Michael
Wszystko działo się szybko. Może nawet za szybko. Pojechałem z Red i Calumem po kamizelkę do Billa. Martwiłem się o swoją dziewczynę prawie tak samo mocno, jak Luke o Joelle. Z tym wyjątkiem, że moja była tutaj obok, można powiedzieć, że na wyciągnięcie ręki, a Luke'a gdzieś w jakiejś fabryce z psychopatą, który doszczętnie tracił panowanie nad sobą, popełniając kilka błędów, poprzez które w końcu dotarliśmy do niego. Zaczynałem się denerwować, bo zbliżaliśmy się już z Calumem do właściwego miejsca, a ja coraz bardziej chciałem, aby nikomu nie stała się krzywda. No może z wyjątkiem Jacka. On na to zdecydowanie zasługiwał i po tym, co zrobił nikt mu tego nie daruje. Bałem się tylko, że Red - pomimo tego, że wiedziała większość rzeczy - zobaczy coś, czego nie powinna, a przez to ją stracę. W drodze na miejsce skuliła się, tuląc do mnie. Prawie trzęsła się ze strachu, a ja nadal nie wierzyłem w to, że pozwoliłem jej się tutaj zjawić. Szeptałem jej jakieś uspokajające słówka, które chyba nic nie zdziałały, bo wydawało mi się, że ona tylko stresuje się bardziej. Przez te jebanych pięć dni nie była sobą, a raczej jednym wielkim kłębkiem nerwów, który nie ma bladego pojęcia, co się dzieje z Joelle.
Po tym, jak się pojawiliśmy na terenie fabryki, Calum zredukował prędkość. Jechaliśmy powoli, mając nadzieje, że jednak nikt nie porwie się na nas i nie zastrzeli po drodze. Red, która siedziała z tyłu tylko wyglądała za szyby, przez co kazałem jej przesunąć się na środek. Była narażona na łatwy postrzał, a tego nie brakowało mi do szczęścia. W dodatku była w szoku po tym, jak zobaczyła ciała martwych wartowników, o których wspominał Ashton. Byli już na miejscu i miałem tylko nadzieje, że do jasnej cholery na nas czekają, bo we dwóch, czy w pojedynkę nie dadzą sobie rady. A już na pewno nie Hemmings. Nie w takim stanie, w jakim był teraz. Po prostu nie.
Zatrzymaliśmy się wtedy na równo z jego mustangiem. Luke siedział za kierownicą, Ashton na miejscu pasażera z laptopem na kolanach. Gdyby nie to, że wszyscy wiedzieliśmy, co się zaraz stanie, to pewnie ktoś z boku powiedziałby, że przyjechaliśmy się tu ścigać. Ale było przecież zupełnie inaczej. Złapałem na moment kontakt wzrokowy z Hemmingsem. Wiedziałem, że wtedy już nie był odwrotu. Poprosiłem Red, aby trzymała się gdzieś za mną i wysiadłem na równo z blondynem na zewnątrz. Ustaliliśmy, co robimy, gdy już znajdziemy się w środku i tak też mieliśmy postępować. Nie wiedziałem tylko, że wszystko będzie wyglądać zupełnie inaczej niż tak jak założyliśmy.
W środku było pełno przydupasów Jacka, z którymi poradzili sobie nasi ludzie. Było ich mniej, ale działali bardziej efektywnie, przez co trupy posypały się w ciągu kilku sekund. Dalej musieliśmy już radzić sobie sami. Ashton i Calum poszli na piętro, zobaczyć, czy jest tam już czysto. Na dole zostałem ja, Red i Luke. Red obiecała, że nie da się skrzywdzić i trzymała się z tyłu, tak jak prosiłem, za co byłem jej wdzięczny. Przynajmniej wiedziałem, że jeśli już ktoś zdecyduje się posłać kulkę w jej stronę, to zdążę ją zakryć. Hood skinął mi z góry, że wszystko w porządku, więc trzeba było szukać na dole.
I wtedy właśnie Luke znalazł drzwi. Jeszcze wcześniej wydawało mi się, że słyszałem jakieś dziewczęce krzyki, ale uznałem, że musiało mi się przywidzieć. Hemmings wyważył drewnianą powłokę i wycelował w brata, który sterczał nachylony nad Jo. Postanowiłem go osłaniać, bo Ashton był już przy Red i w razie czego miała ochronę. Ale za nim zdążyłem się zorientować, Luke posłał kulkę w stronę Jacka, ten uskoczył, a biedna i unieruchomiona Joelle została postrzelona. Dostał także Hemmings i ten starszy. Młodszy od brata, a Jack ode mnie. Nie chcę się tutaj chwalić, ale dosyć ładnie trafiłem i nie żałowałem, że to był śmiertelny strzał. Jednak najgorsze było w tym wszystkim to, że Luke osunął się na podłogę, łapiąc za miejsce, z którego zaczęła płynąć krew. A raczej jej potok.
***
Tamten dzień, a raczej jego koniec pamiętam jak przez mgłę. Zjawili się nowicjusze, aby posprzątać, Luke trafił do szpitala, w którym wiedzieli, czym się zajmuje i nie pytali, poza tym pracowała tam znajoma mojej mamy, która obiecała nam pomóc zatuszować sprawę. A Joelle, cóż, Joelle pojechała zupełnie gdzie indziej. Miała ranę postrzałową brzucha, nie wiedziałem dokładnie, gdzie trafił Hemmings, ale liczyłem, że obydwoje z tego wyjdą. Westchnąłem ciężko, podchodząc do Red, która siedziała na tylnym siedzeniu mojego samochodu, okryta kocem. Ktoś dał jej coś ciepłego do wypicia, za co byłem mu wdzięczny. To co widziała i czuła było z pewnością dla niej ciężkie, ale ja sam musiałem dojść do siebie za nim mogłem z nią o tym porozmawiać. Z resztą, nadal byłem w szoku.
- Jak się czujesz, słońce? - zapytałem, kucając przed nią. Patrzyła się tępo w jakiś punkt za nami i była jakby nieobecna duchem. Westchnąłem ciężko, biorąc jej dłoń swoją. Musiałem zwrócić jej uwagę na siebie.
- Hm, co? - wyrwała się w końcu z amoku, w który popadła i spojrzała na mnie. Powtórzyłem swoje pytanie i posłałem jej blady uśmiech. Tak bardzo się o nią bałem. - Źle. - dodała szczerze, a ja wszedłem do samochodu, biorąc ją na kolana. Otuliłem ją szczelnie swoimi ramionami.
- Bardzo cię kocham. Pamiętaj o tym. I obiecuje, że będzie dobrze. - wyszeptałem jej na ucho, gdy wtulała się we mnie. - Zaraz wrócimy do domu, co? - dodałem, a ona tylko pokiwała głową, już się nie odzywając.
- Mike, chodź, musimy pogadać. - zaczął Hood, gdy gładziłem Red uspokajająco po głowie. Bałem się, że zaraz będzie mieć napad paniki, bo ta sytuacja idealnie się na to nadawała, a ona zbyt wiele trzymała w sobie.
- Chyba widzisz, że jestem zajęty. - rzuciłem chłodno, nawet się na niego nie patrząc. Nie mogłem zostawić jej w takim stanie teraz. Po prostu nie.
- Idź, im szybciej później, tym szybciej wrócisz. - poprosiła Red i uległem tylko i wyłącznie temu. Miała rację. Odłożyłem ją na siedzenia i wyszedłem z powrotem na zewnątrz. Uderzyło we mnie chłodne powietrze i wyjąłem z tylnej kieszeni spodni papierosy. Musiałem jakoś się odstresować i zebrać myśli.
- O co chodzi? - spytałem, gdy przyprowadził mnie do Ashtona. - Albo inaczej. Co z nimi?
- Stan Luke'a jest krytyczny. - powiedział najpierw, gdy już rozłączył się po rozmowie przez telefon. - Musimy jechać do szpitala. Operują go już kolejną godzinę. O Joelle nic nie wiem. - dodał.
- Jedźcie. Przyjadę, gdy Red już zaśnie i będzie bezpieczna. - postanowiłem, a oni pokiwali głowami i ruszyli do samochodu blondyna. Odprowadziłem ich wzrokiem, dziwiąc się samemu sobie, że zachowywałem taki spokój. A przynajmniej usiłowałem. Wiedziałem, że gdy Red zobaczy, iż ja również nad tym nie panuje, rozklei się i napad przyjdzie szybciej niż przewiduje.
- I co? - spytała cicho, gdy do niej wróciłem.
- Nic, skarbie. Nic nadal nie wiemy. - skłamałem, przenosząc ją na przednie siedzenie. Nie chciałem, aby na razie o tym słuchała. - Zabieram cię do domu, dobrze?
- Dobrze. A zostaniesz ze mną? - spytała, łapiąc moją dłoń za nim zdążyłem zamknąć drzwi.
- Wiesz, że tak. - schyliłem się jeszcze, aby pocałować jej czoło, ale czułem się okropnie z tym, że muszę ją tak okłamywać. Miałem tylko nadzieje, że mi wybaczy, gdy już się dowie oraz że wszystko będzie dobrze.
~*~
następne dwa rozdziały też będą z perspektywy mike'a hehe
btw; macie jakiś ship dla joelle i luke'a? nie pytałam o to przez całe ff, więc why not teraz XDDD
CZYTASZ
beauty and the beast • hemmings
FanficChociaż serca drżą, Choć niepewni są, Piękna z Bestią jest. ~*~ [zakończone ✔] [dedykowane @BellatrixxL ] © text, cover and trailer by xrainbow_007x (2016/17)