☾ 25.

434 36 4
                                    

Luke

Obudziły mnie promienie słoneczne, wkradające się do pokoju Joelle. Przetarłem zaspane oczy i jeszcze ziewnąłem cicho. Nie wiedziałem, która była godzina, więc postanowiłem jeszcze trochę pospać, ale już nie mogłem. Przewracałem się z boku na bok, próbując znaleźć dogodną pozycję, ale nic z tego nie wyszło. W końcu sięgnąłem do swoich spodni na podłogę, aby sprawdzić, jaki mamy czas. Stosunkowo było wcześnie, ale też nie za wcześnie. Mogłem więc wstać i zrobić śniadanie. Ale musiałem znaleźć swoje bokserki, których nigdzie nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało. Przeszukałem cały pokój brunetki i w końcu je znalazłem, po czym naciągnąłem na siebie, tak samo jak spodnie. Pocałowałem jeszcze Jo w policzek i nakryłem ją bardziej kołdrą. 

Schodząc na dół uznałem, że musielibyśmy być sami. Wszędzie było cicho i jakoś tak spokojnie. Odwykłem od tego, więc włączyłem radio, aby minimalnie zakłócić harmonię, jaka panowała w tym domu. Możecie mi wierzyć, albo i też nie, ale podziwiałem, to jak bardzo było tu czysto. Każda rzecz leżała na swoim miejscu, a tego z kolei było wszędzie sporo. Kolorystyka także była przyjemna dla oka. Stonowane kolory, które nie raziły i jakoś też tutaj pasowały. 

Nie wiedziałem, co mam zrobić na śniadanie, a na dodatek nie byłem zbyt dobrym kucharzem, więc wolałem nie ryzykować i nie wysadzić przypadkiem kuchni w powietrze. Omlet pamiętałem jeszcze z dzieciństwa i zawsze pomagałem zrobić go mamie, więc tym razem jakoś mi wszystko wyszło. Nuciłem sobie pod nosem, podczas przygotowywania całego śniadania i nawet nie usłyszałem, jak Joelle się pojawiła.

- Dzień dobry... - wymruczała, siadając na stołku barowym. - Przez ciebie znowu nie mogę chodzić. - dodała, a ja tylko zaśmiałem się cicho.

- Dzień dobry. - przywitałem się najpierw. - Nie ma za co, polecam się na przyszłość. - dodałem,  puszczając jej przy okazji oczko.

- Ugh, jesteś czasami niemożliwy. - schowała twarz w dłoniach, opierając się łokciami o blat. Dopiero teraz zauważyłem, że ma na sobie moją koszulkę.

- Schlebiasz mi. - powiedziałem, a później zaśmiałem się cicho. - Całkiem ładnie ci w moich ubraniach. Chcesz zatrzymać? - dodałem, unosząc brew.

- Nie, bo śmierdzi.

- To sobie wypierz.

- Ja mam jeszcze marnować wodę i proszek na twoje szmaty? - uniosła brew, śmiejąc się cicho, przez co udałem obrażonego. Takie poranki mógłbym mieć częściej. 

- Mogłabyś. - wyszczerzyłem się do niej i podsunąłem omlet pod nos. - Smacznego. 

- Nie musiałeś. - zaczęła, zaczynając jeść.

- Ale chciałem, więc nie marudź. - musnąłem jej czoło ustami i zająłem miejsce obok. Sam nie byłem głodny i rano nigdy nie jadałem śniadań, więc teraz piłem tylko sok jabłkowy, jaki znalazłem w lodówce. 

- Nie zachowuj się, jakbyś był moim ojcem. - mruknęła, pomiędzy kęsami i przewróciła oczami.

- Martwię się o ciebie, tak samo jak on, więc żadna różnica. - stwierdziłem, odwracając się w jej stronę. - Masz jakieś plany na dzisiaj?

- Chyba nie, a czemu pytasz? - zainteresowała się, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

- Tak sobie, chciałbym spędzić z tobą jeszcze trochę czasu. No chyba, że masz mnie dość, to sobie pójdę. - wyjaśniłem, wzruszając przy tym ramionami.

- Możesz zostać. - zaśmiała się. - Nie mam żadnych planów, chyba, że leżenie przed telewizorem i jedzenie pizzy na obiad i kolację to jakiś plan. - dodała, kończąc już omlet.

beauty and the beast • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz