Sędzia

18 2 3
                                    

- Witaj cztery. - Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy kobieta.
- Kim... Skąd.... Dlaczego.....Gdzie.....Po co...... Czekaj co?
- Chcesz wszystkiego się dowiedzieć i nie wiesz co pierwsze powiedzieć? Powiem ci. Jestem przysłana tutaj dlatego, że potrafię uzdrawiać specjalnie na turniej, ale nie jestem następcą.
- To kim?
- Jakby to ująć... jestem prawdziwym numerem siedem. A zaraz zapytasz jak się tu znalazłam prawda?
- Umiesz czytać w myślach?
- Nie. Ale czwarty to przewidział.
- Jak to?
- Ma taką zdolność. To wracając to tego pytania. Pan Nicket nas sprowadził przez machinę którą zbudował. Znalazł nas i poprosił o pomoc, więc teraz jestem tutaj i leczę. Pokaż swoją ranę. - spojrzała na nią i zabierała się do leczenia. Położyła rękę na żebrach i nie minęła minuta, a poczułam przyjemny chłodny dotyk. - Chwila powiedziałaś nas?
- Tak ja, czwarty i szósta.
- To gdzie oni są?
- Są sędziami na sali. Nie widziałaś ich?
- Wybacz, ale nie.
- A to znamię nie świeciło ci?
- Nie ani mi, ani Naveen'owi.
- Jak to? To kto jest sędzią?!
- Nie wiem...

Gdy weszłyśmy na salę nadal toczyły się walki. Siedem pobiegła do pierwszego sędzi ubranego w czarny płaszcz zakrywający twarz. Telekinezą zrzuciła go.
- Chwila Marina co ty robisz? - wykrzyknęła dziewczyna. Mój symbol zalśniał.
- A to ty szósta... A gdzie cztery?
- Wybacz, ale teraz jestem zajęta i nie mam czasu sprawdź sama! - dziewczyna podbiegła do następnego w szarym płaszczu. Ja także tam pobiegłam.
Siedem zrzuciła jego płaszcz, a oczom ukazał się blady mężczyzna. Suszył swoje szpiczaste ostre zęby.
- No proszę jednak mnie ktoś nakrył. - odpowiedział niskim głosem.
- A jak myślałeś? Taki potwór jak ty nigdzie się nie ukryje.
- Gadaj sobie co chcesz! Zniszczymy was i tych waszych następców.
- Akurat Mogadorczyku! Widzę że mimo pokonania waszego przywódcy i tak próbujecie coś zrobić, ale i tak wam nie wyjdzie. Powiedz mi gdzie jest numer cztery?!
- Chciałabyś. - wokół mnie zrobiło się chłodno. Gęsia skórka się pojawiła na mojej skórze.
- Ostatnia szansa. - Do sali wpada kilku potworów. Dostrzegam w głębi nich, że trzymają chłopaka. - No proszę jak fajnie. Tu jesteś! - Spoglądam na dziewczynę, a potem na potwora przedziurawionego ostrymi soplami lodu. Po chwili rozpada się w pył. Dobywam miecza, tak na wszelki wypadek, bo widzę że siedem jest tak wściekła, że ich spokojnie sama rozwali, ale kto wie co się wydarzy. Rzuca się w gromadkę mogadorczykòw, a lodowe ostrza pojawiają się znikąd. Uwalnia chłopaka lecz ten nie ma już co robić, bo wokół nich leży już tylko czarny pył. Chłopak woła do mnie.
- Za tobą! - Odwracam się i robiąc obrót przecinam mogadorczyka na pół. Wokół mnie już leży stosik.
- Ej! A moja kolej to gdzie?
- Spokojnie szósta. Załatwiliśmy ich. Trzeba było się dołączyć. A nie być ciągle czymś zajęta. - zza rogu sali wyskakuje Steve.
- Nic wam nie jest?
- Nie. Załatwiły tylko kilku mogów. Nic wiecej.
- No dobra. Siedem idź już do gabinetu. Kilka osob już tam czeka. Sześć, cztery kaptury i do roboty, pozbierać mi ten pył. Lori ty chodź ze mną.
- Spokojnie profesorze. - mówi chłopak. - Nie tak ostro. Gdzie są wszyscy? Jak mniemam zaraz zaczną się walki.
- Narazie walki są wstrzymane. Uczniowie na szczęście nie zostali porwani, ale jak ich zobaczyłem to kazałem wszystkim uciekać do holu głównego. Jednak kilku jest poważnie rannych...- siedem przyłożyła dłoń do ust i szybko wybiegła z sali. - A ty gdzieś znikł?
- Eee... jakby to powiedzieć. Chwycili mnie przed wejściem na salę. Przyszedłem wcześniej, ale nikogo jeszcze nie było to wyszedłem z sali, a ci mnie uderzyli w tył głowy i zemdlałem. Ocknąłem się w ich rękach, w dordze na salę. Byłem zdezorientowany, ale jak zobaczyłem Marine to już wiedziałem co się dzieje. No i ostrzegłem tą dziewczynkę. Tak to była by poszatkowana.
- To dobrze, że jesteście cali. Muszę wam coś powiedzieć, ale to po zakończeniu. Jak skończycie to powiadomcie mnie.
- Dobrze. - odpowiedziała dziewczyna. Steve zabrał mnie do reszty uczniów.
- Idę do siódmej. - odpowiedziałam.
- A musisz?
- Tak. Muszę. Chcę się dowiedzieć jeszcze paru rzeczy.
- Z pytaniami możesz jeszcze poczekać? Właśnie po turnieju chciałem wam zrobić zapoznanie z nimi.
- A więc to pan planował. Naveen mi wspominał, że chciał pan nas widzieć w małej salce. A propo gdzie on jest?
- Sam nie wiem.
- Pójdę go poszukać. A jak jemu coś się stało?
- Racja idź! Musisz go znaleźć.

Miałam już dość prawie całą szkołę przeszukałam. Została tylko sala gimnastyczna i gabinet pielęgniarki. Zauważam szóstą i podchodzę do niej. Symbol zaczyna znowu lśnić w ich obecności. Trochę się boję jej zapytać. W ogóle boję się kogokolwiek pytać.
- Chciałaś coś dziewczynko?
- Widziała pani gdzieś chłopaka, niskiego ma czarne włosy.
- Niestety nie.
- Szósta!! - Słyszę czwartego z góry. - Szósta chodź tu szybko!!!
- Co się dzieje John? - Idę na górę, na balkonik, a za mną idzie dziewczyna. Na ziemi leży ranny i nie przytomny chłopak. Niemożliwe to Naveen!

-----------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że podobał się następny rozdział. Uwielbiam akcje, ale czasami wolę z nimi nie przesadzać. Liczę na gwiazdki ;)

Nowe Dziedzictwa.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz