Rozdział 23

1.3K 94 27
                                    

*Skylor*
- Umie ktoś z was przywoływać smoka? - spytałam z nadzieją.
Wszyscy pokiwali przecząco głowami.
- Czyli idziemy na piechotę - mruknął Zane.
- A gdzie ta kula, która przez czyjąś głupotę - Kai spojrzał na Jay'a. - Przeniosła nas nie wiadomo gdzie?
- Tutaj jest! - krzyknęła Seliel wyciągając ją z trawy przez chusteczkę. Owinęła nią całą kulę i włożyła sobie do kieszeni *Oni mają teraz normalny strój*
- Na razie lepiej tego nie dotykać - oznajmiła różowowłosa.

***
Idziemy już bardzo długo. Przeszliśmy dopiero ze dwa kilometry, a wydaje mi się, jakbyśmy co najmniej 10 zrobili. Zostało nam ze 20 minut drogi. Opowiedziałyśmy chłopakom o osiągnięciu, a przynajmniej większości z nas pełni możliwości. Z naszej rozmowy wynikło również, że zaczęli oni trenować szybciej od nas. Najlepiej na tym wyszła Nya, ponieważ wszystko wiedziała.

***
W mieście wszystko wyglądało tam samo.
- Może jednak jesteśmy u siebie? - spytałam samą siebie.
- Wątpię - odpowiedział nie proszony Cole. - Przecież nikogo tutaj nie ma.
W sumie brunet mógł mieć trochę racji. Wszyscy ludzie z miasta normalnie wyparowali.
- Chyba jednak to nie jest nasz wymiar - powiedział Jay.
Nagle usłyszeliśmy ogromny wybuch. Aż ziemia się pod nami *znowu xd* zatrzęsła.
- Trzeba sprawdzić co się dzieję - oznajmił lekko zdenerwowany Lloyd.
Szybkim tempem pobiegliśmy w stronę wybuchu. Gdy byliśmy co raz bliżej tego miejsca powietrze, w którym latało mnóstwo pyłu stawało się co raz bardziej gęste. Kiedy w końcu ona opadła zauważyliśmy tam... siebie. Były to identyczne odzwierciedlenia nas.Stały tyłem. Jedną rzeczą jednak się różniły. Kiedy nie wiadomo skąd, ale ludzie powychodzili z budynków mieszkalnych, oni podbiegli do nich i zaczęli nimi bić i rzucać po kątach. Zauważyliśmy, że wysadzili oni jedną z głównych siedzib w Ninjago, albo raczej innym wymiarze podobnym do naszego.
Każdy podbiegł do swojego odpowiednika i zaczął z nim walczyć. Najgorsze było to, że ta 'druga ja'
władała wszystkimi żywiołami istniejącymi na świecie, a ja tylko niektórymi. Dostałam pięścią w
szczękę. Poczułam mocny ból. Postać wykorzystała sytuację i uderzyła mnie jeszcze w brzuch. Upadłam na ziemie zgięta w pół. Druga ja miała mnie już porazić prądem, kiedy dostała od kogoś za mną ogniem w
brzuch. Nie musiałam długo się namyślać, kto to mógłby być. Oczywiście, że mój płomyczek.
- Nic ci nie jest? - spytał zatroskany.
- Wszystko dobrze - pocałowałam go szybko w policzek.
Widziałam, że reszta też zbytnio sobie nie radzi z swoimi przeciwnikami. Walczą o wiele lepiej od nas.
- Musimy się wycofać - powiedziałam do szatyna, który nadal stał przy mnie.
- Wycofujemy się! Seliel przygotuj tą kulę! Może ona nas gdzie indziej przeniesie! - krzyknął.
Seliel zrozumiała polecenie. Dała kopniaka swojej przeciwniczce i biegnąc do nas zaczęła wyciągać kulę.
Reszta również do nas podbiegła.
- Wszyscy są? - spytał prędko Cole.
- Yyy... brakuje Nyi! - zdenerwował się Jay.
- Musimy jej poszukać! Kai, Jay i Cole wy jej poszukajcie! Postaramy się was osłaniać - oznajmił
głośno Lloyd.

*Kai*

Rozbiegliśmy się z chłopakami. Nie było to zbyt proste, ponieważ nasze 'kopie' nie dawały nam spokoju.

- Gdzie jesteś Nya - pomyślałem.
Strasznie się o nią martwię.
Nagle usłyszałem jakiś trzask za mną. Szybko pobiegłem w ta stronę. Był tam 'klon' Nyi. Zacząłem jej
szukać wokół siebie. Leżała nieprzytomna. Za pomocą spinjitzu ominąłem jej 'kopie' i wziąłem ją na
ręce. Potem zacząłem biec, do reszty, która niestety nie mogła nas ochraniać, bo sama sobie nie dawała
rady.
Zauważyłem, że Cole z Jay'em również biegli do grupki.
- Dalej! Musimy się przenieś! - krzyknąłem dobiegając do walczącej ekipy.
Seliel bez większego zastanowienia dotknęła kulę. Potem widziałem tylko ciemność.
***
Wstałem powoli z podłoga. Zdziwił mnie fakt, że nie widziałem podłogi. Jakbym był na jakiejś chmurze. Zauważyłem, że reszta też zaczęła się budzić. Przypomniało mi się, że Nya była poszkodowana. Podszedłem do niej szybkim krokiem. Jay zrobił to. Leżała
nieprzytomna.

*Jay*
- Hej... Nya obudź się! - oznajmił nerwowym głosem Kai lekko potrząsając siostrą.
- Powiedz, że nic jej nie będzie - powiedziałem ze łzami w oczach.
- Mam taką nadzieję - szepnął.
Nagle zaczęła się budzić.
- Nya! - szybko ją przytuliliśmy.
- Jak się czujesz? - spytałem z troską.
- Nic ci nie jest? - dodał szatyn podnosząc swoją siostrę do pozycji siedzącej.
- A wy... to kim jesteście? - spytała zdziwiona.
Serce mi się zatrzymało. Kontem oka zobaczyłem, że Kai miał podobne odczucia.
- N-nie pamiętasz nas? - powiedział zdziwiony Kai.
Potrząsnęła głową na nie. Spojrzałem się na Kai'a. Aż cały pobladł. Ja pewnie wyglądałem podobnie.
- Haha! Żarcik! - zaśmiała się. - Żałujcie, że nie widzieliście swoich min!
- Nigdy więcej tego nie rób! - przytuliłem ją ze łzami w oczach.
- No już spokojnie mój ty płaczliwy chłopaku - zaśmiała się, po czym odwzajemniła uścisk i mnie namiętnie pocałowała.
- No wiesz co... tak mnie nastraszyć - powiedział z wyrzutami Kai.
- Oj przepraszam, już nie będę - odkleiła się ode mnie i przytuliła do brata. On też ją przytulił.
Zapomniałem, że wszyscy przyglądali się tej scence.
- No brawo Nya! - oznajmiła Skylor klaszcząc w ręce.
Pomogliśmy Nyi wstać. Wytłumaczyła nam, że zemdlała bo prawdopodobnie druga ona walnęła ją za pomocą wody w głowę.
- Biedna - objęła ją ramieniem Seliel.
- A tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? - spytał Lloyd.
Zacząłem się rozglądać. Wcześniej nawet nie zauważyłem, że przed nami są jakieś białe drzwi ze złotą klamką. Miała wyryte jakieś staroświeckie wzorki. Znowu różowowłosa wzięła kulę przez chusteczkę. Zmierzaliśmy w stronę drzwi. Stanęliśmy przed nimi i trochę wahaliśmy się, czy przez nie przejść. Cole jako, że był najsilniejszy z nas wyważył drzwi, które były zamknięte. Weszliśmy do środka. Było tam pełno różnych obrazów z naszymi podobiznami. Wszyscy porozchodzili się do różnych zdjęć. Zauważyłem, że na każdym z nich był chyba ktoś bliski z rodziny przyjaciół.

*Seliel*
Podeszłam wolno do zdjęcia, które przykuło moją uwagę. Na obrazku byłam ja i... mój tata Jeff *Jeff the killer normalnie haha*. Od razu zaszkliły mi się oczy. Zmarł, gdy miałam 7 lat. Pamiętam go jak przez mgłę. Na zdjęciu również widniała moja mama, która
wyprowadziła się do Stanów i mnie zostawiła. Posłała mnie tutaj bo byłam jej już 'niepotrzebna'. Zdjęcie było z przed kilkunastu lat.
Miałam na nim z 6 lat. Byliśmy wtedy jeszcze normalną szczęśliwą rodzinką. A teraz... zaczęłam ronić pojedyncze łzy. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Przeszły mnie ciarki, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Dlaczego płaczesz? - spytał stający przede mną Cole.
- Nic... - starałam się ukryć moje łzy.
- Ja nie, przecież widzę - oznajmił stanowczym zimnym głosem. - Możesz mi powiedzieć...
Nie wiem czemu ale wtuliłam się w niego. Po prostu tego potrzebowałam, aby ktoś mnie przytulił. Na początku poczułam, że się lekko
spiął, ale później oddał uścisk. Przetarłam łzy i spojrzałam na niego.
- Przepraszam... - mruknęłam odrywając się od niego. - Nie powinnam...
- Nie spokojnie nic się nie stało - oznajmił szybko.
Uśmiechnęła się do niego.
- To powiesz mi dlaczego płakałaś? - spytał z troską.
- Na tym zdjęciu... - wskazałam na obrazek. - Jest moja... dawna rodzina. To moi rodzice Jeff i Samanta. Kiedyś byliśmy szczęśliwi i
w ogóle nasze życie było poukładane, ale po śmierci ojca... - przełknęłam głośno ślinę zalegającą w moim gardle. - Wszystko się
zmieniło. Zaczęłam się coraz bardziej kłócić z mamą aż w końcu, oddała mnie tutaj do internatu, a sama poleciała do USA - po twarzy znowu spłynęła mi pojedyncza łza.
Niespodziewanie Cole przetarł mój mokry policzek i lekko się do mnie uśmiechnął.
- Nie martw się. Będzie dobrze - powiedział kojącym głosem. - Wiem co czujesz. Sam straciłem matkę. Zmarła przy porodzie a ojciec... zostawił mnie bo nie chciałem robić tego co on kochał. Tańczyć - powiedział z pogardą ostatnie słowo.
- Naprawdę? - spytałam przecierając moje oczy. - Naprawdę przykro mi... są tutaj gdzieś ich zdjęcia? - spytałam odwracając myśli od rodziców.
- Tak o tam - oznajmił pokazując zdjęcie po drugiej stronie 'ściany'. Podeszliśmy do niego. Widniała tam jego mama z tatą.
- Miałeś naprawdę śliczną matkę - powiedziałem patrząc się na niego ciepło.
On jednak nie spojrzał nam mnie, tylko nadal wpatrywał się w zdjęcie. Dopiero po kilkunastu sekundach odwrócił wzrok od obrazu.
- To już minęło - wzdychnął. - Trzeba iść dalej dlatego... nie załamuj się. Będzie dobrze i pamiętaj, że masz jeszcze nas - oznajmił odchodząc ode mnie.
- Cole... - złapałam go za nadgarstek. - Dziękuję.
- Nie ma za co - uśmiechnął się do mnie.

Haha! Ale wtopę zrobiłam xd Wstawiłam dwa razy ten sam rozdział xd Dziękuję Futercia Anielicaaa , za napisanie mi o błędnym rozdziale, dlatego to im dedykuje dzisiejszy rozdział :) Ale już jest spokojnie, panuje nad sytuacją xd Iiii... jak wam się podoba mała wstawka Coliel? Mam nadzieję, że rozdział się spodobał ;D Miłej niedzieli kochani!

Ninjago: Shadow of tomorrow ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz