Jungkook przekręcił kluczyk, a drzwi momentalnie odskoczyły. Zawsze zamyka drzwi wejściowe na dwa razy i dałby sobie rękę uciąć, że dziś zrobił tak samo.
Wszedł nieśmiało do mieszkania, rozglądając się tak, jakby był w nim pierwszy raz.
- Jimin? - zawołał, modląc się w duchu, żeby to faktycznie głos Jimina mu odpowiedział. - Jimin, przyszedłeś mi wyżerać z lodówki?
Swoje czarne trampki ściągnął, pocierając piętą o piętę i ruszył w głąb mieszkania, ślizgając się na skarpetkach, jak małe dziecko.
Przeszedł przez salon i kuchnię, ale oba pomieszczenia były puste. Może jednak nawiedza go już Alzheimer, może jednak nie przekręcił kluczyka dwa razy, kiedy wychodził rano do szkoły.
Zrzucił plecak na podłogę i ruszył ku swojej sypialni. Nie miał ochoty na nic. Chciał tylko się położyć i przespać ten okropny dzień, jakim jest pierwszy września. Okropny z dwóch powodów: po pierwsze tego dnia zaczyna się szkoła, co już jest faktem dobijającym, a po drugie - pierwszego września osiemnaście lat temu przyszedł na świat mały Jungkook (wtedy jeszcze Jiwoo, po tej aktorce).
Urodziny to najgorszy dzień w całym roku. Z wielu przyczyn. Tak wielu, że Jungkook mógłby wypełnić nimi szesnastokartkowy zeszyt w kratkę.
A tegoroczne były już w ogóle tragiczne. Jungkook czuł się tak, jakby wszystko leciało mu dzisiaj z rąk. Jakby cały świat postanowił być przeciwko niemu, razem z Namjoonem, Yoongim i całą resztą.
Był w tak podłym humorze, że sam się sobie dziwił, że jeszcze niczego nie rozwalił.
Urodziny Jungkooka można uznać za coroczną miesiączkę chłopaka. Bo tak się wtedy zachowywał, jakby miał okres. Albo i gorzej. Jakby miał dwanaście okresów jednego dnia.
Przekręcił lekko gałkę klamki i zanim jeszcze zdążył do otworzyć drzwi na szerokość swojej głowy, natychmiast je zamknął.
- Niespodzianka! - rozległ się stłumiony głos zza drzwi.
- Idź sobie - odpowiedział Jungkook, czując jednocześnie ogromne szczęście i równie ogromny smutek.
- Dopiero przyszedłem - powiedział Tae, wciągając młodszego do pokoju siłą.
- Taehyung, proszę cię - zaskomlał Jungkook, spuszczając nisko głowę.
Starszy złapał go mocno za ramiona i pobujał się z nim na boki, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział radośnie, tuląc do siebie solenizanta. - Spełnienia wszystkich marzeń i tak dalej.
Jungkook uśmiechnął się lekko, spoglądając na Taehyunga spode łba, tak, jakby Taehyung był zbyt uroczy, by Jungkook mógł go zabić z zimną krwią.
Fiolet nadal trzymał się pojedynczych pasemek włosów chłopaka, a Jungkookowi nagle zaczął podobać się ten kolor.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytał młodszy, obejmując lekko starszego.
- Bo wtedy nie byłoby niespodzianki.
- Zabiję Jimina, jeśli się dzisiaj pokłócimy - mruknął pod nosem brunet.
- Czemu niby mielibyśmy się kłócić? I skąd wiesz, że to Jimin dał mi klucze, których, nawiasem mówiąc, nie mam zamiaru już oddawać?
- Jesteś zbyt oczywisty, Taehyungie - uśmiechnął się Kook, kierując się w stronę łóżka. Wizyta Taehyunga wcale oznaczała zmianę planów chłopaka. - A pokłócimy się pewnie dlatego, że zawsze w moje urodziny muszę się z kimś pokłócić. To tradycja.
CZYTASZ
tae, we're so gay [taekook] ✓
Fanfictionczat między taehyungiem i jego internetowym przyjacielem, jungkookiem uwaga: głupie żarty i podteksty, rak do kwadratu 04/05/16 #1 losowo *cries*