*Nya*
Doszliśmy do kawiarni. Usiedliśmy niedaleko wejścia. Zamówiliśmy po czekoladowym cieście i soku pomarańczowym.
- No więc... o czym chcesz pogadać? - spytałam. - I tak w ogóle to skąd masz pieniądze na jedzenie? Przecież nie dostajemy
kieszonkowego.
- Wu mi dał - oznajmił. - Powiedział, że mam się podzielić jeszcze z chłopakami, no to im oddałem połowę. Ten staruszek to spoko
gość - powiedział, patrząc się na panią, która właśnie podawała nam jedzenie.
- Dziękuję - rzekłam, kiedy kelnerka postawiła przede mną kawałek ciasta.
- Sensei miał do ciebie jakieś pretensje odnośnie twojego odejścia? - spytał.
- W sumie to nie... - skłamałam. - Na początku trochę się zdziwił, ale jakoś przyjął to do wiadomości.
- Aaa... - zrobił pauzę. - To dobrze, że cię zrozumiał - uśmiechnął się.
- Taak... słyszałam, że podobno nauczyłeś się już spinjitzu - oznajmiłam.
- Mhm - mruknął, przeżuwając *przeżuwacz haha* kawałek ciasta. - W sumie, to nie wiem jak mi się to udało, ale ważne jest to, że
chłopacy są strasznie źli na to, że ja pierwszy się nauczyłem - powiedział dumnie.
Posłałam mu wesoły uśmiech, który chłopak odwzajemnił. Siedzieliśmy cicho. Nie mieliśmy zbytnio tematu do rozmowy. Jedyne co robiliśmy, to
zajadaliśmy się ciastem i popijaliśmy go sokiem. Po kilku minutach nareszcie odezwał się Jay.
- Nya... - zaczął, oglądając się za mnie. - A może chciałabyś iść do lunaparku?
- No w sumie - odwróciłam się za siebie, zauważając bilbord z reklamą. - Możemy iść. I tak rozmowa się nam jakoś nie klei.
Szatyn zapłacił za zamówienie. Później razem wyszliśmy z kawiarni i ruszyliśmy w stronę przystanku autobusowego.Tymczasem w pizzerii...
*Kai*
Doszliśmy do pizzerii *Cool pizza xd* około 15 minut temu. Zajęliśmy miejsca przy oknie i czekaliśmy na zamówienie. Siedziałem pomiędzy Skylor, a Cole'm. W drodze, poinformowałem każdego o dzisiejszym zdarzeniu. Wszyscy dobrze się bawiliśmy. Tak naprawdę
każde nasze słowo było obracane w żart. Widziałem, że za ślicznym uśmiechem Skylor, ukrywa się smutek. W sumie to co się dziwić.
Pewnie teraz strasznie to przeżywa. Może nie był to za dobry pomysł, aby dzisiaj ją tutaj zabierać? Sam już nie wiem...
Po około 30 minutach nareszcie doszła nasza pizza. Zamówiliśmy dwie - margheritę i hawajską, a do tego 6 butelek coca-coli. Znając
Cole'a i tak będziemy musieli dokupić jeszcze ze dwie.
Zabraliśmy się za jedzenie. Chyba nigdy nie jadłem tak dobrej pizzy, a po minach moich przyjaciół, można było wywnioskować, że również im smakuje.
Wszyscy jedliśmy w miarę normalnie. Oprócz Cole'a. On wręcz "pożerał" tę pizzę. Przez niego musieliśmy dokupić jeszcze jedną. Ledwie
zjedliśmy po jednym kawałku, a on zdążył już zjeść trzy.
Po skończonym posiłku zaczęliśmy nawijać o byle czym. Widać, że Cole'owi od nadmiaru pizzy zaczynało już odbijać. Cały czas na twarzy
rudowłosej widziałem zamaskowany smutek.
- Skylor, chodź ze mną na moment - oznajmiłem, wychodząc z loży.
Dziewczyna ruszyła za mną.
Wyszliśmy przed pizzerie.
- Ja... po prostu nie mogę... To wszystko to dla mnie za dużo - mówiła, a z jej głosu można było poznać, że zbiera jej się na płacz.
- Ci... - przytuliłem ją.
- Nie jestem w stanie udawać, że nic się nie stało - szlochała. - Wiem, że wszystkim powiedziałeś. Starałam się być twarda ale... nie mogę... po prostu nie mogę... - płakała.
- To nie twoja wina - zacząłem głaskać ją po głowie. - Nie powinienem cię dzisiaj tutaj ciągnąć. Powinnaś zostać dzisiaj w
internacie.
- P-przepraszam - wtuliła się we mnie.
- Nie masz za co - oznajmiłem ciepłym głosem. - Chcesz wrócić do domu? - spojrzała w moje oczy.
Pokiwała nieznacznie głową.
- Dobrze, a teraz nie płacz już - przytuliłem ją.
Nagle usłyszałem, że coś się rusza w krzakach.
- Słyszałaś to? - oderwałem się od niej.
- Co? - zdziwiła się.
- Chyba ktoś nas obserwuje - oznajmiłem.
Nawet się nie zorientowałem, kiedy dostałem z pięści w głowę. Upadłem na ziemię, lekko ogłuszony. Powoli wstałem. Kiedy doszedłem już do siebie zauważyłem, że nie ma ze mną Skylor. Zacząłem się rozglądać w około.
- Sky! - krzyknąłem.
Po chwili usłyszałem ciche 'Kai!' w oddali lasu. Szybko popędziłem w tamtą stronę. Biegłem najszybciej jak mogłem. Złość i strach, panowały w mojej głowie. Znowu usłyszałem krzyk, ale tym razem bliżej siebie. Zacząłem nawoływać dziewczynę i pobiegłem w stronę, z której słyszałem krzyk. Znalazłem ją przywiązaną do drzewa, a koło niej stało trzech zbirów. Podbiegłem do nich. Zaczęła się walka. Dwójkę z nich pokonałem bezproblemowo. Z ostatnim miałem problemy. Był dość silny, aby mnie pokonać. Jednak nie poddałem się. Dostałem prawego sierpowego w brzuch. Zgiąłem się w pół. Zacząłem się od niego oddalać. Sky oglądała naszą walkę. Już myślałem, że jest po mnie. Nie wiem jakim cudem ale wezbrała we mnie taka złość, że rzuciłem się na niego. Dostał kilka ciosów ode mnie, a kiedy już miał uciekać, zacząłem samoistnie kręcić się wokół siebie, aż zauważyłem otaczającą mnie czerwoną poświatę. Z łatwością wykończyłem tego gościa, który po chwili zemdlał. Przestałem się kręcić.
- To było... - zacząłem zafascynowany.
- Spinjitzu! - zdziwiła się.
- A ty skąd o tym wiesz? - podszedłem do niej rozwiązując węzły.
- Yyy... czytałam kiedyś o tym - oznajmiła.
Kiedy ją odwiązałem wtuliła się we mnie.
- Czego oni chcieli? - mruknąłem do siebie.
- Nie wiem... Ale dziękuję, że mnie uratowałeś - uśmiechnęła się do mnie. - Nie umiem jeszcze zbytnio walczyć.
- Od tego masz mnie - odwzajemniłem uśmiech. - Przecież mówiłem, że cię nie zostawię. Możesz iść? Zrobili ci coś? - spytałem z troską.
- Niee... chyba - oznajmiła podnosząc się, a potem od razu upadając.
- Sky! - krzyknąłem. Miała zamknięte oczy. Zemdlała.*Cole*
- No gdzie oni są... - zniecierpliwiłem się, stojąc przed pizzerią. - Nie ma ich już prawie godzinę!
Zadzwoniłem na komórkę Kai'a. Usłyszałem dzwonek gdzieś niedaleko mnie. Porozglądałem się i na asfalcie zauważyłem komórkę mojego przyjaciela.
- No pięknie - oznajmiłem zdenerwowany. - Na pewno im się coś stało. Na pewno - wziąłem komórkę szatyna i pobiegłem po reszty.
- Chodźcie! - krzyknąłem na całą knajpkę.
- Mów ciszej - skarciła mnie Pixal.
- Kai ze Skylor gdzieś zniknęli. Chyba ich porwali - oznajmiłem szybko wychodząc z restauracji. Wszyscy pobiegli za mną. Wyszliśmy na podwórze.
- No i gdzie oni są? Przecież mieli za moment wrócić - zdenerwowała się Pixal.
- Kai! Skylor! - zawołała Seliel.
Nagle coś zaczęło się ruszać w krzakach. Wszyscy wystraszeni stali i patrzyli z przerażeniem na odległy o około 100 metrów punkt.
Z krzaków wyłonił się Kai ze Skylor na rękach.
Podbiegliśmy do nich.
- Co się stało? - spytał się Zane.
- Gdzie byliście? - dodałem.
- Zaatakowały nas jakieś zbiry, jakoś sobie z nimi poradziłem. Chcieli porwać Sky, ale ich zatrzymałem. Pod drodze zemdlała - oznajmił
- Daj mi ją - oznajmił Zane.
- Dobrze, że nic ci nie jest - powiedziałem z ulgą.
- Obawiam się, że to byli posłańcy Władcy Mroku - szepnął mi do ucha. - I jeszcze jedno. Skylor widziała, jak nauczyłem się spinjitzu.
- Umisz!? - krzyknął.
- Tak, ale cii... - uciszył mnie.
Wszyscy wróciliśmy do internatu. Jest około po 19. Po cichu przekroczyliśmy korytarze i poszliśmy w
stronę pokoju Sky. Nadal była nieprzytomna. Położyliśmy ją na jej łóżku. Dziewczyny od razu się nią
zajęły.Godzinę wcześniej...
*Jay*
Doszliśmy do lunaparku. Na wstępie kupiłem Nyi watę cukrową, chociaż bardzo się upierała, że jej nie
zje, bo utyje.
- To na co najpierw idziemy? - spytała.
- Może na... - spojrzałem na wcześniej wziętą mapkę z atrakcjami - kolejkę górską?
- Ym... - westchnęła ciężko.
- Boisz się? - spytałem.
- Trochę - oznajmiła zdenerwowana.
- Nie martw się, będzie dobrze - uśmiechnąłem się do niej i pociągnąłem ją w stronę kolejki.
- Jay!Hejka czytelnicy tego jakże ciekawego bloga! *ten sarkazm xd*. Nawet nie wiecie jak trudno było mi było napisać ten rozdział xd Ale jest? Jest! Nom, także... to wszystko :* Czkajcie, bo niebawem 3 rozdziały wlecą 1 czerwca :D
CZYTASZ
Ninjago: Shadow of tomorrow ✔
FanfictionW dzisiejszych czasach ninja są tylko wymarłą opowieścią. Nikt nie pamięta o dawnych bohaterach, którzy niegdyś bronili ich miasta. Nawet potomkowie... Kai, Jay, Zane, Cole, a w przyszłości Lloyd będą musieli stanąć na przeciw nowym wyzwaniom, a ich...