8.

356 26 0
                                    

Dojechałyśmy na lotnisko. Poczekalnia wydawała się być jeszcze większa i jeszcze bardziej ciasna, niż mi się wydawało, patrząc na te wszystkie filmy. Przecisnęłyśmy się przez tłum ludzi i doszliśmy do wejścia na prześwietlenie bagaży, gdzie zaczęłam się żegnać z panią Grot.

-Nicola, trzymaj się tam, dobrze? Bądź grzeczna, nie sprawiają kłopotów i...

-Nie jestem małym dzieckiem. Dam sobie radę. - uśmiechnęłam się do niej ciepło, a ona odwzajemniła uśmiech.

-No dobrze. Przepraszam. Ciężko się rozstać z taką piękną osobą jak Ty i... po prostu nie zapomnij o nas. - widziałam łzę, która cisnęła się jej pod powiekami.

-Nie umiałabym. - łezki spłynęły po policzkach. - Dziękuję za wszystko. - i przytuliłam ją mocno. Na ramię przewiesiłam plecak a walizki wzięłam w obie ręce. Przeszłam przez maszynę i ruszyłam w stronę, gdzie miał odlatywać mój samolot. Spojrzałam jeszcze raz na bilet. Miejsce: 22. Cudownie. Liczba 2 była moją szczęśliwą. Ale czy szczęśliwe liczby nie powinny przynosić szczęścia? Powinny. Ale moja nie przynosi. Nie dziwię jej się w sumie. Też bym nie przynosiła sobie szczęścia, gdybym nią była.

Miła stewardesa sprawdziła mój bilet, po czym poprosiła o zajęcie wyznaczonego miejsca. Podszedł do mnie wysoki chłopak i pomógł włożyć na górną półkę moje walizki.

-Och, dziękuję. - uśmiechnęłam się nieśmiało i przygryzłam wargę.

-Do usług. - powiedział, i puścił mi oczko, szczerząc się przy tym. Usiadł rząd przede mną. Zrobiłam to samo. Patrzyłam chwilę przez okno. W poczekalni było mnóstwo ludzi. Tłoczyli się w tej wielkiej hali niczym mrówki. A ja siedziałam już wygodnie w samolocie, który miał mnie zawieźć do lepszego miejsca. Do "lepszej rodziny", która i tak nie zastąpi mi tej, którą miałam do dnia dzisiejszego. Nie wierzyłam, że te dwa marne lata będą dla mnie tak wspaniałe, a jednocześnie strasznie bolesne. Ale to nie ważne. Przyzwyczaiłam się do bólu. Fizyczny jak i psychiczny rozbrajał mnie od środka, czekając tylko na uwolnienie. W takich momentach sięgałam po moją przyjaciółkę i pozwalałam jej robić to, co do niej należało. Cięła mój ból na kreski. Na ślady, które po jakimś czasie znikają nie zauważone przez świat. Ale to świat nas niszczy.

Tak naprawdę nie znasz składu powierza, którym oddychasz.

Moje rozmyślania przerwał jedwabny głos z głośników.

-Prosimy zapiać pasy. Samolot 49 LA odlatuje za niespełna minutę. Proszę przygotować się do lotu. - powiedziała jak mniemam stewardessa. Posłusznie zapięłam pas i sięgnęłam do plecaka. Wyciągnęłam z niego słuchawki i włożyłam je do uszu. Połączyłam końcówkę do telefonu. Postanowiłam włączyć moją ulubioną playlistę z zespołami Green Day, Bring Me The Horizon i 5Seconds Of Summer. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w słowa piosenki. W pewnym momencie poczułam turbulencje i otworzyłam gwałtownie oczy. Wylecieliśmy. Byliśmy już dobre 15 metrów nad ziemią. Miałam to szczęście, że siedziałam przy oknie. Mogłam bez problemu podziwiać panoramę mijanych miasteczek z mocnymi brzmieniami muzyki dudniącej mi w uszach.

Wzrok miałam utkwiony w swoich kolanach. Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy ktoś zauważy moje zniknięcie. Czy ktoś zainteresuje się tym, że już mnie nie ma w Denver. Czy komuś zależało na tym, żebym została. Ale to byłoby dziwne. Nie rozmawiam z nikim. Nikt nie rozmawiał ze mną. Było idealnie. Nikt nie zawracał mi głowy. Oprócz... moje myśli na chwilę powędrowały do pieprzonego "maczo", który myślał, że jest fajny. Ale tak naprawdę był żałosny. Jego dziecinne zachowanie.

Już po pierwszym dniu szkoły wyjeżdżam. Nikt nie zdążył mnie poznać. Nikt nie raczył obdarzyć mnie uśmiechem. No bo na niego nie zasługujesz, idiotko. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego dzwonka w telefonie, przez co wyłączyła się piosenka. Odłączyłam słuchawki i odezwałam się do telefonu:

Podpisano: Nikt ważnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz