☾ 5.

766 63 11
                                    

Luke

Po wysłaniu Caluma do doglądnięcia najnowszej dostawy broni, opadłem na kanapę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wszystkie obowiązki, jakie miałem dzisiaj do wypełniania, wypełniłem. Kogo miałem opieprzyć, opieprzyłem. Od dawna nie miałem wolnego popołudnia, o wieczorze nie wspominając. Sięgnąłem dłonią po pilot, a po uruchomieniu czarnego pudła, zacząłem skakać po kanałach. Zacisnąłem usta w wąską linię, zdając sobie sprawę, że nie było nic, co potrafiłoby zainteresować mnie w przynajmniej najmniejszym stopniu. 

- Pograsz ze mną? - zaproponował Irwin, wybawiając mnie tym samym od nadchodzącej nudy. Przeskoczył przez kanapę, zajmując miejsce obok mnie. 

- Okay. - westchnąłem, nie mając niczego innego, co w jakiś sposób zabiłoby mój czas. - Idę po żarcie. - dodałem, gdy przeglądał plastikowe pudełka, chcąc znaleźć, co byłoby odpowiednie dla nas obu. Wstałem z kanapy, przemierzając odległość jaka dzieliła mnie od kuchni szybkim krokiem. Było tu nadzwyczajnie cicho. W słowniku tego domu słowa takiego jak 'cisza' oraz jego definicji raczej nie było. Zawsze działo się coś, co by zakłócało ten błogi spokój. 

- Oops. - zaśmiałem się, przekraczając próg pomieszczenia. Najwidoczniej przerwałem coś ważnego Red i Michaelowi, ponieważ oderwali się od siebie jak poparzeni. - Przepraszam, że przeszkodziłem. - dodałem, patrząc się w ich stronie. Uśmiechnęli się nerwowo, a brunetka schowała się za moim przyjacielem, poprawiając włosy oraz bluzkę. - Gruchajcie się dalej, już mnie tu nie ma. - dodałem, zabierając paczki chipsów i parę butelek piwa ze sobą. Puściłem w stronę Clifforda perskie oko, po czym zniknąłem za ścianą. 

Opadłem na kanapę w momencie, w którym Ashton uruchamiał tryb multiplayer. Podał mi jeden z pięciu kontrolerów, jakie posiadaliśmy, po czym zaczęliśmy grać. Była to jakaś kooperacja z gry, której jeszcze nie znałem. Z naszej czwórki to Ashton i Michael byli maniakami gier video i innych takich. Ja wolałem strzelać w rzeczywistości. 

:::

- Macie jakieś plany na weekend? - zapytała Red, bo niedługo po tym, jak zacząłem z Ashtonem grać, dołączyła do nas razem z Cliffordem. 

- Praca, praca i jeszcze raz praca. - wywróciłem oczami, obserwując ukradkiem dziewczynę, którą kolorowy przytulał do siebie. Brunetka doskonale wiedziała czym się zajmujemy, wiedziała za nim całą czwórką dostaliśmy się do władzy. Obserwowała nasze pomyłki, wzloty czy upadki, odkąd tylko Michael poprosił ją o chodzenie była obok, a my ufaliśmy jej stuprocentowo. Głównie ze względu na nią zabraniałem Cliffordowi brania udziału w poważniejszych akcjach, czy tych, w których ryzyko osiągało zbyt wysoki poziom. Nie zniósłbym tego, że brakuje któregoś z nas, a na dodatek gdyby był to Gordon. Może i zachowywałem się jak skończony dupek i idiota bez uczuć, to zaskoczę was, że je miałem i mam. 

- Co tym razem? - wtuliła się w ramię chłopaka, obserwując moją twarz. 

- Transakcje, dostawa broni i amunicji, poza tym przy wschodniej granicy zaczyna robić się nieciekawie, muszę to sprawdzić. - wyjaśniłem, klikając na ślepo odpowiednią kombinację przycisków, aby uniknąć zabicia swojej postaci. - A Ty? Bo niestety, ale zabieram Romea ze sobą, musisz mi pomóc Clifford, sam nie dam sobie rady. - dodałem, krzyżując swoje spojrzenie z kolorowym.

- Wiedziałem to, za nim mnie oświeciłeś. - przewrócił oczami, zaplatając na palec pasmo włosów Red. - Idziesz do kina z Jo, tak? - dodał, patrząc się na nią.

- Tak. - zgodziła się, sięgając po nienapoczętą butelkę piwa. - Gdybyś chciał Hemmings, to zawsze mogę cię jeszcze jakoś wkręcić, ale Gordon też musiałby iść. - dodała, śmiejąc się cicho z drugiego imienia Michaela.

- Nie nazywajcie mnie tak, proszę. - zaczął, ale uciszyłem go skinieniem ręki.

- Cicho siedź, Gordon. - mruknąłem. - Kino? Ale jaki film? - dodałem, pierwszy raz nie patrząc się na Red. Ashton nie dawał za wygraną i próbował mnie pokonać, ale na razie mu nie wychodziło. 

- Spróbuję namówić ją na drugą część Obecności, ale nie jestem pewna. - wyjawiła, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Dobry pomysł. 

- Idę z wami. - oznajmiłem, zdając sobie sprawę, że to będzie odpowiednia okazja do pokazana się w dobrym świetle. - Hood da sobie radę z transakcjami, a sprawę wschodu załatwię, kiedy indziej. postanowiłem.

- I tak ci się nie uda. - Ashton uśmiechnął się cwaniacko, a jego długie palce z łatwością manewrowały przy wszystkich przyciskach na padzie. 

- Daj mi działać, poza tym, jak mi się nie uda, to znaczy, że nie warto się z tobą zakładać, bo wymyślasz zadania, które nie są realne. - wzruszyłem ramionami, szczerząc się do kundla, a ten tylko przewrócił oczami. 

- Zamknij się już i graj. - westchnął cicho, wpatrując się uparcie w ekran telewizora. 

- A tak w ogóle, to jaka jest Jo? Jaka ona jest, Red? - zapytałem, zdając sobie sprawę, że wiem o niej tyle, ile przeczytałem w aktach, czyli niewiele, a ona sama nie opowiedziała mi o sobie nic ważnego, gdy odwoziłem ją do domu. 

- Na pewno nie jest łatwa, aż w takim stopniu, jak to założył Irwin, o nie. - pokręciła głową, siadając na kanapie ze skrzyżowanymi nogami. - Umie walczyć o swoje i nie poddaje się tak łatwo,a i jest uparta zupełnie jak ty. - uśmiechnęła się do mnie sztucznie, jakbyśmy byli siebie warci. 

- Coś jeszcze? - uniosłem brew, będąc szczerze ciekawym. Musiałem ja dobrze poznać, za nim zacząłbym cokolwiek robić na drodze do zdobycia jej. Chciałem sobie po prostu to ułatwić. - Co lubi robić? Ulubione rzeczy? Nie wiem. - dodałem, rezygnując z dalszej gry. Wyłączyłem swojego pada, odkładając go na stolik. Ashton prychnął cicho, przełączając się na tryb fabularny. 

- Lubi czytać, ale imprezy też są w jej guście. - przyznała po chwili. - Uwielbia jeść, dużo jeść, kuchnia włoska jest jej ulubioną, poza tym chyba wszystko. - dodała. - Chociaż spróbuj z długimi, wieczornymi spacerami, szczeniakami, czekoladkami i tymi innymi pierdołami. 

- Dzięki. - posłałem jej lekki uśmiech, a ona go odwzajemniła. 

- Żaden problem. - machnęła ręką, jakby to nie było nic ważnego. - Boi się horrorów, więc nie spieprz tej okazji w piątek. - dodała, wtulając się z powrotem w Clifforda.

- Postaram się. - mrugnąłem, a potem odprowadziłem te dwójkę wzrokiem. Poszli na górę, więc wszyscy powinniśmy byli się domyśleć, jak to się zakończy. - Hej, kto powiedział, że nie miałem zamiaru kończyć tamtej rundki? - dodałem, szturchając Irwina w bok. 

- Zabić cię, to zdecydowanie za mało Hemmings, za mało. - przewrócił oczami, wciskając mi w dłoń pada. Zaśmiałem się cicho, przy okazji czekając, aż uruchomi z powrotem tryb multiplayera. 

:::

Nie mając, co ze sobą zrobić postanowiłem sprawdzić okolicę. Było późno, okolice pierwszej w nocy, gdy mijałem bez pośpiechu znaną mi już, drogą dzielnicę. Panująca wokoło harmonia, spokój i niezachwiana równowaga przytłoczyły mnie, uświadamiając mnie, że mogłem mieszkać w jednej z takich willi, zarabiać legalnie mnóstwo pieniędzy, mieć narzeczoną, a może nawet żonę i psa. Pokręciłem jednak głową, odpędzając od siebie te myśli. To nie było życie przeznaczone dla mnie. Wolałem adrenalinę pulsującą w żyłach, stres, gwałtowność, chaos, a nawet bałagan. Zupełne przeciwieństwo tego, co właśnie mnie otaczało. 

- Ktoś tu nie jest taki grzeczny, za jakiego się podawał. - mruknąłem sam do siebie, zauważając w odpowiednim domu oraz oknie znajomą mi postać. Sądziłem, że Joelle już dawno spała, a tym czasem siedziała przy otwartym oknie, czytając grubą księgę. Cwaniacki uśmiech cisnął się na moją twarz, gdy zobaczyłem brak spodni na jej nogach. Obserwowałem ją do momentu, w którym widok zasłoniły mi wysokie drzewa, ogradzające całą posiadłość od ulicy. Zredukowałem prędkość, oczyszczając swoje myśli, choć nie było to proste.  

~*~

I jak? Mam nadzieje, że się wam podoba >>>

beauty and the beast • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz