poddańczo. Wypełniało mnie to cholerne uczucie, przez które wiedziałam, że już go nie lubię.
a/n: ten rozdział jest taki gównianyy
wybaczcie, że tak długo mnie nie było
miałam jakąś blokadę i nie potrafiłam pisać totalnie nic.
nie sprawdzałam rozdziału, bo jestem tak zmęczona, że padam, a chciałam dodać go jeszcze dzisiaj, więc napiszcie w komentarzu jak zauważcie jakieś błędy.do następnego(którego pewnie nie będzie w najbliższym czasie, przepraszam)!
CZYTASZ
we are the same; rieger
FanfictionChłopak z licznymi problemami, który zazwyczaj nie potrafi ich ujarzmić i dziewczyna, która na siłę się go trzyma. Swoje przywiązanie do niego nazywa syndromem sztokholmskim od kiedy tylko pomaga chłopakowi w ucieczce przed konsekwencjami morderstwa...