19.

351 22 10
                                    

Poniedziałek. Taak, upragniony dzień licealisty, i ulubione słowo każdego ucznia. Wiadomo!

Harry Idealnie Punktualny Styles oczywiście musiał mnie obudzić koło 5. Co z tego, że miałam jakieś przesunięcia i wyszło na to, że idę dopiero na 9? On "chce się budzić razem ze mną". Więc już o 5:12 siedziałam w kuchni nad kakaem, praktycznie umierając.

-Niiiiika ! Wstajemy! Cały dzień przed nami! - Boże, Harry, zamknij twarz, bo słuchanie jak wrzeszczysz nade mną z rana nie jest jednym z moich marzeń.

-Yhyyy. - ostatecznie wymruczałam tylko to.

-Już już, finiszuj i leć się ubrać. - powiedział nadzwyczaj radośnie. Dopiłam czekoladę i poszłam do pokoju. Z pokoju do łazienki. Z łazienki znowu do pokoju. Nie wiem właściwie, jak ja to zrobiłam, że się ubrałam. Normalny człowiek o tej godzinie padłby po 5 krokach. Ale nieee, bo ja muszę być jakaś inna.
Zawsze tak było. Odkąd pamiętam. Chociażby podstawówka, druga klasa. Wszyscy cisnęli się do pianina, kiedy mieliśmy rytmikę. Ja natomiast zachwycałam się skrzypcami. Jednego roku nawet chodziłam na dodatkowe lekcje z tego instrumentu, ale... Potem coś mi się odwidziało i porzuciłam marzenie o zostaniu skrzypaczką. Jednak, kiedy teraz tak o tym myślę, to wcale nie byłoby złe. No wiesz... Przypomnieć sobie te wszystkie nutki i w ogóle.

-Ej! Długo jeszcze?! Nie mamy czasu! - z zamyśleń wyrwał mnie krzyk Harry'ego. Najwyraźniej musiałam zasnąć. Wstałam z łóżka, o dziwo, ubrana i umyta. Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, kiedy to wszystko ogarnęłam, ale jak dla mnie to plus.

-Moment! - odkrzyknęłam prawie przy drzwiach, kiedy uświadomiłam sobie, że zapomniałam liściku do... do niejakiego D. Schowałam go do plecaka, a konkretniej do zeszytu od biologi, i wbiegłam na dół.

-Po co Ci plecak? - zapytał, ubierając buty.

-Myślałam, że jedziemy do szkoły. - powiedziałam, również zakładając swoje.

-Zdeeejmuj to, później przyjedziemy po książki. - odparł, ściągając mój tornister z barków. Założyłam szybko bluzę z naszytymi uszami i wybiegłam na dwór za Harrym. Jego Harley już stał na podjeździe. Wyglądało na to, że już wczoraj coś knuł. Ale z niego żmija...

Usiadłam za Harrym, oplatając go rękoma w pasie. Przytuliłam się do jego pleców, i chwilę później byliśmy już na drodze.

***

Po niespełna 20 minutach dojechaliśmy na miejsce. Osobiście nie widziałam go nigdy w życiu. Zeszliśmy z maszyny.

-Co to za dom? - zapytałam, pokazując na przytulnie wyglądający domek przy lesie. Przed nim wiodła ścieżka z drobnych, czarnych kamyczków.

-Zaraz zobaczysz. - powiedział Harry, idąc na przód. Dorównałam mu kroku i już po chwili staliśmy przed drzwiami domku. Chłopak zapukał trzy razy, a ja w tym czasie sprawdziłam, jaki mamy czas. 6:02. Że też Harry nie ma kultury i budzi ludzi o tej godzinie...

-Hej hej heeej! - krzyknął ktoś, otwierając nam drzwi. Zdziwiłam się, kiedy w chłopaku rozpoznałam Allana. Tego chłopaka, który odbierał mnie z lotniska. Niby przyjaciel Harry'ego. Uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym chłopak zaprosił nas do środka.
Wnętrze wyglądało o wiele lepiej niż się zapowiadało. Nowoczesne, odnowione mieszkanie niezależnego mężczyzny. Godne podziwu, nie przeczę, ale przydałaby się tu damska ręka.

-Cieszę się, że znaleźliście dla mnie czas. Ale szczerze mówiąc, nie sądziłem, że ją też weźmiesz. - powiedział Allan, wchodząc do dużego salonu. Zbagatelizowałam sprawę, i usiadłam obok Harry'ego na czarnej sofie. Jego przyjaciel rozsiadł się wygodnie przy kominku, wcześniej stawiając na ławie kawy.

Podpisano: Nikt ważnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz