14

9.9K 520 6
                                    

Mama i Steven stali przed ołtarzem. Ja stałam za moją mamą, a Luke za swoim tatą. Minęła połowa mszy. Nagle usłyszałam krzyk z zewnątrz oznajmiający pożar, to była Maya. Wszyscy wybiegali na dwór. Szybko chwyciłam, mam nadzieję, że niezauważalnie, pudełeczko z obrączkami. Musiałam wybiec z tąd, jak najszybciej, aby wyrzucić pierścionki, gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie.
Zaczęłam przepychać się przez ogromny tłum ludzi, a raczej wampirów. Chłód, który mają w sobie oni, przechodził przez całe moje ciało, zabijał ciepło, które zawsze miałam. Traciłam powietrze, nie mogłam oddychać. Zimno grasujące w ich ciałach, przechodziło na mnie.
Uczucie, jakby ktoś mnie dusił od środka. Nie miałam siły, aby dalej się przepychać, więc poprostu odpuściłam i dałam się ponieść. Ostatnie, co usłyszałam to krzyk Luke'a, który mnie wołał, potem nastała ciemność.

Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w jakimś pokoju. Wstałam i wyszłam na korytarz. Usłyszałam głośną muzykę, więc szłam w stronę hałasu. Doszłam do dużych drzwi, zerknęłam do środka i ujrzałam mamę, Steven'a i resztę bawiących się gości. Nie wierzę!
To się stało. Wzięli ślub, a ja leżałam nie przytomna. Jestem taka beznadziejna.
Nie udało mi się. Nagle spojrzenia wszystkich padły na mnie. Czułam się nie komfortowo. Mama i Steven podeszli do mnie.
-Córciu, jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie jesteś zła, z powodu nie zaczekania na ciebie, ale wszystko nagraliśmy. Dobrze, że obudziłaś się na wesele, chociaż trochę się rozerwiesz. Maya chciała być przy tobie, ale namówiliśmy ją na zabawę. Nie gniewasz się?- czy ja się gniewam? Jestem wściekła, ale nie mogę tego po sobie poznać.
-Nie, nie gniewam się, ale, trochę żałuję, że nie mogłam być świadkiem tak pięknej chwili.- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-To dobrze, musimy coś załatwić, prawda Steven?
-Tak, tak. Amaro, cieszę się, że mogę być twoim ojcem- nigdy nim nie będziesz, ale muszę udawać, aby nic nie podejrzewali.
-Ja też się cieszę!- odeszli, a ja szukałam wzrokiem May'i, abyśmy mogły ich śledzić i zapobiec możliwości przemienienia mamy. Znalazłam ją, stała przy stoliku z jedzeniem. Szłam do niej szybkim krokiem, ale ktoś stanął mi na drodze, to był Luke.
-Chciałabyś zatańczyć?- nie miałam najmniejszej ochoty z nim tańczyć, przez to kim był i co mi zrobił. Chciał wymazać moje wspomnienia, które były dla mnie, czymś ważnym i niepowtarzalnym.
-Nie, dzięki.- chciałam go ominąć, ale nie dał za wygraną.
-Namawiam.-niech będzie, dam mu te kilka minut tańca i zaraz pobiegnę do May'i, przynajmniej odczepi się ode mnie do końca imprezy i zajmie się Nikki.
-Niech będzie.- wystawił dłoń, a ja ją chwyciłam, jego dotyk nie był, aż taki zimny, mogłam go wytrzymać, ale nie za długo. Poszliśmy na parkiet. Położył swoje ręce na mojej talii, a ja moje ręce ułożyłam na jego ramionach. Leciała wolna piosenka, poruszaliśmy się w jej rytm. Nie powiem, było nawet miło.
-Jak się czujesz?
-Lepiej, nie wiem co się stało, poprostu zamdlałam i koniec, ostatnie co usłyszałam to twój krzyk.
-Tak, wołałem cię, bo widziałem jak upadłaś w tym tłumie, bałem się, że coś ci się stało.
-Martwiłeś się o mnie?
-Oczywiście, teraz jesteśmy rodziną, czyż nie?- "czyż nie?", on naprawdę mówi jak książę. Zrobiło mi się duszno, znów to samo uczucie. Odepchnęłam od siebie Luke'a i pobiegłam w kierunku May'i.
-Amara!- uśmiechnęła się do mnie smutno.-Nie udało nam się.
-Chodź, nie możemy tu rozmawiać.- ustałyśmy w kącie.
-Tak mi przykro, że się nie udało. Co teraz zrobisz?
-Nie wiem. Musze znaleźć mamę i z nią porozmawiać.
-Widziałam jak wychodziła z sali razem ze Steven'em i z jakimiś starszymi ludźmi.- pierwsze co przyszło mi do głowy to, to, że mama może za chwilę przemienić się w potwora.
Pobiegłam do wyjścia i zaczęłam szarpać klamkę od drzwi, zamknięte. Zobaczyłam, że obok stoi kelnerka.
-Przepraszam, czy jest drugie wyjście z tej sali, jest mi strasznie duszno, a drzwi są zamknięte.
-Oczywiście, tu jest wyjście na dwór.
-Dziękuję.- weszłam przez wskazane przez dziewczynę drzwi. Jestem na ganku. Usłyszałam głośne śmiechy, dochodzące z okna, na pierwszym piętrze. Jak mam się tam dostać? Rozglądałam się po podwórku, zauważyłam przy płocie drabinę. Wysokością powinna wystarczyć. Przestawiłam ją pod okno i zaczęłam się wspinać szczebelek po szczebelku. Kiedy nareszcie doszłam na górę, zobaczyłam, mamę wbijającą się w szyję tej samej kelnerki, która pokazała mi drogę.
Ona stała się wampirem. Łzy naleciały mi do oczu. Brakowało mi powietrza, ale nie mogłam się poddać. Muszę uciekać, już nic nie mogę zrobić, jak poprostu zostawić całą, moją przeszłość. Moja matka stała się tym, czego najbardziej się boję. Teraz mogę liczyć tylko na siebie. Lekko się zachwiałam, przez co prawie spadłam, ale udało mi się zachować równowagę. Zeszłam na dół i poszłam szybko do May'i.
Rozmawiała z Luke'iem i Nikki. Wzięłam ją za rękę i wyszłam na dwór. Zamknęłam drzwi na klucz.
-Muszę stąd uciec.
-Dlaczego, przecież mieszkasz w najpiękniejszym domu na ziemi, masz przystojnego brata i ojczyma, a twoja mama jest taka troskliwa i miła. Czego chcieć więcej?
-Bezpieczeństwa.
-Przy nich nie jesteś bezpieczna?
-Nie mogę im ufać, muszę się ratować. Pomożesz mi?
-Oczywiście, ale jak?
-Masz spakowaną już walizkę, prawda?
-Tak, a co?
-Dobrze. Wyjeżdżam z tobą.
-Jak to?
-Muszę opuścić to miejsce raz na zawsze.
-No dobra, tylko chcesz uciec do mnie?
-Nie, no nie będę ci włazić na głowę. Znajdę sobie jakieś miejsce.
-No okay, ale kiedy chcesz wyjechać.
-Jutro razem z tobą, może być?
-No dobra, ale na pewno?
-Tak, tylko nic nikomu nie mów i zachowuj się normalnie, wezmę najpotrzebniejsze rzeczy i udam, że to twoje, niby odprowadzę cię na przystanek, a tak naprawdę wyjadę z tobą. Mogę na ciebie liczyć?
-Pewnie, jesteśmy przyjaciółmi.- przytuliłam się do niej, a ona odwzajemniłam uścisk. Po chwili wróciłyśmy na salę.

Wszyscy się bawili, po chwili, nawet Maya, ale ja nie miałam z czego się cieszyć. Mamy i reszty, nadal nie było. Pewnie opijają się krwią tej biednej dziewczyny. Jak oni tak mogą, to jest okropne. Po dwóch godzinach wrócili.
Zaczęli tańczyć na parkiecie i śmiać się do siebie, po tym co zrobili, dla mnie to było niewyobrażalne. Patrzyłam na nich z pogardą w oczach.
Nad ranem, wszystko się skończyło. Każdy odsypiał u siebie. Ja i Maya, wstałyśmy wcześniej i zabrałyśmy nasze rzeczy. Schodziłyśmy po schodach i jak na złość, natrafiłyśmy na Steven'a.
-Hej, a wy co robicie?
-Odprowadzam May'e na przystanek.- powiedziałam oschle.
-A wcześniej nie miałaś mniej tych torb?
-Nie, proszę pana. Wszystkie są moje.
-W takim razie, okay. Miłej podróży.
-Dziękuję, panu.
-Trzymajcie się.- nie chciałam się do niego odzywać, jest dla mnie kimś obcym. Otworzyłam drzwi i wyszłam razem z May'ą. Czekałyśmy na przystanku przez jakieś dziesięć minut, po upływie tego czasu, przyjechał autobus. Wsiadłyśmy do środka i tak poprostu, odjechałyśmy.

Hej! Przepraszam, że zostawiłam was w takim momencie, ogólnie pisałam ten rozdział przez cały dzień, bo nie miałam na niego, takiego konkretnego pomysłu. To do kolejnego miśki ;*

Przyrodni BratOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz