☾ 28.

382 33 4
                                    

Luke

Obudziłem się na porządnym kacu. Bolała mnie głowa, kark, bo krzywo spałem i w ogóle całe ciało. W pokoju było stanowczo za jasno i minęło jeszcze mnóstwo czasu, za nim otworzyłem oczy. Wpółprzytomnie zasłoniłem rolety, aby przyzwyczaić się chociaż do półmroku. Miałem zamazany obraz przed oczami i wiedziałem, że ten kac, to jeden z gorszych, jakie zdarzyło mi się mieć. Jęknąłem pod nosem, opadając z powrotem na łóżko. Jedyne, czego chciałem, to spać, ewentualnie znów się upić. Odkąd Joelle wszystko wiedziała i nie pozwalała mi się do siebie zbliżyć nie robiłem niczego innego. Bolało mnie to, co zrobiłem, bolało mnie to, jak z nią postąpiłem, a najbardziej bolało mnie to, że nie mogę się wytłumaczyć, czy spróbować tego naprawić, wiecie?

Chłopcy mieli mnie dość, byłem tego pewien, a nawet to po nich widziałem. Ja natomiast miałem dość Ashtona, starałem się unikać, poza tym między nami odkąd się pobiliśmy nie było za dobrze i nadal nie jest. Nie gadaliśmy, a jeśli już to się zdarzyło, to specjalnie pomijałem go w rozmowie, albo nie odpowiadałem na pytania. Wcześniej był na mnie wkurwiony, a cała trójka na niego, ale ostatnio jakby spuścił z tonu i się uspokoił. Miał niewyparzony język i to nie był pierwszy raz, kiedy wkopał któregoś z nas. Tylko, że tym teraz to była inna sytuacją, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie mówiłem, że zrobił to specjalnie, bo nie był, aż takim chujem, ale na pewno nie żałował, tym bardziej, że wciąż trzymał się swoje zdania - 'to nie ja ją pieprzyłem'. Chłopcy próbowali mu wszystko jakoś przetłumaczyć, ale on wkurwiał się tak, jak ja i wychodził, albo po prostu ucinał temat i znikał na górze. Na tym wszystko się kończyło, a atmosfera panująca w domu coraz częściej przeradzała się w jakąś napiętą i nie do zniesienia. 

Późnym wieczorem zszedłem w końcu na dół. Ból głowy już mi tak nie dokuczał, jak wcześniej i zrobiłem się głodny. W salonie siedział Calum, czyścił swój automat i rzucił mi tylko krótkie 'cześć' na powitanie. Kiwnąłem tylko, a później z dłońmi wsuniętymi do kieszeni spodni dotarłem do kuchni. Lodówka świeciła pustkami, nie licząc resztek pizzy Michaela, którą i tak postanowiłem zjeść. Przeżuwałem powoli zimne ciasto, jaki składniki na nim, nie fatygując się o wrzucenie ich do mikrofalówki na podgrzanie. Dopiłem też resztę soku, którą ktoś zostawił w dzbanku na blacie. Chciało mi się pić i potrzebowałem jakiś tabletek przeciwbólowych, których jak na złość nigdzie nie było. Przeszukałem wszystkie szafki z lekami, jakie mieliśmy w domu, ale nic. 

- Jak się czujesz? - zapytał brunet, pojawiając się przy mnie. Zabezpieczał jednocześnie pistolet, a gdy już to zrobił, wsunął broń za pasek od spodni. 

- Bywało lepiej. - przyznałem otwarcie pomiędzy kęsami. Stałem się małomówny i oni to zauważyli. - A czemu pytasz?

- Jesteś moim kumplem, martwię się. - oparł się o blat naprzeciw mnie i złapał ze mną kontakt wzrokowy.

- Dzięki, ale nie trzeba. - uśmiechnąłem się sztucznie, aby dać nam jakąś iluzję, że wszystko było po staremu. - Dzisiaj muszę odebrać dostawę. - przypomniałem sobie, a on tylko przytaknął ruchem głowy.

- Myślałem, że ja dalej mam to robić. - westchnął w końcu, ale zaprzeczyłem. 

- Jestem tu szefem, może wyglądam jak kupa gówna, ale nie mogę wyjść z wprawy i nadal tu rządzę. - powiedziałem, a on zaśmiał się pod nosem.

- No wyglądasz. - przyznał po chwili, gdy przeczesywałem palcami włosy. Machnąłem na to ręką, bo mój wygląd był ostatnią rzeczą, jaką musiałem się przejmować. 

- Gdzie Michael? - dopytałem, starając się wrócić do starego trybu życia. Miałem na głowie gang i mnóstwo ludzi, którzy czekali na jakiejś rozkazy. Ktoś musiał się tym zająć.

- Wyszedł gdzieś z Red, gdy jeszcze spałeś. Nie powiedzieli gdzie, ale mają tu wrócić. - powiedział, wyjmując wysoką szklankę z szafki. Służyły nam te do drinków. - Ma rodziców w domu, więc wiesz. - dodał, mając na myśli brunetkę.

- Ta, wiem. - mruknąłem ciężko, a po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi i chichot Davenport. No proszę, proszę. Gołąbeczki się pojawiły.

- Cześć, chłopcy! - przywitała się jeszcze z korytarza.

- Hej, hej. - odpowiedział Calum, gdy stanęła na palcach, aby cmoknąć go w policzek. Traktowała nas wszystkich jak braci, ale Michael i tak posłał mu zazdrosne spojrzenie. 

- Um, hej. - dorzuciłem od siebie, gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy. - Coś nie tak? Mam coś na twarzy? - dodałem, bo uparcie się we mnie wpatrywała. 

- Raczej na sumieniu. - zaczęła, przez co zmarszczyłem brwi. O co chodzi? - Luke, pamiętasz może, co robiłeś wczoraj wieczorem, za nim trafiłeś do domu?

- No poszedłem się napić. - podrapałem niepewnie swój kark. 

- A o której wyszedłeś z klubu? - uniosła brew, krzyżując dłonie pod piersiami.

- Coś odpierdolił? - zaciekawił się Calum, nie pilnując swojego języka.

- Właśnie, coś zrobiłem? - dopytałem się, a Red spojrzała na Michaela, a potem przewróciła oczami.

- Pytałam ochroniarzy, wyszedłeś jakoś po pierwszej. Calum słyszał, że byłeś tu prawie o czwartej. Jak to jest możliwe, że wracałeś trzy godziny, mając jedno z najlepszych i najszybszych aut w mieście? - przekrzywiła głowę, znów łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. - Jezu, Luke, naprawdę nie pamiętasz?

- Jakbym pamiętam, to bym nie pytał, jak idiota. - przewróciłem oczami, obracając w dłoniach szklankę z drinkiem, jakiego zrobił mi Hood. 

- Przyszedłeś do Joelle. Nie do końca przyszedłeś, bo wydzierałeś mordę przez bite trzy godziny na podjeździe. - oznajmiła, a potem pokręciła ze zrezygnowania głową. - Mówiłam ci, żebyś dał jej spokój, tak? A tak jeszcze bardziej wszystko spierdoliłeś, brawo. - dodała, klaskając parę razy w formie aplauzu. 

- Co? - uniosłem brwi, jakby nie wierząc, w to co powiedziała.

- To co słyszałeś, debilu. - rzuciła. - Byłam u niej, wszystko słyszałam. 'Joelle, wybacz mi! Jo! Daj mi się wytłumaczyć'. Niczym pieprzony Romeo, tylko, że Julia ma cię w dupie.  

- O stary, teraz to dowaliłeś. - Hood już nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. - Romeo, Romeo, gdzie cię kurwa wcięło. - dodał teatralnie, kładąc dłoń na sercu.

- Skończ. - brunetka pokręciła głową. - Nie był to zły pomysł, wiesz? Aczkolwiek lepiej byłoby gdybyś nie trzymał butelki wódki i nie zataczał się, jak prawdziwy pijak. - dodała, kręcąc głową.

- Jak ona się czuje? - zapytałem, nie przejmując się zupełnie tym, że wyszedłem na zdesperowanego idiotę. Cud, że nikt nie zadzwonił na policję.

- Fizycznie nie jest źle, psychicznie znacznie gorzej. Chyba powinieneś się domyślić. Wydaje mi się, że u jednego i drugiego to to samo. - wsunęła dłonie do kieszeni spodni, gdy Michael przyciągnął ją do siebie i objął. Zrobiła się smutna. Obwiniała się, że pozwoliła na ten zakład i nie powinna była dopuścić do tego, co powiedział Ashton, ale to w ogóle nie była jej winna. Winny byłem ja, no i Irwin, ale to swoją drogą. 

- Osobiście uważam, że potrzebujecie od siebie odpocząć. - przyznał Clifford. - Może polecisz na jakiś czas do Jacka, hm? - zaproponował, ale ja pokręciłem głową.

- To tutaj jest mój dom, Michael. - powiedziałem, odbijając się od blatu. - Nie ucieknę od problemów, zmieniając miejsce swojego zamieszkania. To tak nie działa. Nie zmienię też siebie, bo naprawdę chciałbym, aby to wszystko wyglądało inaczej, o wiele inaczej, wiecie? Ale tak nie jest. Jest inaczej. Źle i chujowo i nic nie wskazuje na to, że coś się zmieni, a to szkoda. 

~*~

mały poślizg, ale jest hehe

nie wiem, czy czytaliście, to co wyskrobałam na swoim profilu w nocy, ale chce dodawać szybciej i częściej piękną i bestię. wydaje mi się, że zrobię to do trzydziestego rozdziału. postaram się nadrobić w tym tygodniu zaległy 29, a od następnej soboty postaram się dodawać co drugi dzień, co wy na to?

all the love, red x

beauty and the beast • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz