4.

460 28 2
                                        

Nicola już spala. Nie słyszała tego co do niej mówiłem. Może to i lepiej.

Leżałem za nią, obejmując ją w tali. Oddychała równomiernie, co oznaczało że już zasnęła. Ta dziewczyna to jedną wielką wchodząca zagadka. Nie każdy chłopak ogarnąłby to wszystko, co przeżyła Niki. Śmierć rodziców. Zamknięcie się w sobie. Moja sytuacja jest podobna. Z tą różnicą, że moja matka zginęła przy porodzie a ojciec... ojciec to alkoholik. Nie przejmował się mną ani Davidem. Nikim. Był tylko on i alkohol. Kiedyś był inny. Zachowywał się jak rodzic. A po śmierci matki się zaczęło. Alkohol, imprezy, dziewczyny na jedną noc... stoczył się. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Pewnie teraz siedzi gdzieś na izbie wytrzeźwień cały zalany.

Pocałowałem Niki w policzek i ułożyłem wygodnie głowę na poduszce obok niej. Przymknąłem oczy i nie pamiętam nawet, kiedy zasnąłem.

Rano zadzwonił mój budzik. Cholera, zapomniałem go wczoraj wyłączyć. Otworzyłem oczy i po omacku szukałem dziewczyny. Kiedy nie było jej obok, zacząłem świrować. Jej zapach był... odurzający. Bardzo go lubiłem. Usiadłem na łóżku i zobaczyłem karteczkę.

Nie miałam serca Cię budzić. Poszłam trochę pobiegać. Będę pewnie przed 14.

Nika.

O wilku mowa. Uśmiechnąłem się do siebie, patrząc na kartkę, która zostawiła dziewczyna. Miała bardzo ładny charakter pisma. Niby niechlujnie, napisane na "odczep się", ale nadal było w nim "to coś". Skanowałem jej pismo, kiedy przyszedł do mnie SMS.

Od: Cal

Dzisiaj. 18. Gravity. Jesteś z nami?

Calum i te jego zdawkowe SMS'y. Szybko mu odpisałem:

Do: Cal

Bądźcie przed 18. Czekam.

Po wysłaniu wiadomości zszedłem z łóżka i ubrałem się w jakimś dziwnie spowolnionym tempie. Powlokłem się do kuchni. Mój brzuch wydawał odgłosy niezadowolenia, co potęgowały piękne zapachy, bo najwyraźniej kucharka szykowała dla nas śniadanie. Byliśmy już na tyle duzi, żeby samemu coś sobie szykować, ale opiekunka uparła się, że ona wyręczy nasz ze wszystkich obowiązków w kuchni. W sumie fajnie, ale miałem wrażenie, że traktują nas tak tylko ze względu na naszą przeszłość. Nie lubiłem, kiedy ludzie się nade mną użalali. Nie zasługiwałem na to, okej? Jestem teraz normalnym 17-latkiem z marzeniami.

Z tym zdaniem wparowałem do kuchni. Obejrzałem ją dokładnie i zobaczyłem, że pani West gotuje... o zgrozo... naleśniki! Najwspanialsze, najlepsze, najpyszniejsze naleśniki na Ziemi! Obok miski, zobaczyłem Nutelle, truskawki i... o matko! Banany! Uwielbiałem banany równie mocno jak Nutelle. A w połączeniu, dawały coś niewyobrażalnie pysznego.

-Dzień dobry, pani West. - uśmiechnąłem się do niej promiennie i usiadłem do stołu. David zazwyczaj był na śniadaniu przede mną, a dzisiaj? Nawet nie zszedł.

-Gdzie David? - zapytałem zaniepokojony. Może i powiedziałem mu wczoraj te wszystkie straszne rzeczy, ale jeść by mógł.

-Powiedział, że idzie się gdzieś przejść. Zabrał jabłko i wyszedł. Ufam mu, dlatego pozwoliłam, żeby wyszedł. Zrobiłam coś...

-Cholera! - warknąłem i wstałem szybko od stołu. Ruszyłem na hol i ubrałem buty. Tak w cholerę dobrze wiedziałem, gdzie poszedł. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie pozwolę mu.

Biegłem ulicami Denver, próbując złapać jak najwięcej powietrza w płuca. Nie nie nie nie nie. Nie pozwolę mu na to! Przyspieszyłem. Dotarłem na ulice Green Day Street 57. Wbiegłem pomiędzy bloki i dotarłem tam, gdzie od początku chciałem. Śmierdziało tu fajkami i alkoholem, ale zbagatelizowałem ten odór. Szedłem wkurzony przed siebie. David trzymał się już na metalowym drążku bez koszulki. O cholera. Za późno.

-Dawno temu zaczęli? - zapytałem jakąś dziewczynę obserwującą całe zdarzenie.

-Dobre 15 minut temu. - odpowiedział głos za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach. Nie żebym gustował w chłopakach, ale on był serio przystojny.

-Dzięki. - odparlem ponuro. Opuściłem wzrok i patrzyłem na swoje buty. Nie wierzę, że wrócił do tego gówna! Co on chce sobie tym udowodnić?! Nic sobie tym nie udowodni. Nie ma takiego powodu. Może chce się popisać? Ale przed kim? Wszystkich zna lepiej już oni sami się znają. Czasem mnie przeraża, ale to nadal mój brat.

-Jeśli chcesz dołączyć, to...

-Nie. - przerwałem ostro chłopakowi. Patrzyłem, jak inni chłopacy po kolei puszczają się poręczy z braku sił. Upadali boleśnie na beton, bo poprzeczka była zwieszona 3 metry nad ziemią. Wiedziałem, bo sam kiedyś w tym uczestniczyłem. To bagno jest za głębokie, żebym znów w nie wlazł.

-Okej, okej. - podniósł ręce na wysokość ramion. -Komu dopingujesz?

-Co? - wybałuszyłem oczy. Czy on...

-No za kim jesteś? Każdy ma tu swojego fawo...

-Wiem. - przerwałem mu po raz kolejny. Jestem za bardzo obcykany w tych sprawach, żeby mi ktoś mówił o co w tym wszystkim chodzi.

-No więc?

-Ten na samym końcu po lewej. - wskazałem palcem mojego brata, a chwilowy towarzysz zaśmiał się gorzko. Ma coś do niego?

-Młodzik. Przyszedł dzisiaj, że niby chce spróbować. - zachichotał. - No a my nie mieliśmy serca, żeby odmówić chłopakowi zabawy, nie?

-Ta.

-Jak na jego młody wiek trzyma się dzielnie. Nie sądziłem, że w jego ciele tyle siły. Nasi tubylcy odpuścili po 15 minutach, a ten wisi już od... - spojrzał na zegarek. - Od dobrych 23 minut. Nasz dotychczasowy rekord, to godzina, 22 minuty. Jak na razie nikt go nie pobił. -zaczął poważnie, a ja zbladłem. - Nie wierzyłem, że mieliśmy w swoich szeregach takie ziółko, jak on. Odszedł przeszło dwa lata temu. Był jednym z najlepszych, nawet dotychczasowy faworyt, Alias Lear, nie wytrzymał tyle. Wisiał blisko 59 minut.

-Wiem. - odezwałem się po chwili. Nie odrywałem wzroku od Davida, który nie wydawał się być zmęczony, ale jego plecy były pokryte małą warstewka potu.

-Jak to wiesz? - zmarszczył brwi. Wyglądał na bardzo zdziwionego. Pewnie dlatego, że rzadko tu bywałem.

-Bo to ja.

-Chwila. Co? Jak to "to Ty" ? Co Ty pierdolisz?

-Mówi Ci coś Oliver Sykes? - powiedziałem, i zacząłem przeszukiwać kieszenie swoich spodni.

-To ten chłopak, który zdobył rekord. Ale Ty nie...

-Teraz mi wierzysz? - pokazałem mu swoją legitymację. Za wszelką cenę chciałem, żeby mi uwierzył, bo nie pozwolę, żeby jakiś palant zabrał mi moje zasługi.

-O cholera... - zakrył dłonią usta, odsuwając się trochę do tylu. Przewróciłem oczami.

-A ten cały David to...

-David to mój brat.

-Czemu ja o niczym nie wiedziałem?

-Bo ja sam nie myślałem, że może tu znowu przyjść.

-Znowu?

-Chodził tu ze mną czasem. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Pamiętam, jak David się tym wszystkim zafascynował. Przeze mnie. Nie chciałem, żeby robił tak samo jak ja. To było złe. W cholerę złe, ale nic nie poradzę. Nie odpowiadam za wybory Davida.

Usłyszeliśmy buczenie tłumu. Przejechałem wzrokiem po barierce. Trzymał się na niej słynny Al, i... o zgrozo. David!

-Wiszą już dobre 46 minut. Trochę się o nich martwię.

-Daj spokój, Oliver! Są dobrzy, może ustanowią rekord! Może pobiją... nie, nie pobiją. - zachichotał. Chyba chciał powiedzieć, że pokonają mnie, ale faktycznie, to byłoby nie możliwe.

Przecisnąłem się w głąb tłumu. Przechodząc musnąłem kogoś ręką, i przeszły mnie dreszcze.

-Co do...

-Nicola?

-MicalHoord-

Podpisano: Nikt ważnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz