#9: amusement park? why not.

3.6K 288 72
                                    

ROSE

Od dnia w którym Niall mnie przeprosił minęły trzy dni, ale jakoś nie bardzo fatygował się żeby się do mnie ponownie odezwać czy o spotkaniu nie wspomnę.

W sumie to nawet nie wiem po co to mówię, przecież wcale nie zależy mi na tym żeby tutaj przyjeżdżał.

Ja nawet go nie lubię.

Właśnie kończyłam palić swojego porannego papierosa na balkonie, kiedy wpadłam na pewien pomysł.

Mogłabym w końcu gdzieś wyjść z Theo i mam nadzieję, że pani Emily nie będzie zła za to.

Zapytam ją dzisiaj gdzie jest najbliższy plac zabaw i zrobię małemu niespodziankę.

Naprawdę przywiązałam się do tego rozgadanego czterolatka i nie bardzo wyobrażam sobie, że mógłby tak po prostu zniknąć z mojego życia. To samo pani Emily, którą chyba powoli zaczynam traktować jak rodzinę.

Zgasiłam wypalonego papierosa i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 5:24 A.M.

Cóż, czyli u mnie raczej norma.

Już nawet nie pamiętam kiedy spałam chociażby do 7 A.M., albo przynajmniej nie budziła się w nocy... Potrząsnęłam gwałtownie głową odpędzając złe myśli kotłujące się w moim umyśle i wróciłam do pokoju.

Postanowiłam wziąć prysznic i jakoś się ogarnąć, więc po chwili byłam już pod natryskiem wody i rozkoszowałam się brzoskwiniowym zapachem żelu pod prysznic, który otulał moje ciało.

Po spłukaniu piany przeszłam do włosów, które dokładnie umyłam miętowym szamponem.

Na koniec wyszczotkowałam zęby oraz doprowadziłam do stanu używalności moją twarz i zawinięta w ręcznik przeszłam do sypialni w której miałam już naszykowane ubrania.

Chciałam zabrać Theo zaraz po przyjeździe na plac zabaw, więc od razu ubrałam czarne rurki z rozcięciami na kolanach i białą koszulkę z logiem The Neighbourhood.

Włosy zostawiłam rozpuszczone i zeszłam do kuchni zjeść jakiekolwiek śniadanie. Zdecydowałam się na kanapkę z szynką i żółtym serem, plus do tego oczywiście jeszcze kawa.

Zanim się obejrzałam na zegarze wybiła 6:30 A.M, więc nie chcąc marnować czasu na nic nie robieniu, stwierdziłam, że pójdę na zakupy.

Zabrałam z półki portfel i telefon oraz założyłam bluzę, a na stopy trampki i wyszłam z domu kierując się w stronę najbliższego sklepu spożywczego.

Szybko kupiłam to co potrzebne, tym razem nie ryzykując kolejną awanturą przy kasie o papierosy i powolnym krokiem ruszyłam z powrotem do domu. Po drodze nie spotkałam nikogo znajomego.

Nie żebym miała ich dużo.

W sumie to nawet dobrze, bo przynajmniej nikogo nie interesuje dlaczego tak wcześnie chodzę po miasteczku.

Kiedy otworzyłam drzwi do domu, od razu przywitał mnie cudowny zapach jabłek, co oznaczało tylko jedno - pani Emily robiła szarlotkę.

- Wróciłam - posłałam nieśmiały uśmiech, witając się ze staruszką.

- Byłaś w sklepie? A ja myślałam, że jeszcze śpisz.

- Nie jestem aż takim śpiochem - zachichotałam.

Powoli rozpakowałam zakupy i schowałam wszystkie artykuły do odpowiednich półek, aż w końcu przypomniało mi się, że miałam się jej zapytać, gdzie w Mullingar jest najbliższy plac zabaw.

- Um, z tego co pamiętam, to obok szkoły - wyjaśniła. - Tak z 200 metrów za sklepem, łatwo tam dotrzecie.

- Dziękuję, mam nadzieję, że mały się ucieszy - westchnęłam.

Chyba nie myliłam się myśląc, że to będzie dobry pomysł, bo Theo kiedy tylko usłyszał gdzie idziemy, natychmiast zaczął skakać z radości, więc szybko pożegnaliśmy się z właścicielką domu i spacerowym krokiem szliśmy na upragniony przez chłopca plac zabaw.

Rzeczywiście, tak jak mówiła pani Stweart dotarliśmy tam bez problemu.

Najmłodszy z Horanów na początku wręcz nie wiedział co chce robić i biegał tylko tam i z powrotem od huśtawek do zjeżdżalni, poprzez piaskownicę, a ja jedynie się śmiałam, bo to był naprawdę uroczy widok.

Powiedzenie, że zasiedzieliśmy się na placu zabaw, to za mało, było właśnie po 13 i uczniowe wychodzili ze szkoły na długą przerwę.

Pewnie wszystko byłoby okej, gdybym wcześniej wiedziała,że w budynku obok mieści się liceum, do którego uczęszczają Niall i Harry ( w przypadku blondyna może to jeszcze trochę potrwać), którzy zresztą nas zauważyli i zmierzali w naszą stronę.

Uh, jeszcze tylko tego mi brakowało.

- Rosie, patrz! - krzyknął Theo. - Harry i Niall tutaj idą! - uśmiechnął się i podbiegł do nich, żeby przywitać się jakimś dziwnym gestem jak żółwik czy coś.

- Um, hej - odezwałam się pierwsza.

- No witaj różyczko - zachichotał Harry, po czym pocałował mnie w policzek.

- Hej Rose - przywitał się Horan, trzymając swojego bratanka na rękach.

- Ni? A przewiózłbyś mnie na barana po całym placyku? Proooszę!

- Jasne, dzieciaku -zaśmiał się. - No to jedziemy? - zapytał czterolatka, a następnie usadowił go na swoich ramionach i zaczął biec.

- Rose? Uh, pomyślałem sobie, że może no... ekhem, no - zaczął niepewnie Styles, kiedy zostaliśmy sami.

- No wyduś to z siebie - parsknęłam.

- W przyszłym tygodniu przyjeżdża Wesołe Miasteczko do Mullingar i pomyślałem, że może... chciałabyś przejść się tam ze mną? - cicho zapytał, a mnie lekko zamurowało, co chyba nie umknęło uwadze zielonookiego. - Taki czysto koleżeński wypad - zapewnił.

No dalej, Rose!

Zgódź się, co masz do stracenia?

- Pewnie, z miłą chęcią - odpowiedziałam entuzjastycznie zupełnie nie mając pojęcia, że kilka metrów za nami stoi Niall, przysłuchujący się naszej rozmowie...

~~~

hello my friends 😂💕

jak Wam minęły święta? Ja całe spędziłam w łóżku z wysoką gorączką, eh. Grypa i do końca tygodnia mam wolne...
więc tak sobie pomyślałam, że jak będzie dużo gwiazdek i komentarzy pod tym rozdziałem to może... zrobiłabym taki mini maratonik? 😂

Wszystko zależy od Was x

All the love,
N.

you make me strong; horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz