Wpatrywałam się tępo w osobę, która siedziała w samochodzie. Był to blondyn, którego włosy sterczały w różnych kierunkach, postawione niedbale na żelu. Niebieskie oczy zbliżone do koloru oceanu zaraz po sztormie, prześwietlały moje ciało, wypalając w nim dziurę. Nie podobało mi się to. Patrzył się na mnie z przekrzywioną głową, dłonią zaciśniętą na kierownicy i bezwiednie zagryzioną wargą. Wzięłam głębszy oddech, zdając sobie sprawę, że pewnie jego myśli w tamtym momencie nie były najczystsze. Zauważyłam jeszcze, że miał na sobie czerwoną koszulę w kratę i czarny kolczyk w wardze. Nie byłam jakąś wielką zwolenniczką percingów oraz tatuaży, ale ta opcja pasowała do kogoś jego pokroju.
- Nie wsiądę do samochodu jakiegoś obcego faceta, zapomnij. - fuknęłam, ruszając przed siebie. To była niedorzeczność. Jeśli szukał łatwej dziewczyny, to niestety się pomylił. Mówiłam, że nie potrzebuje chłopaka, a opcja kogoś takiego jak on jeszcze bardziej mnie w tym utwierdzała.
- No daj spokój, chce wyświadczyć tylko dobrą przysługę. - samochód jechał przed siebie tempem wolniejszym niż tempo ślimaka, a jego wzrok nadal obserwował moje ciało. Nie byłam manekinem, czy eksponatem w muzeum. Nie życzyłam sobie czegoś takiego, a on robił to w tak oczywisty i bezczelny sposób.
- Jeden dobry uczynek nie sprawi, że staniesz się lepszym człowiekiem i nie załatwi ci miejsca w niebie, o ile ono istnieje. - burknęłam, zdając sobie sprawę, że przyśpieszałam z każdym kolejnym krokiem. Usłyszałam przez ścianę deszczu, jak wzdycha cicho, a jego druga dłoń wędruje do kierownicy.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie jakieś niebo, bo w piekle jest ciekawiej i to tam będzie moje miejsce, więc po prostu wsiądź do samochodu i daj się odwieźć do domu. - zaczął, przez co zacisnęłam dłonie w pieści. Nie należałam do osób, które dawały innym sobą pomiatać i rozstawiać siebie po kątach.
- Nie. - odpowiedziałam krótko, poprawiając jedną dłonią torebkę, która zsunęła mi się z ramienia.
- Nie przyjmuję odmowy. - wzruszył ramionami, nie pozostawiając mi wyjścia. Nie miałam jednak zamiaru siedzieć z nim w jednym samochodzie, a co gorsza podawać mu swojego adresu.
- Nie obchodzi mnie to. - pokręciłam głową. - Jesteś jak w tych wszystkich głupich opowiadaniach, zapatrzony i zbyt pewny siebie dupek, który myśli, że może wszystko. - dodałam, porównując go do tego wszystkiego, co już w życiu przeczytałam.
- Ten dupek chce ci pomóc. - zauważył, ciągnąc to wszystko jeszcze dalej. Naprawdę nie potrafił zrozumieć prostego słowa? To było, aż takie trudne?
- Nie chce tej twojej pomocy, dam sobie radę sama. - postanowiłam, omijając sprawię kolejną, wielką kałużę. - Daj mi spokój. - poprosiłam jeszcze uprzejmie, choć byłam bliska wybuchu. Nie posiadałam w sobie czegoś takiego, jak oaza spokoju. Dało się mnie wyprowadzić z równowagi w ciągu kilku minut, a on do tego zmierzał.
- Co ci szkodzi? Nie będziesz chora, choć zakładam, że pewnie i tak wylądujesz w łóżku z katarem i kaszlem. - zaczął znowu, a ja zatrzymałam się w miejscu, licząc w myślach do dziesięciu. Miało pomóc, ale nie pomogło.
- Czego nie rozumiesz w słowie 'nie'? - odwróciłam się twarzą do niego, unosząc pytająco brew. Był naprawdę taki głupi, czy tylko takiego udawał?
- Dlaczego nie chcesz się zgodzić? - odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając się triumfalnie. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że będę musiała użerać się z nim aż do samego domu. Chyba, że się zgodzę, ale to nie wchodzi w grę.
- Bo nie. - odparłam, nie rozgadując się na ten temat. Nie znałam go i nie wiedziałam, jakie ma zamiary. Może był handlarzem niewolników, albo jakimś psychopatą, któremu skończyły się już ofiary. Nie ufać obcym, to była pierwsza osoba, jaką rodzice mi wpoili. Trzymałam się jej i prawdopodobieństwo, że ulegnie to zmianie było znikome.
- To nie jest odpowiedni argument. - zaczął bezwiednie wybijać rytm piosenki płynącej z radia na grzbiecie kierownicy, w końcu skupiając się na drodze przed nami, a nie na mojej osobie.
- Nie znam cię. - powtórzyłam, wyraźnie to podkreślając.
- Nie zrobię ci krzywdy. - zapewnił. - Może i nie jestem idealnym obywatelem, ale daleko mi do wyrzutków społeczeństwa. - dodał. - Cała się trzęsiesz, a to nie skończy się dobrze, po prostu daj sobie pomóc, a obydwoje rozstaniemy się w zgodzie i obiecuje, że już mnie więcej nie spotkasz.
Zatrzymałam się w miejscu, rozważając za i przeciw. Miał rację, miał tą cholerną rację. Bycie chorą było w tamtym momencie ostatnim, czego chciałam. Z drugiej jednak strony, to mogły być same kłamstwa. Wyglądał na takiego, któremu wymyślenie wiarygodnej bajeczki nie sprawiało zbyt dużego problemu.
- Wyjdę na głupią i łatwowierną, jak te wszystkie dziewczyny w opowiadaniach obok tych zapatrzonych w siebie dupków? - zapytałam, aby się upewnić.
:::
Podchodząc do drzwi byłam otulona kocem, z grubymi skarpetami na stopach i szalikiem owiniętym wokoło szyi. Ten chłopak, kimkolwiek on był miał rację, będę chora.
- Cześć. - przywitałam się, zauważając, że osobą, która dobijała się do środka była Red.
- Hej. - odpowiedziała, przytulając się na powitanie. Zrzuciła z głowy kaptur, przekraczając próg domu. Kilka kosmyków jej włosów i tak się zmoczyło i zaczęły się lekko podwijać. Brunetka zsunęła buty ze swoich stóp i odwróciła się w moim kierunku. - Szłam tu tylko kilka minut, pada trochę słabiej niż przedtem, jak dałaś radę iść przez całe miasto w takiej pogodzie? - dodała, pocierając dłonie, aby się rozgrzać.
- Podwiózł mnie jakiś chłopak. - westchnęłam ciężko, nadal żałując, że udało mu się mnie na to namówić. Postąpiłam jak idiotka, inaczej nie umiałam tego nazwać.
- Kto? - Red uśmiechnęła się dwuznacznie, a po chwili uniosła brwi w taki sam sposób. Przewróciłam oczami, zdając sobie sprawę, że jej myśli zmierzały w tylko jednym kierunku. Nie miałam pojęcia, jak mogłam już z nią tyle wytrzymać.
- Wysoki blondyn, miał kolczyk w wardze i niebieskie oczy. - wyjaśniłam szybko i zauważyłam na jej twarzy cień zszokowania. Zamaskowała go szybko uśmiechem, przez co nie byłam do końca pewna, o co chodziło. Potrząsnęłam głową, zapraszając ją do środka. Nie musiałam nic mówić: drogę do mojego pokoju, a przede wszystkim do kuchni znała na pamięć.
- Chyba go skądś znam, ale wiem skąd. - wzruszyła ramionami, siadając na stołku barowym. - Może z jakieś imprezy. - dodała, zamyślając się. Bębniła palcami o powierzchnie blatu, starając się sobie przypomnieć skąd go zna, albo przynajmniej udając, że to robi. Z jej twarz było bardzo łatwo odczytać, to co siedziało jej w głowie. Teraz ten wyraz nie przypominał osoby, która usilnie starała sobie coś przypomnieć.
- Pewnie tak. - mruknęłam, wyjmując z szafki kubki, aby przygotować herbatę. - Chcesz? - dodałam, patrząc się na nią pytająco.
- Coś się stało? - zapytała, jednocześnie przytakując głową.
- A coś się miało stać? - uniosłam brew, wrzucając do środka torebki z żurawinową herbatą. - Jestem zmęczona i mi zimno, to dlatego. - dodałam, zdając sobie sprawę, że mój głos mógł zabrzmieć niemiło.
- Chodź tutaj, ty wredny krasnalu. - brunetka zsunęła się z krzesła, podchodząc do mnie i przytulając. Kochałam ją za to. Skoczyłaby za mną w ogień, wyciągała mnie czasami z kłopotów i pomagała zorganizować wszystko tak, aby rodzice się, o tym nie dowiedzieli. Była jak siostra, a nie przyjaciółka. Starsza, kochana siostra.
- Też cię nienawidzę, paskudo. - zaśmiałam się, odwzajemniając uścisk.
- Zepsułaś.
- To ty zepsułaś.
- Nie, bo ty.
- Chyba ty.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też.
~*~
Co sądzicie? Według mnie tragedii nie ma, ale główną opinię zostawiam wam xo
Komentuje, czytajcie i gwiazdkujcie, po prostu róbcie to, za co was najbardziej kocham i do następnego! xAll the love, Red xoxo
CZYTASZ
beauty and the beast • hemmings
FanficChociaż serca drżą, Choć niepewni są, Piękna z Bestią jest. ~*~ [zakończone ✔] [dedykowane @BellatrixxL ] © text, cover and trailer by xrainbow_007x (2016/17)