I

81 8 1
                                    

Trzymałem za rękę mamę, która prowadziła mnie do szkoły. To był mój pierwszy dzień, od czasu przeprowadzki... Bałem się strasznie tego kogo tam spotkam i jak na mnie zareagują, w końcu nie często dołącza w środku roku nowy uczeń. Od śmierci mojej siostrzyczko Laury byłem strasznie strachliwy. Koszmary w nocy były na porządku dziennym. Oczywiście chodziłem do psychologa, który miał mi pomóc pogodzić się że stratą rodzeństwa, jednak nic to nie dało. Od jej śmierci minęło pół roku, a szkoła zaczęła się trzy miesiące temu.

W końcu zatrzymaliśmy się przed jednymi z wielu drzwi, mama chwyciła mnie za obie ręce i kucnęła.
-Leo, wiem że się boisz, ale nie masz czego. Dasz sobie radę, jesteś bardzo dzielny.
Wiedziałem że sama nie mówiła tego szczerze, ale nie zaprzeczyłem, nie chciałem, aby mama czuła się źle. Już za wiele wycierpiała, nie mogłem dołożyć jej kolejnych zmartwień. W odpowiedzi pokiwałem tylko głową, choć najchętniej wróciłbym do domu. Moja rodzicielka próbowała się uśmiechnąć jednak wyszedł z tego tylko grymas. Przytuliła mnie, wstała i zapukała do drzwi , po czym je otworzyła. Wzrok nauczycielki oraz pozostałych został skierowany na moją osobę.
-Dzień dobry -zwróciła się kobieta stojąca przy tablicy.
-Dzień dobry. Jestem Jessica, mam Leo, nowego ucznia rozmawiałyśmy wczoraj przez telefon...
-Ach no tak. Niech syn zostanie w klasie, a panią proszę na chwilę na korytarz - spojrzała na dzieci. - Za chwilę wrócę, przywitajcie się z nowym kolegą - Po czym wyszła z moją mamą.
Stałem tak pod drzwiami, przyglądając się każdemu z uczniów w klasie. Wszyscy siedzieli i także wpatrywali się we mnie. W klasie panowała kompletna cisza. W końcu mój wzrok zatrzymał się na dziewczynce w okularach. Szczerzyła się do mnie jak głupi do sera, po chwili jednak zorientowała się że nie czuje się komfortowo i krzyknęła:
-Hej no co z wami?! Nie słyszeliście pani?! Mieliśmy się zapoznać a nie podziwiać jak największą czekoladę na całym bożym świecie.
Wszyscy łącznie ze mną zaśmiali się na jej słowa, po czym zaczęli podchodzić i przedstawiać się. Na końcu podeszła owa okularnica.
-Jestem Leo - wyciągnąłem do niej rękę.
-Miło cię poznać - chwyciła za nią i uścisnęła.
-A ty? Nie powiesz jak się nazywasz?
-Po co, może nie chcę abyś znał moje imię? - na koniec pokazała mi język.
-To jak mam na ciebie wołać?
-Hmmm... Nazywaj mnie jak wszyscy. Boss
Zachichotałem na tą nazwę. Oczywiście wiem co to oznaczało gdyż wcześniej chodziłem na dodatkowy angielski.
-Nauczycielka też się tak do ciebie zwraca?
-Tak
-Ale dlaczego szef?
-Jak widzę kolega zna języki. Bo to ja rządzę tą klasą. Jestem przewodniczącą.
-To wiele wyjaśnia...
-Dobra nie stójmy tu jak kołki. Chodź, usiądź że mną.
Pociągnęła mnie do swojej ławki, tam dużo rozmawialiśmy, nawet po powrocie dorosłych. Obie kobiety widząc naszą dwójkę uśmiechnęły się. Na pożegnanie pomachała mi i wyszła. Wychowawczyni była bardzo miła i z racji iż byłem nowy zaplanowała nam cały dzień zabaw które miały mi pomóc zaprzyjaźnić się z innymi. Mimo to od początku wiedziałem, że Boss zostanie moją najlepszą przyjaciółką. Tak też się stało i trwało do naszych siódmych urodzin, czyli rok później.
Poprzedniego dnia strasznie cieszyła się na swoją imprezę urodzinową na której miała być cała jej rodzina (ja niestety nie mogłem przyjść bo musiałem iść z siostrą do szpitala na jakieś idiotyczne badania). W każdym bądź razie dziewczyna emanowała radością i obiecała że przyniesie mi kolejnego dnia do szkoły kawałek tortu.
Następnego dnia, przyszła bez tortu, bez uśmiechu... To nie była moja Boss, dziewczyna która siedziała w ostatniej ławce była smutna i cicha. Chciałem zapytać o co chodzi, jednak ta posłała mi spojrzenie które mówiło samo za siebie, miałem dać jej spokój. Tak też zrobiłem, myśląc że ma gorszy dzień i na następny dzień będzie normalna... Kilka dni później dowiedziałem się co było powodem jej nagłej przemiany.
Ubrany w czarny garnitur patrzyłem na moją najlepszą przyjaciółkę ubraną podobnie, z resztą jak wszyscy wokół. Płakałem jednak ona nie uroniła ani jednej łzy. Patrzyła tępo w ziemię jakby to właśnie miało ja utrzymać przy życiu. Obok niej stał starszy mężczyzna, jak mnie nie mam jej dziadek. Nieopodal jej siostra która chyba była przeziębienia i matka. Całą jej rodzina płakała prócz dziewczynki i staruszka, stali tam niczym dwa słupy trzymający bliskich przed upadkiem. Kiedy chowano ciało mężczyzny, a ojca dziewczynki, uniosła ona wzrok ku niebu i posłała uśmiech w chmury. Zdziwiła mnie jej postawa, bo sam doskonale wiedziałem jak to jest stracić kogoś bliskiego i patrzeć jak pochłania go ziemia. Przestać płakać jest mega ciężko a co dopiero uśmiechnąć się, to właśnie pokazało mi jak silna była.
Na stypie podszedłem do niej.
-Tak bardzo mi przykro - zacząłem.
Dziewczyna spojrzała na mnie, teraz zobaczyłem jej oczy... były puste. Nie widziałem w nich żadnej najmniejszej emocji.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz