Rozdział 13

1.5K 137 20
                                    

Około siódmej rano wyszłam z pokoju. Ruszyłam w stronę stołówki, powstrzymując ziewnięcie. Na korytarzu zauważyłam Jay'a.
Podeszłam do niego.
- Idziesz na śniadanie? - spytałam.
Nagle zdałam sobie sprawę, jak głupie było moje pytanie.
- Taak... A gdzie miałbym iść o tej godzinie? - spytał, śmiejąc się pod nosem.
- Sorry, nie myślę jeszcze przytomnie - oznajmiłam wpatrując się w jego lazurowe oczy. - Nie spałam zbyt dobrze.
Miałam koszmar...
- Ty też? - spytał.
- A co, tobie też się coś śniło? - zdziwiłam się.
Skinął głową, krzywiąc się na samo wspomnienie.
- Pamiętam tylko, że było ciemno. Nic nie widziałem. Słyszałem jęki i...
- I zobaczyłeś zabitych chłopaków i mnie leżących we krwi, a także tego faceta, przez którego Kai i Cole są
w szpitalu - dokończyłam za niego.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Mieliśmy ten sam koszmar? - zmarszczył brwi.
- Na to wygląda - westchnęła.
- Cóż... to wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane - pożalił się.
- Tak - zgodziłam się.
- Chodźmy, bo zaraz ominie nas śniadanie - powiedział, momentalnie odzyskując humor. - A Jay bez jedzenia, to bardzo zły Jay.
- Domyślam się - zachichotałam.
W nieco lepszych humorach dotarliśmy na stołówkę. Wzięliśmy jedzenie i poszliśmy w stronę naszego stolika. Czekał na nas już tam
Zane. Siadając koło niego zauważyłam, że coś go trapi.
- Co ci jest? - spytałam zmartwiona.
- Mi? - szybko poderwał się z ławki. - Nie... mi nic. Tylko się zamyśliłem.
- A nad czym tak myślałeś? - spytał Jay.
- Nad moim snem. Był bardzo dziwny - oznajmił znowu wchodząc w świat rozmyśleń.
- Pewnie śnił ci się las, my który zginęliśmy i tego nieznajomego co przez jego krzyk, Kai i Cole dostali się do szpitala - oznajmiłam
biorąc kęsa mojej kanapki z dżemem.
- A ty... - zdziwił się.
- Naszej trójce śniło się to samo - oznajmił Jay, ciesząc się z tego, że mógł mu to powiedzieć.
- A co z Kai'em i Cole'm? Kiedy do nas wracają? - spytał nadopiekuńczym głosem.
- Jutro powinni wrócić - oznajmiłam ciesząc się w duchu.
- Ile mamy dzisiaj lekcji? - spytał Jay.
- Siedem - powiedziałam zażenowana. - Polski, Chemia, Biologia, Angielski, WOS, Technika i wf.
- Czemuu!?! Jestem chory, idę do pokoju. Powiedz, że wyskoczyłem przez okno - oznajmił, kończąc śniadanie i odchodząc od stolika.
- Ale wiesz, że pani i tak po ciebie pójdzie? - spytał, kierując wzrok na odchodzącego Jay'a.
- Nie przyjdzie. Cichooo - powiedział z ironicznym uśmieszkiem po czym wyszedł ze stołówki.
- Zakład, że na pierwszej lekcji przyjdzie po niego nauczycielka? - spytał Zane, wyciągając w moją stronę rękę.
- Nie zakładam się. Wiadomo, że tak będzie - powiedziałam podśmiewując się.
Po zjedzonym posiłku poszłam do naszego (bo z Kai'em xd) pokoju po plecak. Spakowałam potrzebne rzeczy i ruszyłam pod klasę
od polskiego.
Zauważyłam, że Zane już tam czekał. Gadał z jakimiś chłopakami. Postanowiłam mu nie przeszkadzać. Usiadłam koło klasy i włączyłam telefon. 2 nieodebrane połączenia od Cole'a o 7.10.
- Co mogło się stać? - zamyśliłam się zmartwiona.
Zostało jeszcze kilka minut do dzwonka, więc postanowiłam do niego zadzwonić.
- Błagam, żeby wszystko było dobrze... - powtarzałam sobie w myślach.
- Halo? - odezwał się męski głos.
- Czemu dzwoniłeś? Co się stało? - spytałam szybko.
- Spokojnie, Nya nic się nie stało. Wyluzuj - uspokajał mnie. - Były drobne problemy z Kai'em... Ale jest już okej, także nie masz
się o co martwić. Jest dobrze.
- Jak to? Co się z nim stało!? Mów jak na spowiedzi - nakrzyczałam na niego.
- Sam ci wszystko wytłumaczy, ale jutro. Jak wrócimy - odpowiedział sucho.
- Ty chyba czegoś nie rozumiesz! Z rodziny został mi tylko on! A ty się dziwisz, że ja się martwię! - krzyczałam. - Jaa...
po prostu nie chce zostać sama... - oznajmiłam. Po policzkach spłynęło mi kilka łez. Przy ostatnich słowach mój głos się załamał.
Rozłączyłam się. Zaczęłam ocierać łzy. Z niepokojem podszedł do mnie Zane.
- Nya? Co się stało? Do kogo dzwoniłaś? - dopytywał się.
- Do Cole'a - odpowiedziałam sucho.
- I co? Coś nie tak? - spytał.
- Nie, jest wszystko dobrze... Trochę pokłóciłam się z Cole'm, ale już jest dobrze... - rzekłam.
- Na pewno? - drążył.
- Tak na pewno - otarłam ostatnią łzę i pod nosem się do niego uśmiechnęłam.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Weszłam do klasy. Nadal byłam zła na bruneta. Ale może rzeczywiście ma rację... Może to
wszystko wyolbrzymiam? Już sama nie wiem. Po stracie rodziców zrobiłam się zbyt wrażliwa. Muszę się wziąć w garść. A Cole'a na razie olewam.

*Kai*
- Kto dzwonił? - spytałem, wychodząc z łazienki i kładąc się na szpitalne łóżko.
- Nikt ważny - odpowiedział zły.
- Czyli? - drążyłem temat.
- Ojejka, a co ty taki ciekawski jesteś? - odpowiedział wścibsko.
- Dobra, spokojnie panie cegła. Nie chcesz powiedzieć, to nie - oznajmiłem, kładąc się na drugi bok.
Po kilku minutach usłyszałem odpowiedź.
- Dzwoniła twoja siostra - wyjaśnił zniechęcony.
- I co mówiła? - odwróciłem się w jego stronę.
- Od razu zaczęła się martwić czemu dzwonię, czy coś się stało, co ci się stało i o inne głupie sprawy...
- Powiedziałeś jej, że zasłabłem? - spytałem zdziwiony.
- Nie - odrzekł.
- Dlaczego? - Jeszcze bardziej się zdziwiłem. Przekręciłem się na plecy i zacząłem patrzeć w sufit.
- Moja siostra jest bardzo nadopiekuńcza - oznajmiłem. - Po śmierci rodziców w ogóle się zmieniła. Teraz jest bardziej
roztrzęsiona. Staram się jej jakoś pomóc, ale nie za bardzo wiem jak...
- Ja ci nie pomogę - oznajmił. - Nya chyba zapomniała ochrzaniając mnie, że tak samo jak i reszta, mamy bardziej lub mniej przykre
wspomnienia ze swoimi rodzicami.
- Nie miej jej tego za złe - przerwałem. - Jak ją znam, to pewnie teraz myśli nad tym co powiedziała i jak wrócimy, od razu
cię przeprosi - odpowiedziałem pewny siebie.

*Nya*
Zaczęła się lekcja polskiego. Na tym przedmiocie akurat siedzę z Jay'em, który 'wyskoczył przez okno'. Pani była zdziwiona jego nieobecnością.
Podniosłam rękę.
- Słucham Nya - powiedziała szorstko polonistka.
- Jay'a nie ma, bo jest chory i wyskoczył przez okno - oznajmiłam.
Cała klasa zaczęła się śmiać.
- Panno Smith, żarty sobie ze mnie stroisz? - spytała oburzona.
- Nie. Tak powiedział mi Jay na śniadaniu, żebym to przekazała - rzekłam.
- Ja już mu pokażę, jak się wylatuję przez okno - powiedziała zła, wychodząc z klasy.
Wszyscy znowu zaczęli się śmiać.
- Teraz to mu się dostanie hahaha - krzyczał jakiś blondyn.
Po kilku minutach Jay szedł za nauczycielką 'za rękę' (nie, nie są razem haha xd). Przyprowadziła go do klasy. Na początku
nakrzyczała na niego przed całą klasą, a później dostał uwagę. Po skończonym gadaniu pani, szatyn usiadł koło mnie.
- Uważaj, bo będę zazdrosna - oznajmiłam, szepcząc do niego i śmiejąc się.
- Haha. Śmiej się do woli - powiedział lekko oburzony.
- To tylko żarty Jay - odrzekłam.
- Yhhh załamię się - rzekł cicho.
- Co się takiego stało? - spytałam.
- No boo... kiedy pani po mnie przyszła... to ja... szykowałem się do kąpania... i... - zaczerwienił się.
- Hahahahahah - wydarłam się na całą klasę. Potem szybko się skapnęłam co zrobiłam.
- Nya... Tak się prosisz o tą uwagę, że ci ją dam - oznajmiła, nie zwracając na mnie większej uwagi.
- Szczęście, że miałem na sobie bokserki, bo wtedy chyba bym serio z tego okna wyskoczył - powiedział pół żartem, pół serio.
- Lepiej tego nie rób - odradziłam mu.

I macie 1091 słów 😊 Jak spodobała się wam konfrontacja Jay'a przed nauczycielką? Mnie osobiście to strasznie bawi 😂😂

Ninjago: Shadow of tomorrow ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz