Rozdział 9.

24 2 0
                                    

Od tego pożaru nic się nowego nie zdarzyło. Wieść o tym się rozniosła aż w powiecie albo nawet w województwie. To bardzo źle. W gazetach pojawiały się już proponowane przezwiska takie jak: "strażniczka ognia" albo "tajemnicza". Jak zostawiałam im tą propozycję myślałam, że wymyślą coś ciekawszego. Z resztą sama nie mam pomysłu na nazwę, ale ciekawie jest mieć pseudonim po którym cię nikt nie rozpozna.

Jest czwartek. Zaprosiłam Lunę, żeby zrobiła parę zdjęć. Z chęcią się zgodziła. Cały czas się stresuję, a ona mnie pociesza i rozbawia swoimi przypadkami ze szkoły, np, że czyjś plecak spadł z drugiego pietra na kogoś albo co mnie bardziej ciekawiło podczas imprezy mikrofon lewitował. Moim zdaniem to ta telekineza, ale po co miałby być Naveen na tej imprezie? Nie do końca jej wierzyłam w to co mówi, ale i tak się śmiałam.
Po przyjeździe na miejsce wysiedliśmy z auta i poszliśmy na salę. Tam czekali już na nas strażacy z Państwowej Straży Pożarnej i inni organizatorzy.
Po przydzieleniu miejsc i rozdaniu arkuszy zaczęliśmy pisać. Luna w między czasie robiła zdjęcia, a mi najwięcej.
Ten konkurs składał się z dwóch części. Pierwsza to pisemna i wyłaniało się pierwszych pięć osób, które przechodziły do części ustnej. Mnie się udało przejść. Wybrałam losowe pytania pod numerem... wiecie jakim nie? No pewnie. Trafiły mi się proste pytania. I dobrze. Podeszłam, usiadłam na krześle i spojrzałam na jury, żeby wiedzieć kiedy zacząć. Natomiast oni wpatrywali się mi w oczy. Spuściłam głowę, aby odczytać pierwsze pytanie, ale kazali mi podnieść ją ponownie. O co im chodzi? Jeden z organizatorów szepnął coś obok siedzącemu strażakowi, a ten pokiwł głową, że się zgadza.
- Powiedz mi dziewczynko jak masz na imię? - zapytał ten strażak.
- Nazywam się Lori. Czy coś się stało?
- Nie nic. Zastanawia mnie czemu masz tak ładny kolor oczu?
- Eeee... mam go od zawsze.
- Dobrze. Rozumiem. Kontynuujcie konkurs, a ja zaraz wracam. - wstał, wyciągnął telefon i wyszedł.
- Zaczynaj. - rozkazał sędzia. Odpowiedziałam na trzy pytania z czterech. Kiedy mialam już czytać ostatnie, wszedł strażak i usiadł na swoim miejscu. - Poczekaj na chwilę.- Wytężyłam słuch, żeby usłyszeć co tam szepczą, ale nie za wiele się dowiedziałam. " Już jadą... sprawdzą czy to prawda... niepokoją mnie te oczy." Po chwili słyszę bardzo głośno " ostatnie pytanie!" Aaaj! Ach bolą uszy, ale to nic.
Skończyłam czytać, a na sali rozległ się dźwięk telefonu. "Tak już wyjdę." Odpowiedział strażak.
- Siedź tu jeszcze. - zwrócił sie do mnie poważnym tonem. Obejrzałam się za siebie, ale nigdzie nie widziałam Luny. Nagle słyszę koło siebie głos:"Musisz uciekać! Za chwilę tu będą po ciebie! Chodź szybko chociaż do toalety!" Zgodziłam się.
- Proszę pana muszę do toalety! - zawołałam.
- A musisz bardzo?
- Tak.
- No to idź, ale zaraz wracaj.
- Dobrze. - wprost wybiegłam z sali. Otworzyłam drzwi do łazienki i weszłam. Pare sekund później drzwi się same otworzyły. Byłam gotowa zaatakować.
- Spokojnie to tylko ja. Luna. - pojawiła się jakby nigdy nic.
- Ty też?
- Tak. Odpowiedziała z uśmiechem.
- Jak to?
- Moją zdolnością jest niewidzialność. Dobrze, że z tobą pojechałam. Bo byśmy cię stracili.
- Powiesz mi o co im chodziło?
- Jasne. Podsluchiwałam co tam mówili.
- I co?

Nowe Dziedzictwa.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz