Luke
- Tylko na to cię stać?! - prychnąłem, a po chwili splunąłem krwią na ulicę w jednym z wielu ślepych zaułków w Redfern. W nocy nie było tu aż tak niebezpieczne jak niby wszyscy to sobie mówili. No może, nie aż tak bardzo jak myślałem.
Pomyślicie sobie, kolejny gangster, który ma wszystko i wszystkich w dupie. Otóż to. Nazywam się Hemmings. Luke, czy Lucas Hemmings. Jak kto woli. Nie wiem, czy o mnie słyszeliście, a jeśli nie to się przedstawię. Mam dwadzieścia lat, niebieskie oczy i blond włosy. Do tych najniższych nie należę i jeśli chcecie wiedzieć, to tu na górze jest dosyć zimno. Zastanawiacie się pewnie teraz, dlaczego tak młody człowiek marnuje sobie życie i moczy dłonie we krwi. Ktoś musi to robić. Jeśli mam być szczery, to całkiem mi to odpowiada. Lubię być po tej lepszej stronie pistoletu i być tym, który pociąga za spust. A teraz przepraszam, ale jestem, że tak powiem w czarnej dupie i muszę wrócić do tej zacnej bójki, w którą sam się wplątałem. Tak, tak, ściągam na siebie kłopoty.
- Hemmings! Walcz jak facet, a nie jak baba! - ten, któremu potrzebowałem obić twarz nazywał się jakoś na W... Willson? Walter? A może Watson? Nie wiem, nie mam i nie miałem pamięci do nazwisk.
- I kto to mówi - przewróciłem oczami unikając jego ciosu. Przed każdym robił krok do przodu. Łatwo było rozgryźć jego taktykę, choć dostałem w twarz dwa razy, to i tak na bilansie ten na W wychodził gorzej. Miał pękniętą wargę, podbite już oko i przecięty łuk brwiowy. Znowu tak, umiałem się bić. Wychowywałem się w tej okolicy, od dziecka nie miałem łatwo i niczego nie miałem od razu. Musiałem się mocno postarać, żeby się stąd wyrwać i jeśli mam być szczery, to nie chce wracać. Może urodziłem się pod złym adresem, albo coś w tym stylu.
- Nie wiem jak się nazywasz i naprawdę nie obchodzi mnie to, ale panoszyłeś się po moim terenie, jakbyś był u siebie - uniosłem go za fraki i oparłem o ścianę na wysokości swoich oczu - Nie życzę tego i nie życzę sobie rozstawiania moich ludzi po kątach, jasne?! - dodałem potrząsając nim. Wisząc jakieś piętnaście centymetrów nad ziemią był jak taki robaczek, którego z łatwością mogłem zgnieść.
- Kto powiedział, że całe Sydney leży w twoim rewirze? - zaśmiał się i prawie splunął mi w twarz. Kolejny raz przewróciłem oczami i wymierzyłem mu cios w podbrzusze. Celowałem w prawdzie trochę niżej, ale nie chciałem, żeby mi się wyrwał, albo co gorsza spieprzył.
- Od jakiś dwóch tygodniu już leży - opuściłem go na ziemie. Opadł plecami na płytę chodnikową, a powietrze gwałtownie opuściło jego klatkę piersiową. Chwycił się za nią i zaciągnął tym parszywstwem, co go otaczało. Krwią, narkotykami, alkoholem i śmiercią. Całe Redfern nocą śmierdziało śmiercią. Okoliczni dilerzy wychodzili sprzedawać swój towar, dziwki szukały pracy, a dzieciaki pozornie poznawały życie. - Nie chce cię tam więcej widzieć, a jeśli zobaczę, to nie będziesz miał czym dzieci robić - dodałem, kopnąłem go w udo i odszedłem szybkim krokiem.
Przeczesałem palcami włosy czując jak adrenalina opuszcza moje ciało. Wziąłem głębszy wdech i zacząłem szukać w kieszeniach spodni paczki papierosów oraz zapalniczki. Gdy mi się udało wziąłem jednego do ust i odpaliłem. Kłęby dymu popłynęły w górę, a po chwili zniknęły mieszając się z powietrzem. Tak, tak. Byłem tym gangsterem od siedmiu boleści, który palił, pił i używał, ale tylko wtedy, gdy naprawdę musiałem się odstresować. Normalnie rękawice bokserskie i worek treningowy załatwiały sprawę.
Wsiadłem do samochodu, który zaparkowałem przy głównej ulicy i ruszyłem z piskiem opon. Chciałem jak najszybciej opuścić tamto miejsce, dlatego też prędkościomierz trzymał się znacznika setki, jakby byli dobrymi przyjaciółmi. Zacisnąłem dłoń na kierownicy, drugą oparłem na dłoni i skierowałem się do dobrze znanego mi miejsca.
CZYTASZ
beauty and the beast • hemmings
FanficChociaż serca drżą, Choć niepewni są, Piękna z Bestią jest. ~*~ [zakończone ✔] [dedykowane @BellatrixxL ] © text, cover and trailer by xrainbow_007x (2016/17)