9

10.8K 537 20
                                    

Nigdy nie myślałam, o tym, że WAMPIRY istnieją. Nawet teraz, nie mogę w to uwierzyć. Ale wszystko się zgadza. Teraz wszystko jest dla mnie jasne. Wyszłam z biblioteki. Odnalazłam Luke'a i Nikki.
Poszliśmy do auta. Starałam się trzymać od nich jak najdalej, w końcu, oni mogą być mordercami. Wyrzuciłam tą myśl, a na jej miejsce wstąpiło wspomnienie ostatniego snu. Wsiadłam na tylne siedzenie i wpatrywałam się w moje nogi. Oni chyba zauważyli, że jestem trochę za cicha. Zanim się zorientowałam, zjechaliśmy z trasy do domu, do jakiegoś lasu. Przeraziłam się. A co jeśli chcą mnie zabić?! Co mam zrobić?!
Zatrzymaliśmy się. Luke i Nikki wyszli z auta. Uważałam, że bezpieczniej będzie zostać na swoim miejscu. Przez okno zauważyłam, że rozmawiają z jakimś chłopakiem, na oko gdzieś w moim wieku. Nieznajomy rzucił spojrzenie na samochód, po czym odnalazł moje oczy i uśmiechnął się szyderczo. Szybko usiadłam prosto na miejscu.
Nagle drzwi po mojej stronie otworzyła Nikki i gestem ręki, dała mi do zrozumienia, że mam opuścić auto. Tak, więc zrobiłam.
Luke chwycił mnie za ramię i rzucił na ziemię tuż przed chłopakiem. Wylądowałam na kolanach. Lekko syknęłam, bo obdarłam sobie skórę o piach.
-Teraz, będziemy kwita?
-Hmm... No nie wiem.
-No weź! Jej krew pachnie o wiele lepiej, niż innych ludzi.
-Faktycznie... Dobra, biorę!
-Świetnie! Masz ją do środy!- że co?! On mnie tu zostawia?!
-Co?! Zostawiasz mnie?! Proszę, Luke. Nie rób tego!
-Sory mała, ale muszę spłacić dług, a ty spadłaś mi jak z nieba!- zaczął się śmiać, po chwili dołączyła do niego Nikki. Wsiadali do samochodu, gdy Luke jeszcze powiedział:
-Ma zostać żywa, a pamięć wymarz jej ty, okay? A właśnie! Ślub jest w sobotę. Wpadniesz? Tylko ubierz się odświętnie.
-Spoko. Do środy!- odjechali z piskiem opon. Zostałam ja i ten chłopak. Wpatrywałam się w ziemię, ale i tak, mogłam poczuć jego wzrok na mnie. Zaczęłam płakać. Nagle chłopak przewiesił mnie sobie przez ramię i szedł w kierunku drewnianego domku. Biłam go w plecy, kopałam, ale ten nawet żadnego dźwięku nie wydał, ani się nie skulił.
-Radzę ci przestać. Siedzisz u mnie dwa dni, więc sobie nie przeginaj. Tak w ogóle to mam na imię Zack. A ty jesteś?
-A co cię to obchodzi?- zatrzymał się. Otworzył drzwi i rzucił mnie na łóżko. Zamek zamknął na trzy spusty. Podbiegł do mnie w wampirzym tempie.
-Nie powinnaś tak do mnie mówić.
-Czy ty jesteś...wampirem?
-No proszę! Luke nie wspominał, że jesteś trochę w temacie!
-Nie jestem, wypuść mnie. Proszę.
-Przepraszam moja droga, ale Luke mi ciebie dał na kilka dni, więc aktualnie ty, jesteś moja.!- wykrzyczał, a mnie przeszedł dreszcz.-To jak masz na imię?
-Amara.-odpowiedziałam najciszej jak tylko potrafiłam. Usłyszał to, bo uśmiechnął się pod nosem.
-Posłuchaj, Amaro. Nie jestem zły, tylko naprawdę głodny, więc jeśli mogłabyś być taka uprzejma..- nie dokończył, bo rzuciłam w niego szklanym wazonem i pobiegłam do okna.
Chciałam wyskoczyć, ale jego zimne, silne ręce, złapały mnie w talii. Wyrywałam się, ale na darmo.
-Zostaw mnie!- kopałam, szczypałam, a nawet gryzłam, ale ten nadal nic.
-Nigdy, księżniczko.- po tych słowach, wbił brutalnie swoje kły w moją szyję. Nie miałam już siły, aby się wyrywać, więc pozwoliłam Zack'owi trzymać moje ciało. Traciłam przytomność, aż w końcu nastąpiła ciemność.

POV.Luke
Z Nikki dojechaliśmy na miejsce. Przez całą drogę miałem minimalne wyrzuty sumienia, że zostawiłem tam Amare. Ale szczerze, zasłużyła sobie. Nie będzie mnie wodą oblewać!
Chociaż przyznam, że to było coś. Wysiadłem z auta. Nikki pociągnęła mnie za rękę i poszliśmy do mojego pokoju. Usiadłem na łóżku, a Nikki zamknęła drzwi. Podeszła do mnie i zaczęła całować. Odepchnąłem ją.
Od kiedy zmieniłem ją w wampira jest jeszcze bardziej natarczywa. Myślałem, że ona jest tą jedyną, ale po zastanowieniu, nie mam z nią prawie nic wspólnego. Za to świetnie całuje i denerwowanie z nią Amary to idealna zabawa dla mnie. Dlatego zostanę w tym związku jeszcze na trochę, przynajmniej do ślubu.
Słyszę pukanie do drzwi. Nie wierzę! Zapomniałem obmyślić, co powiem dla taty na temat Amary!
Podeszłem w wampirzym tempie do drzwi, ale tata mnie wyprzedził. Wbiegł do pokoju i pierwsze co zrobił to przygwoździł Nikki do ściany, trzymając ją za gardło i lekko podduszając.
-Tato! Co ty robisz?!
-Zmieniłeś ją w wampira?! Czy ty zwariowałeś?!
-Nie, no, bo.... Ona mnie zaszantażowała!- krzyknąłem zdenerwowany.
-Co? Wcale nie! Chciałeś mnie przemienić, bo mówiłeś, że jesteśmy dla siebie stworzeni i będziemy razem wieczność!- tata ze zrezygnowaniem odetchnął i opuścił Nikki. Wychodził. Całe szczęście, że nie zapytał o Amare.
-A w ogóle, to gdzie jest Amara? Nie ma jej w całym domu.
-Właśnie, bo w centrum handlowym spotkała, jakąś swoją znajomą i postanowiła u niej zostać do środy.
-Aha, to w takim razie, ja muszę już iść. Razem z Mirandą wybieramy się do spa do czwartku. Macie cały dom dla siebie, tylko jak wrócimy ma być czysto. I jak Amara wróci to zadbajcie o nią, okay? Jest dla mnie jak córka.
-Córka, a nie wie o tobie nic.
-Po ślubie jej wszystko powiemy. Zaakceptuje to jak jej matka, jasne?
-Tak, tak.
-To trzymajcie się!
-Pa!- odkrzyknąłem.
-Niezła bajeczka!
-Dzięki, ale mów ciszej. Ojciec może nas usłyszeć.
-Spoko.- Nikki znowu przymknęła drzwi i rzuciła się na mnie. Całowała mnie namiętnie, a ja ją, ale nie mogłem się skupić. Ciekawe, czy u Amary wszystko okay.

POV. Amara
Obudziłam się. Zack'a nie było w domku. Jestem sama. Wstałam. Poczułam pulsujący ból na mojej szyi. Weszłam do łazienki, przejrzałam się w lustrze. Na skroni miałam dwie, czerwone rany. W apteczce pod umywalką, znalazłam wodę utlenioną i plastry.
Szybko obmyłam rany i zakleiłam plastrem. Wyszłam z łazienki i rozglądałam, za jakąś rzeczą, która pomogłaby mi się stąd wydostać.
Kompletna pustka. Usiadłam zrezygnowana na łóżku. Wpatrywałam się w drewniane panele. Nagle pod światłem zobaczyłam, że w pewnym miejscu coś się nie zgadza. Ustałam przed małym kwadratem na podłodze. Włożyłam palce w szparę i ciągnęłam z całych sił, aby otworzyć.
Udało się. Na dole były schody. Nigdy bym tam nie zeszła, ale w takich okolicznościach, po prostu muszę. Schodziłam schodek po schodku.
Poczułam twardy grunt, zamiast trzeszczących i uginających się pod moim ciężarem schodków.
Machałam rękami w górzę, aby wyczuć jakiś włącznik światła. Po kilku chwilach udało mi się. Na początku bałam się zapalić, bo nigdy nie wiesz, co kryje się w tych ciemnościach.
Ale co jeśli jest tu wyjście, a ja stracę taką okazję do ucieczki. Więcej się nie zawahałam tylko pociągnęłam za sznurek. Światło było słabe, ale wystarczające, żeby zobaczyć co on tu ukrywa.
Nie wierzyłam własnym oczom. W piwnicy, siedziało pod ścianą z dziesięciu mężczyzn i trzy kobiety podłączonych do kroplówek. Wyglądali na kompletnie wycieńczonych.
Oni są gorsi od morderców. Jak można coś takiego zrobić. Nigdy nie zaufam żadnemu wampirowi. Nigdy.


Siemanko! Teraz będę pisać rozdziały częściej, ponieważ nareszcie jest przerwa wielkanocna! Do kolejnego ;*

Przyrodni BratOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz