Rozdział 40

77 19 7
                                    

Otworzyłam kraty bo zabrałam klucz, wziełam lampe i weszłam do środka.

Ja: Jacob?

Odpowiedziała mi cisza. Podeszłam bliżej i zobaczyłam leżącego Jacoba...można powiedzieć troche zmasakrowanego brata. Wszędzie była krew. Uklęknełam przy nim i przytuliłam.

Jacob: *syczy z bólu*

Ja: Braciszku nie odchodź....ktoś musi być chrzestnym dla dziecka. Nie odchodź.

Zapadła cisza....zaczełam cicho płakać i przytuliłam sie do niego.
Jacob: Nie myśl sobie, że tak szybko odejde.

Ja: Jacob!

Przytuliłam się do niego. Dobrze, że nic mu nie jest oprócz ran. Wzięłam go za ramie i próbowałam wyjść.

Jacob: Jesteś sama?

Ja: Tak.

Jacob: Wygląda na to, że nie potrzebujesz treningów.

Ja: Nie mówmy o tym teraz.

Jacob: Musze wrócić do domu i wyzdrowiwć. Tores chce znaleźć świętą chuste (zapomniałam wspomnieć jest podobna do tej co księdzoje mają).

Ja: Znajde go....

Jacob: Nie idź sama. Ona daje siłe jak się ją nosi i nieśmiertelność. Sama nie dasz rady.

Ja: Dobrze. Ale wiem gdzie ona jest.

Jacob: Jak to?

Ja: Dziennik taty. On tam wszystko napisał.

Jacob: To cenna informacja.

Ja: Tak, a teraz trzeba po cichu wyjść na zewnątrz.

Kiedy cudem udało nam się wyjść, zaszliśmy do stajni i zabrałam konia generała. Jakimś cudem koń zniżył się tak, że mogłam posadzić brata. Usiadłam na niego, założyłam sobie i bratu kaptur, i uciekliśmy galopem.

Żł: Alarm! Intruzi!

No szybcy są jak my już uciekliśmy. Dziwiło mnie to, że koń mnie rozumie... No tak moja moc. W lesie zwolniłam tępo na kłus (tag znam się troszku). Z daleko widziałam jak ktoś na nas biegnie (ruska rakieta xd)..

Cole: Jezu Agata nie strasz mnie.

Ja: Mówiłam, że może być za późno.

Spojrzałam na Jacob'a który ledwo patrzył przez rany...dobrze, że nie będzie blizn. Chyba, że na ciele. Wróciliśmy do domu, a ja zabrałam brata do łazięki i opatrzyłam jego rany.

Jacob: Ciesze się, że przyszłaś.

Ja: Mój instynkt jazał cię ratować.

Jacob: Wiesz...jest tak źle?

Ja: Twarzyczka zostanie przystojna, ale na klacie masz troche ran.

Jacob: Hmm to nie jest tak źle.

Zaprowadziłam brata do pokoju aby odpoczą i zgromadził siły. Idałam się do kuchni aby zrobić śniadanie dla wszystkich.

Cole

Siedziałem w kuchni i myślałam nad nowym życiem jako tatuś. Nie to, że nie chce, ale bardzo się boje. Przecież teraz mogą ją...zabić, albo po porodzie zabrać. Musze teraz cały czas chronić jej. Usłyszałem kroki i zobaczyłem Agu.

Ja: I jak?

Agata: Lepiej.

Ja: *wstaje i podchodze do niej* Jest silny.

Agata: Wiem, ale nie chce go stracić.

Ja: Teraz jest ważne nasze dziecko.

Agata: Jest chronione przez moją moc.

Ja: Wiem, ale ja taki jestem.

Agata: Dobe ja zrobie śniadanie, a ty zagotuj wodę.

Ja: Zgoda

Natalia

Zrobiło mi się niedobrze więc pobiegłam do łazięki (zapomniałam w każdym pokoju jest łazięka i jest też na dole ;) ). Kiedy się tam znalazłam zastałam Jay'a który mył (luja xd) zęby. Podeszłam do kibla i zwymiotowałam.

Jay: Maluszek za dużo zjadł.

Ja: Mała Nell.

Jay: Wiesz już płeć?

Ja: Nie, ale czuje, że to dziewczynka.

Jay: Córcia ojj będę miał więcej do pilnowania *śmieje się*

Ja: Ahh ty tatusiu.

Blood

Lloyd: *przytula się do mojego brzucha* Mam córeczke swą.....lub synka.

Ja: Celeste.

Lloyd: Czyli zostane nadopiekuńczym i najlepszym tatą.

Ja: Haha śnisz.

Lloyd: *dotyka swojej buzi* Nie.

Ja: Głupi jesteś.

Lloyd: Głupi, ale wiem, że mnie kochasz.

Ja: *całuje go* Dobrze, ale już bądź cicho.

Witajta mam nadzieje, że się podoba. Może jeszcze jeden będzie zależy od weny. Do kolejnego moje chomiczki ❤❤

Ninjago BrotherhoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz