22.

257 16 7
                                    

Sam czas dojazdu do Domu Dziecka zajął nam ponad 3 godziny. Wliczając do tego naszą 5 godzinną przerwę na spanie - bo Andrew był niewyspany i zmęczony - zajęło nam to 7 godzin. Do tego musieliśmy coś zjeść. I, tak jak myślałem, wstąpiliśmy do jakiejś rodziny Andrew, która nie wypuściła nas tak szybko. Spędziliśmy tam całe 3 godziny! Kto widział tak długo trzymać ludzi?! Nie jestem pewien, czy spałem, czy może za dużo myślałem. Po prostu nie pamiętam, kiedy stanęliśmy pod wysoką bramą i jeszcze wyższym metalowym płotem.

Zapukałem do drzwi placówki. Głucho. Zrobiłem to ponownie, tym razem mocniej.

-Kto tam? - zapytała jakaś kobieta, sądząc po głosie. Mówiła bardzo cicho. Jakby... Jakby z przerażeniem.

-Harry Styles. Ja do Nicoli Hemmings. Zastałem ją może? - zapytałem łagodnie, nie chcąc przestraszyć rozmówczyni. Drzwi z cichym skrzypnięciem ustąpiły, a w progu pojawiła się zapłakana kobieta. Miała może ze 40 lat, ale to pewnie przez te ogromne, czerwone wory pod oczami.

-Proszę. - szepnęła, i gestem zaprosiła mnie i Andrew do środka. Przestępując próg, od razu poczułem... starość. Nie da się tego inaczej opisać, mimo, że wszystko wyglądało dosyć nowocześnie. Usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni. Założyłem ręce pod brodą, Andrew rozsiadł się wygodnie, a kobieta, która nas wpuściła, siedziała ze spuszczoną głową. Odchrząknąłem wymownie.

-Nicola. - szepnęła, dotykając każdego swojego palca u ręki.

-Szukamy jej. Kiedy wyjechała z naszego domu, mówiła, że jedzie szukać niejakiego Olivera Sykesa. Taka osoba w ogóle istnieje? - zapytałem dość cicho. Miło, żeby nam jakoś pomogła, więc...

-Istnieje. - odpowiedziała, i popatrzyła na nas. - Nicola była tutaj. - dodała, nieco ciszej.

-Była? Tutaj? - zainteresowałem się. W sumie to było do przewidzenia.

-Zostawiła coś. Wspomniała, że ma to zobaczyć tylko i wyłącznie Harry. Domyślam się, że chodziło o Ciebie. - uśmiechnęła się smutno. Wstała od stołu i przeszła do innego pokoju. Wróciła po chwili z jakąś kopertą w ręce. Podała mi ją, a ja od razu ją rozerwałem.

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem ukryć się?
Złóż naszyjnik z nadzieją
Ramię w ramię ze mną.
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało,
Gdybyśmy spotkali się o północy
Pod wisielców drzewem w nocy.

Nie miałem pojęcia, co to miało znaczyć. Domyślałem się jedynie, że to swego rodzaju podpowiedź. Jakaś wskazówka, która pomoże nam ją znaleźć. Popatrzyłem na kobietę, która usiadła znowu naprzeciwko nas. Wyglądała na bardzo zamyśloną.

-Dziękujemy. Bardzo nam Pani pomogła. Będziemy się już zbierać i...

-Może napijecie się herbaty? - zaproponowała równie cichym głosem, jak wcześniej. Grzecznie jej odmówiliśmy, po czym wróciliśmy pod bramę. Spojrzałem na zegarek. Było już dobrze po 22.
We wskazówce napisała godzinę. Północ. Drzewo wisielców, o północy. Jakie drzewo? Nigdy o nim nie wspominała. Przynajmniej tak mi się wydaje.

I wtedy sobie przypomniałem.

Drzewa wisielców.

Sad.

Ogród, do którego ją kiedyś zabrałem. Krążyły o nim plotki, że to sad samobójców.

-Cholera! Andrew! Jedziemy! - krzyknąłem, biegnąc do motoru.

-Hej! Co jest?! - Andrew domagał się odpowiedzi, ale ja już nie myślałem.

-JEDZIEMY! - krzyknąłem ponownie do biegnącego w moją stronę chłopaka. Momentalnie odpalił maszynę i już byliśmy na drodze.

Sprawdzałem godzinę praktycznie co 2 minuty. To była moja mała obsesja, jak na ten moment. To była desperacja. Straszna, ogromna desperacja.

23:02

23:04

23:06

-Szybciej, do cholery!

-Uspokój się, Harry! Nie widzisz, że droga jest zablokowana!? - odetchnąłem głęboko, żeby jakoś się opanować. Spokojnie spokojnie spokojnie.

23:10

23:12

23:14

23:16

-Długo jeszcze?

-Jesteśmy na autostradzie. Nic więcej nie mogę zrobić, żeby być tam szybciej. Już i tak staram się jechać jak najszybciej.

23:20

23:22

23:24

23:26

-Nie zdążymy!

-Zdążymy! My nie damy rady? MY? Musisz być dobrej myśli!

23:30

I w tym momencie zacząłem się denerwować. Strach. Niepokój. Desperacja. Przerażenie. To wszystko znowu na mnie spłynęło.

23:36

23:38

Znów minęliśmy kolejną nieznaną miejscowość.

23:44

23:46

23:48

-Szybciej, błagam Cię!

-Szybciej nie mogę! Teren zabudowany!

23:54

Wjechaliśmy do miejscowości poprzedzającej tą, do której zmierzamy.

23:56

Nie zdążymy.

23:58

Wysiedliśmy przed bramą prowadzącą do sadu.

-Drzwi są zamknięte! - krzyczałem, niemal płacząc. Andrew wziął rozbieg i uderzył w nią z całej siły. Szybko przebiegliśmy przez wejście, szukając wybranego "drzewa wisielców"

00:00

-Tam! - i popędziłem w tamtym kierunku. Nie wiedziałem, co robię.

Adrenalina.

Strach.

Przerażenie.

Desperacja.

Znowu to straszne uczucie kłucia.

-Nicola! - krzyknąłem na całe gardło. Zatrzymałem się 4 metry od niej.


Stała na stołeczku z obwiązaną liną nadziei.

Patrzyła mi prosto w oczy, uśmiechając się lekko.

Spokój.

To zobaczyłem na jej twarzy.

Niewyobrażalnie prawdziwy spokój.

I łzę na bladym policzku.

"To przez ludzi. Nienawidzę ludzi." powiedziałaby, gdyby mogła się jeszcze wytłumaczyć.

Chciałem podbiec i przytulić ją.

Powiedzieć, że przecież nie musi tego robić.

Że jestem tu.

Ale nie zrobiłem tego.

Dlaczego?

Podjęła już decyzję.

-Dziękuję. - szepnęła, zanim jej oddech nie zniknął, a oczy nie oddały ostatniego obrazu nocy.




-MicalHoord-





Podpisano: Nikt ważnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz