Rozdział 13

11 0 1
                                    


- Gdzie Katy? - Szepnęła i Dave to usłyszał więc pokazał palcem do góry. Szybko wzięła zwierzęta i wyrzuciła przez okno. Nie wiedziała co dalej zrobić bo była całą od krwi, a salon nie korzystnie wyglądał. Znikąd pojawił się nagle jej ojciec.

- Córeczko przebierz się w tą bluzkę i weź ich na górę. Ja posprzątam. - Powiedział miękko i ciepło. Skinęła głową i wzięła bluzkę. Ściągnęła bluzkę i spodnie które miała zostają w bieliźnie. Dave się podobał ten widok. Matowi tak samo więc z miłą chęcią patrzeli na jej wdzięki ale krótko tym się nacieszyli bo od razu włożyła bluzę i to długą, aż do połowy ud, na grubych ramiączkach i dekoltem w serek o kolorze brązowym.

- Chodźmy na górę. - Odezwała się i wyminęła ich. Ruszyli po chwili za nią do góry, gdzie była Katy.

Mineła już 3 godzina i kończyli temat fraszek Kochanowaskiego. Zrobili prezentacje. Devi przez cały czas była nienaturalnie cicha. Tylko jak coś znalazła ciekawego to wtedy zabrała głos. Siedziała w laptopie i robiła prezentacje. Była sztywna i ledwo oddychała. Próbowała się opanować. Zapach Katy i Mata ją korcił, a nawet bardziej. Był to dla niej jak najgorsza tortura. Z każdą minutą było coraz gorzej się jej opanować i tłumić głud. Czasami przechodził ją dreszcz. Czuła jakby lodowate kolce wbijały sie jej przez całą długość kręgosłupa. Odetchneła i oznajmiła:

- Dobra robota. - Odwróciła się do nich przodem na krześle i uśmeichnęła. Uśmiech był wymuszony ale starałą się żeby był szczery i ciepły. Jak widać wysżło jej bo Katy się uśmiechnęła, tak samo Mat. Tylko Dave nie, wiedział, że jest sztuczny.

- Jesteś na pewno zmęczona, Devi. - Odezwała się ciepło Katy. Podeszła do niej i chwyciłą za ręke. - Widać, że jesteś zmeczona i jeszcze to zadanie domowe. - Pokręciła głową. - Powinniśmy go zrobić wtedy jak poczujesz się lepiej. - Wstałą i skierowała się w strone drzwi, chwytając za nadgrastki chłopaków i ciągneła ich. - Do jutra Devi! Mam nadzieje, że poczujesz się lepiej.

Wyszli i słychać było ich krzyki. Katy ochrzaniała ich, żeby nei męczyli Devi bo chcieli zostać i pogadać. Była wdzięczna jej za to. Chciała byc sama. Zdala od ich zapachu. Zdala od ludzi. Zdala od problemu i próby uspokojania się.

Położyła się na łóżku i oddychałą głęboko. Poczuła jak wiatr muska jej policzke i poczyła zapach cynamonu i lawendy. Nie musiałą otwierać oczy by wiedzieć, że to Gabriel. Zawsze przychodził w dobrych momentach. Wiedział kiedy potrzebuje jego. Odcieńcia się od tego świata i uspokoić się. Tak, tego jej było trzeba. Spokoju.

Poczuła jego oddech przy uchu i jego ciężar ciała na swoim. Położył się na niej delikatnie, a ręka odgarnął niesforny lok i zaczesał za ucho. Pocałował ją w czoło, i zjeżdzał niżej. Nos, policzki, wzdłuż szczęki, aż dotarł do jej ust. Z miłą chęcią rozchyliła usta, dając mu tym samym pole do popisy.

Całował ją delikanie, czule i zmysłowo. Sprawił, że zapomniałą o otoczeniu i liczyła się ta chwila. Tylko on. Tylko jego usta.

Nie robił niczego innego oprócz całowania jej. Wiedział, że pragnie teraz zapomniec o wszystkim ale też nie chciał przez to ją wykorzystywać. Sama musiałą dać ku temu jakieś chęci, a jako że nie dawała to nic nie robił.

Podniosła rękę i chwytciła go za kark przyciągając go bliżej. Oddała się tej chwili. Wszystkie Aniołu potrafił sprawić, że smutki, zamartwienia, rozpacz zaostały zapomniane. Przez chwile. I ta chwila była jej potrzebna. Potrzebowałą tego jak tlenu.

Odsuneli się od siebie na centymetr i spojrzła na niego. W jego niebieskie oczy. Uwielbiała je. Niebo i błękitne morza mogą pozazdrościć. Są najbardziej niebieskie jakie kiedy kolwiek widziała i nigdy nie przestaną ją fascynować. Widziała w nich troskę, czułość, bezpieczeństwo, mądrość, miłość, wyrozumiałośći wiele innych uczuć. Teraz widziała w nich bijącą troskę. Przyłożyła lewą rękę do jego policzka i pogłaskała. Jego skóra była miękka w dotyku i ciepła. Zazdrosćiła mu tego ciepła. Demony są zimne i nawet jak jest człowiekiem czuje ten chłód bijący od jej ciała.

- Jesteś taki ciepły. - Odezwała się cicho. Gdyby nie było blisko niej nie usłyszał by niczego.

Wygiął usta w lekko do góry i ciągle chłonął ją wzrokiem. Nie wiedział co ma powiedzieć. Pierwszy raz widział u niej taką bitwę. Zazwyczaj brała co chciałą i dostawała nawet szybciej niż pomyślała o tym.

Położył się obok niej i przygarnął do siebie. Wtuliła się w niego. Upajała się jego zapachem i zasneła w jego ramionach. Odgrodzona od reszty świata. W bezpiecznym miejscu.


Nie wszystkie istoty wiedziały, że śpią. Ona była jednym z wyjątków. Wiedziała, że teraz akurat smacznie śpi. Potrafiła też kontrolować i zmieniać swoje sny. Mało było osób, które były tego świadome. Uważali, że nie można tak robić, że to nie możliwe. Mogą tylko zazdrościć tym co potrafią to.

Teraz śniła o tym jak Orlando Bloom masuje jej plecy wcierając mleczko kokosowe w jej ciało. Leżała na brzuchu na wygodnym łożu greckim z zagłówkiem.

Orlando szeptał jej słodkie słówka. Typu, że z miłą chęcią by zlizał całe to mleczko z jej pleców i nie tylko. Ze słów przeszedł w czynny. Językiem jechał wzdłuż kręgosłupa co wywołało u niej dreszcz rozkoszy. Jego ręce ciągle pracowały dodają więcej rozkoszy i obrócił ją lekko do przodu. Pochylił się, ich usta dzielił centymetr i miał już je połączyć z jej.....

Kiedy jej dusza. Tak, dusza. Każdy ją miał i niestety Demony też. Wyleciała z niej.

Prychnęła zirytowana i odezwała się w przestrzeń:

- Nie mogłeś poczekać aż sen się skończy?

Była zła. Mało nawet powiedziane była wściekła. W tak dobrym momencie jej przeszkodzono. Westchnęła i rozejrzała się. Jej eteryczne ciało znajdowało nad jej ciałem i Gabrielem. Tulił jej ciało mocno. Lekko się uśmiechnęła widząc to. Spojrzała na swoje eteryczne ciało i była goła.

- Widzę, że ktoś ma dobre poczucie humoru. Może mam być goła i na dodatek wesoła? Co Aresie? - Usłyszała jak do jej głowy wnika jego śmiech.

- Jak chcesz możesz być wesoła. Powinnaś się już do tego przyzwyczaić, Moja Droga. - Westchnęła.

Miał racje to nie był jej pierwszy raz ale ciągle była przeciwna temu, żeby była goła jak święty turecki. Miała swoją godność. Oczywiście nikt jej nie widział ale mimo wszystko..

- Gdzie mnie zabierasz tym razem, Aresie?

- W przeszłość. Zobaczysz co się stało.

Jej eteryczne ciało poszybowało do góry. Wysoko w górę. Czuła wiatr i chłód. Co zawsze ją fascynowało. Była duchem, a czuła zimno i wszystko inne. Chociaż próbowała to wyjaśnić sobie jakoś nigdy nie znalazła odpowiedniej odpowiedzi na to.

Zatrzymała się i szybko rozejrzała. Była w Świecie Aniołów. Wszystko było tu białe, lśniące i czyste i całe. Właśnie przede wszystkim całe. Kolumny stały dumnie i potężnie. Każda pokazywała różne biegi wydarzeń. Ważnych wydarzeń i dobrych uczynków.

Nie podobało się jej to co zobaczyła. Był tu spokój, cisza i harmonia.

- To jest czas za nim ich zaatakowano. Niczego nie przewidywali, a nawet nie mogli. Sama zobacz co się stało. - Usłyszała jego mocny i arogancki głos ale jakże urzekający i uwodzicielski.

Zrobiła jak kazał. Patrzała na to co miało się wydarzyć. Rozejrzała się przy okazji i znowu zobaczyła tą kolumnę. Gdzie przedstawiał Gabriela i Szatana. Chciała zobaczyć ją bliżej lecz nie mogła stała w miejscu i mogła tylko stąd patrzeć.

Na środku. Centralna kolumna czyli ta z Gabrielem i Szatanem zaczęła błyszczeć. Była coraz jaśniejsza, a jej światło zaczęło rosnąc i wybuchło. Czuła jak to światło pali jej eteryczne ciało ale nie robi krzywdy. Jednak czuła to i bolało ją wszystko. 

TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz