Mam na imię Amara.
Moje życie, było skomplikowane, ale potem skomplikowało się jeszcze bardziej.
Kim jestem?
Kimś wyjątkowym, niespotykanym i należącym do podziemnego świata...
******
Druga część nosi nazwę ,,Musimy zaufać".
Serdecznie zapraszam...
-Noah! Tak bardzo za tobą tęskniłam!- chciałam przytulić się do chłopaka, ale gdy tylko dotknęłam jego ciała, ten odepchnął mnie, przez co wywróciłam się na ziemię. Byliśmy sami, na podjeździe przed jego domem. Tam gdzie widziałam go ostatnim razem.
- Co ty sobie myślisz?! Przyjedziesz i wszystko będzie okay?! Nie będzie tak, już nigdy! Zostawiłaś mnie! Nienawidzę cię! - czuje, że łzy napływają mi do oczu.
- Co ty mówisz Noah? Ja myślę, że naprawdę cię kocham, rozumiesz?
-Ale ja cię nie kocham! - wykrzyczał te słowa. Wychodziły z jego ust i raniły mnie wewnętrznie, jak żyletka skórę.
- Jak możesz tak mówić? Pocałowałeś mnie!
-Tak i chce o tym zapomnieć, to był największy błąd jaki popełniłem w życiu!- nie wytrzymałam, wybuchłam płaczem.
-To nie prawda!- podszedł do mnie i spojrzał w oczy. Kiedy to zrobił, w jego oczach nie mogłam dostrzec nic innego niż wściekłość.
-Zostawiłaś mnie dla niego! - wskazał palcem zapewne osobę stojącą za mną. Odwróciłam się szybko i dostrzegłam, że to ten sam nieznajomy chłopak, który mi się ostatnio śnił, w tej, dość przerażającej sytuacji.
-Ja go nawet nie znam! -Ale poznasz, i mnie zostawisz! Pamiętaj, nigdy ci tego nie wybaczę!- odwrócił się i poszedł w kierunku domu. Zostałam tylko ja i nieznajomy.
-Kim jesteś?
-Dowiesz się, Złotko. - uśmiechnął się flirciarsko, a moje nogi zrobiły się jak z waty. Co on w sobie ma?
-Kim jesteś?!- spytałam jeszcze raz, może odpowie? Nagle podszedł w błyskawicznym tempie. Stał milimetry ode mnie. Nachylił się do ucha i wyszeptał.
-Twoim największym błędem.- nagle wbił się swoimi kłami w moją szyję. Poczułam przeszywający ból. I zapadła ciemność.
Na szczęście to kolejny zły koszmar. Wstałam z łóżka i postanowiłam, że trochę się orzeźwie. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Wyszłam z łazienki i czułam się jakbym śniła na jawie. Szłam korytarzem i skręciłam w lewe drzwi, otworzyłam je, a w środku zobaczyłam chłopaka, który przyciskając jakąś dziewczynę do ściany, całował ją namiętnie. Oboje, w tym samym czasie odwrócili głowy w moim kierunku i przyglądali się mi, wiodąc wzrokiem po mnie od góry do dołu. Widziałam w ich oczach wściekłość, za pewne za to, że im przerwałam, ale też zaskoczenie, przecież oni mnie nigdy nie widzieli, ani ja ich, ale zaraz... To niemożliwe! To ten chłopak! To ten chłopak, który nawiedzał mnie w snach! Bez zastanowienia wybiegłam z pokoju i weszłam do pokoju na przeciwko. Schowałam się w szafie. Usiadłam na klęczkach i zaczęłam płakać. Jak to w ogóle możliwe? To musi być przypadek. A jeśli nie? Usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju. Lekko odchyliłam drzwi od szafy i zerknęłam, kto wszedł. To był Steven. Wyszłam szybko z ukrycia i wtuliłam się w jego zimne ciało, akurat teraz jego zimność mi nie przeszkadzała.
-Co się stało?
-Ttto onn- wyszeptałam, Steven odsunął mnie trochę od siebie tak, żeby mógł widzieć moją twarz.
-O czym ty mówisz?
-Widziałam go.
-Kogo?- spytał, nagle przez drzwi wszedł nieznajomy, a ja schowałam się za umięśnionym ciałem Stevena.
-Jego.- wyszeptałam tak cicho, że na pewno nikt by mnie nie usłyszał, ale oni najwyraźniej tak, bo spojrzeli się na mnie z szokiem w oczach. Chłopak zrobił krok w moim kierunku, a ja automatycznie, zrobiłam krok w tył.
-Amara, to jest mój syn Luke- powiedział Steven.
-Luke, to Amara, córka Mirandy.- Luke, patrzył na mnie, a po chwili powiedział.
- Miło mi poznać.- odwrócił się i miał wychodzić, ale zatrzymał się w drzwiach i dodał.
-A, i następnym razem, nie wchodź do mojego pokoju.- w pokoju zostałam ja i Steven.
-Wszystko w porządku?
-Nie, nic nie jest w porządku.
Kolejny dzień. Wstałam, wyszykowałam się i założyłam na siebie białą bluzkę z czarnymi paskami i kieszonką na lewej stronie bluzki, do tego czarne rurki i czarne koturny.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zrobiłam się głodna, więc wyszłam z pokoju i rozglądałam się w którą stronę mam iść. Nagle drzwi na przeciwko mnie otworzyły się, a w nich stał Luke.
-Idziesz do kuchni?- spytał, a ja nie pewnie pokiwałam głową.-Ja też. Chodź za mną.- Szłam posłusznie. Kiedy doszliśmy, zobaczyłam mamę i Steven'a, siedzących przy prostokątnym stole dla czterech osób. Usiadłam przy mamie, a przede mną usiadł Luke. Steven przyniósł talerze z kanapkami. Wzięłam jedną i zaczęłam jeść, jak każdy przy stole. Podniosłam twarz wyżej i napotkałam wzrok Luke'a , który wpatrywał się we mnie przyjaźnie, ale jak dla mnie on nigdy nie będzie miły, kiedy widzę jego twarz od razu widzę sceny z moich snów. Nie wytrzymałam, poczułam, że łza spływa po moim policzku, odłożyłam kanapkę i wybiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wybuchłam płaczem. Wyjęłam torbę i spakowałam swoje ubrania i inne potrzebne rzeczy. Wyszłam z pokoju i starałam się wyjść bezszelestnie z domu. Na początku nie mogłam znaleźć drogi, ale po kilku nieudanych próbach, udało mi się. Szybkim krokiem opuściłam dom. Miałam szczęście, bo nikogo po drodze nie spotkałam. Odszukałam przystanek i patrzyłam odjazdy do domu. Znalazłam jeden, będzie za 10 minut, mam nadzieję, że nikt nie odkryje mojej nieobecności. Minęło 10 minut. Podjechał autobus, zastanowiłam się jeszcze przez chwilę, ale nie mogłam tam zostać, nie mogłam wytrzymać tego, że ten Luke, kojarzył mi się z tymi snami. Po kilku godzinach dotarłam, wysiadłam na przystanku stojącego niedaleko domu Ruby. Szłam przez jakieś 20 minut. Nareszcie doszłam. Weszłam do domu, drzwi były zamknięte, ale miałam klucz, bo zapomniałam go oddać. Było cicho. Poszłam do salonu, a tam, na kanapie siedziała jakaś blondynka, a za nią stał Noah, który... wgryzał się w jej szyję! Krzyknęłam, przez co Noah podniósł głowę, a ja mogłam zobaczyć jego twarz umazaną krwią. Był przerażony, ale ja, zdecydowanie bardziej.
-Nie, Amaro to nie tak jak myślisz, to znaczy...- nie słuchałam go dalej, bo wybiegłam ile sił w nogach. Nagle ten pojawił się tuż przede mną w nadludzkim tempie.- Posłuchaj mnie.
-Zostaw mnie w spokoju! Rozumiesz?!- ominęłam go i biegłam dalej w kierunku mojego, starego domu do którego, miałam nadzieję, że nie wróce, ale nie mam gdzie się podziać. Chłopak, którego kocham okazał się potworem. I ja z nim przez tyle czasu mieszkałam, przyjaźniłam. To nie może być prawda. Kim on jest?
Heeej ;) To najdłuższy rozdział, jaki dotychczas napisałam, ma ponad 1000 słów! Mam nadzieję, że wam się spodobał :) No i do następnego ;*