Rozdział 11. Turniej.

26 2 0
                                    


Przez najbliższy tydzień będą rozgrywane walki. Mamy tylko dwa dni na zapisy. Aby uczestniczyć w turnieju trzeba iść z wychowawcą do organizatora, który zbiera podpisy na głównym holu szkoły. Na lekcji historii nasza pani zgodziła się iść z nami. Oczywiście wszyscy przepychali się w kolejce, bo przecież nie może być spokojnie.
Po powrocie do klasy, nauczycielka zapytała się nas kto chce brać udział. Wszyscy się zgłosili. W naszej klasie było sporo osób słabych lub nie nadawających się do tego turnieju.
- Nawet ty Lori?
- Tak, a co? Nie jestem aż taka słaba.
- Nie nic po prostu myślałam, że nie dasz radę.- Przez chwilę naprawdę mnie rozgniewała. Może i nie wyglądam na silną, ale nie muszą oceniać mnie z wyglądu.
- Proszę pani! Nie widziała pani jej na treningach. Jest naprawdę silna i szybka. Mam nadzieję, że uda mi się ją pokonać, ale nie będzie to takie łatwe. - odezwał się chlopak dość masywny, ale niski. Takiej oceny od niego się nie spodziewałam mimo że w ogóle nie rozmawiamy ze sobą. Jednak nie jestem, aż tak beznadziejna.
- Naprawdę? Taka silna? Zobaczymy na turnieju, jak jej pójdzie.
- Dam z siebie wszystko. - Odpowiedziałam. Pokażę im na co mnie stać. Po tych treningach jestem silniejsza i nauczyłam się sporo technik walki. Nie będzie tak źle.
- Mam nadzieję, że nie będzie trzeba odszkodowania tobie płacić. - odpowiedziała nauczycielka
- Spokojnie zabicie mnie nie będzie takie łatwe. - Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

Ostatna rozgrzewka przed turniejem przebiega spokojnie i dość śmiesznie. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu, gdy widzę że starszy chłopak z którym mam sparing założył ochronne spodnie na opak. A dziewczyna, która drugi raz się pojawiła i miała sparing z moim przyjacielem, nie kontrolowała miacza. Raz go przypadkowo wyrzuciła w powietrze, a drugim razem uderzyła się nim w głowę i zemdlała. Przyjaciel wystraszony nie wiedział co zrobić i pobiegł po Steva, a ja musiałam zanieść ją do pielęgniarki. W tym turnieju wyłaniają najsilniejszych. Dużo osób polegnie albo zostanie rannych. Mimo tego problemu wszyscy czuli, że po tych lekcjach dadzą sobie radę.

Wieczorem czułam się dość dziwne. Coś w sercu mnie zatrzymywało. Ledwo mogłam oddychać i czułam ciepło w środku. Tak jak pierwszym razem posługiwałam się telekineza czy lumenem. Możliwe że otrzymałam kolejną zdolność.

Ciemność. Czuję że spadam. Pode mną pojawia się kropka światła i robi się coraz większa, do tego stopnia że oślepia mnie całkowicie. Ląduje na czymś twardym, a światło gaśnie oraz obraz napiera kolorów. Po chwili widzę moją szkołę i turniej który się rozgrywa. A obok mnie dziewczynę z czarno-fioletowymi włosami. Nosi kapelusz przykrywający uszy i za duży sweter. Wydaje się być smutna. Na jej ręce dostrzegam bransoletkę taką samą jak moja. Czyżby była uczestniczką? Turniej rozgrywa się wewnątrz szkoły i żadna inna szkoła nie konkurentuje z nami. Dziewczyna odwraca się do mnie i wypowiada słowa, których nie zrozumiałam. "Znajdź mnie. Kiedy nadejdzie czas znajdziemy się wszyscy i stawimy czoła tym potworom. Dostaną za swoje, że tak nas traktują." Już chciałam krzyknąć "zaczekaj" kiedy poczułam paraliżujący ból w okolicach brzucha. Odwróciłam się do walczących. Zauważyłam tam siebie z mieczem przykuwający mój brzuch. A na przeciwko mnie stał blady, masywny człowiek. Przypominał mi wampira, ale nim nie był. Obok niego pojawił się potwór. Podał mu drugi miecz i pokazał na mnie. Ten dostawszy ostrze, zdjął maskę i rzucił nim we mnie.
Obudziłam się z krzykiem. Z każdym uderzeniem serca czułam ból, a ono biło bardzo szybko. Nie mogłam zasnąć do rana i rozpamiętywałam ten sen. Nie wiem o co chodziło. Podzielę się tym z ósmym i szóstą. Może oni będą wiedzieli co z tym zrobić.

Po przyjściu do szkoły wisiały kartki z rozpisywanymi przeciwnikami. Zaczęli od wyłaniania z klas. Jest tak dużo chętnych, że rozpisywali to na trzy dni. Nauczyciele zabrali nas na rozgrywki. Ogólnie każdy miał dwie walki z tego musiał mieć przynajmniej jedną wygraną. Rozgrywały się one na sali gimnastycznej i polegały na powaleniu przeciwnika trzy razy nie raniąc go. Po zakończeniu pierwszych klas. Z każdej z tych klas wychodziły po cztery osoby, czyli w sumie do drugiej rundy weszło szesnaście osob.

Następnego dnia pierwsza rundę rozgrywały klasy drugie. Moim przeciwnikiem jest dziewczyna, która najmniej lubiłam. Sprawuje funkcję przewodniczącej klasy i jest bardzo lubiana w przeciwieństwie do mnie. Zostałyśmy wezwane na pole walki. Dzięki bransoletce przywołałam miecz. I ustawiłam się w pozycji walki. Po usłyszeniu gwizdku ruszyła na mnie z mieczem umieszczonym po boku. Właśnie brała zamach...

---------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział. Mimo że nie jest tak dobrze pisane, bo ostatnio brak mi weny, ale postaram się to nadrobić. Dziękuję szczególnie mojej koleżance Lenie za podsunięcie mi pomysłu. I wam za czytanie tego. Jeśli wam się podoba to dajcie gwiazdki. To bardzo motywuje 😉 zaczynam myśleć o następnym rozdziale.

Nowe Dziedzictwa.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz