Rozdział 11

1.5K 133 17
                                    

Dochodziła 16. Wszyscy wymęczeni, przebrani siedzieliśmy na ławce. Czekaliśmy na Senseia Wu, który miał niedługo przyjść. Z korytarza, w którym znajdowały się szatnie usłyszeliśmy jakieś szepty. Po chwili zgasło światło.
- Yyy... Co się dzieje? - spytał Zane.
- Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedziałem.
- Ma ktoś przy sobie latarkę, telefon... cokolwiek? - spytała Nya.
- Wszystkie telefony zostały w szatni - oznajmił Cole.
- Czyli musimy iść po ciemku. Świetnie - powiedziałem zażenowany.
- Tylko trzymajmy się razem - orzekła Nya.

*Nya*
Szliśmy wolno. Nikogo nie widziałam, ale czułam obecność chłopaków. Nagle coś mnie uderzyło w policzek.
- Ała! - krzyknęłam. - Kto to był!? - powiedziałam masując obolałe miejsce.
- Ejj... uważaj z łapami! - krzyknął mój brat.
- Pożałujesz tego! - krzyknął Jay.
Za moment sala lekko się rozświetliła.
To co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.
Kai'owi paliła się ręka, a koło dłoni Jay'a latały małe ładunki elektryczne.
- No fajnie... A jak to zgasić!? - krzyczał szatyn wymachując rękoma.
- Jak mnie to kopnie, to po mnie - oznajmił Jay głośno przełykając ślinę.
- Hej! Spokojnie! - powiedziałam głośno. - Uspokójcie się!
- Jak mam się uspokoić sporo za moment ręka mi... spłonie - oznajmił spowalniając tępo wymawianych słów. - Niesamowite - powiedział wzdychając. - Rozumiecie to, że ja w ogóle nie czuje żeby ręka mi się paliła? Czuje jakby była chłodna.
- Mnie tak samo ten prąd nie kopie pomimo, że dotknąłem go już nie raz - dodał od siebie Jay.
- To dobrze. Przynajmniej nie będzie tutaj żadnych poparzeńców - orzekłam. - A teraz dalej! Musimy dowiedzieć się skąd dochodzą te dźwięki. A ty panie latarko idziesz przed nami. Będziesz nam oświetlać drogę.
- Haha bardzo śmieszne - oznajmił ironicznie wymijając mnie. - Chodźcie!
Wszyscy poszliśmy za Kai'em.

*Cole*
Szliśmy w stronę klas. Nikogo nie było. Jakby wszyscy uczniowie i nauczyciele w mgnieniu oka wyparowali.
- Wiecie gdzie są bezpieczniki? - spytała Nya.
- Ja wiem. Na drugim piętrze w składziku - oznajmił Zane.
- To idziemy tam - powiedział Kai idąc na przodzie.
Kai szedł pierwszy, potem ja, Jay, Nya i Zane.
Wchodząc po schodach na drugie piętro znowu usłyszeliśmy te dziwne szmery.
- Co raz dziwniejszy wydaje mi się ten internat - powiedział szeptem szatyn zatrzymując się.
Nagle pojawiła się przed nami jakaś postać z świecącymi oczami.
Krzyknęła tak głośno, że aż szyby popękały. Był on bardzo piskliwy, nieznośny dla uszu. Wszystkich nas odrzuciło do tyłu.
Uderzyliśmy w ścianę. Wszyscy straciliśmy przytomność.

Kilka godzin później...

*Nya*

- Aaa... - powiedziałam podnosząc się i łapiąc z bólu za głowę. - Co się stało? - powiedziałam sama do siebie.
Zauważyłam chłopaków nadal nie przytomnych. Było by wszystko okej gdyby nie to, że z uszu Cole'a i Kai'a lała się krew.
- O Boże! - krzyknęłam.
- Ała... Co się stało? - spytał Jay podnosząc się.
Kiedy zobaczył to co ja wcześniej znieruchomiał.
- Musimy im pomóc. Dasz radę wstać? - spytał przerażony.
- Spróbuje - powiedziałam ostrożnie podnosząc się. - Sss... - syknęłam łapiąc się za bark. - Chyba go sobie naderwałam - oznajmiłam.
- Trudno, ja lecę po pomoc. - powiedział zwinnie się podnosząc i biegnąc po kogoś kto by nam pomógł.
W tym samym momencie obudził się Zane.
- Co tutaj... - nie dokończył, tylko oparł się o ścianę.
Podeszłam do Cole'a, i jedną ręką starałam się ocucić. Miałam łzy w oczach. Nie chciał się obudzić. Kai również. Nie wiedziałam co zrobić. Dobrze, że akurat pojawił się Jay z pielęgniarką.
- Jejku! Co tutaj się stało! Nie słyszeliście dzwonka ewakuacyjnego!? - krzyknęła przerażona.
- Później wszystko wytłumaczę! Proszę niech pani im pomoże! - usprawiedliwiał nas Jay.
- Dzwonie na pogotowie, a ty biegnij po kogoś, aby pomogli mi ich wyciągnąć stąd - oznajmiła szybko.

***
Kiedy przyjechało pogotowie zabrali Kai'a i Cole'a. Mnie nie chcieli wziąć. Powiedzieli, że mam jechać z nauczycielkami na izbę przyjęć. Widziałam, że Skylor i Seliel strasznie się tym przejęła i pędem podbiegła do mnie.
- Co się stało!? Dlaczego Kai'owi i Cole'owi leci krew z uszu. Gdzie wy byliście!? - mówiła ze łzami w oczach.
- Szliśmy po schodach i... ktoś nas z nich zepchnął - skłamałam.
- Ale żeby aż tak!? - spytała Seliel.
- No... - usprawiedliwiłam się.
Po moich słowach rudowłosa uciekła z płaczem. Widać, że Kai musiał dla niej dużo znaczyć.
Później udałam się z wychowawczynią do szpitala, aby ustawili mi ten bark.

Dzisiaj troszku krótszy rozdziałek :* Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? *mhmm... jakiej akcji xd* Chciałabym wam też bardzo podziękować za 500 wyświetleń!!! Dziękuję! Jesteście najlepsi <3
Piszcie jak wam się spodobał rozdział :D

Ninjago: Shadow of tomorrow ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz