Dodatek

16 3 1
                                    

Wiem, wiem powinien już dawno pojawić się rozdział... Ale na razie nie miałam ani czasu a tym bardziej żeby go napisać. Jak na razie dodaję tylko takie coś, gdyż obiecałam to sobie.

To dla ciebie babciu, gdziekolwiek teraz jesteś...

***

Siedziałem na łóżku, z kartką w dłoni od której nie odrywałem wzroku. Powinienem już ją wyrzucić w szkole, jednak coś mi nie pozwalało. Niby nie przyjaźniliśmy się już jednak nadal jej zdanie coś dla mnie znaczyło. Te osiem lat rozłąki zmieniło mnie prawie o 180 stopni. Na początku byłem cichy i nieśmiały, przy niej wyszedłem z tego cienia, jednak kiedy odsunęła mnie od siebie, przekroczyłem granice. Stałem się pyskaty, nie przejmowałem się niczym i nikim, liczyłem się tylko ja i to "moje" szczęście. I teraz trzymając w ręce ten świstek papieru, zauważyłem to wszystko czego od wielu lat nie potrafiłem zmienić przez te wszystkie lata. A zwłaszcza dwa zdania : "Czy wy serio jesteście tacy słabi żeby poniżać innych? Bo wiecie jak się jest silnym to raczej ludzi się chroni..."

Miała rację byłem słaby, a chcąc pokazać tą "siłę" starałem się zdominować innych, sprawić aby się mnie bali. Nigdy nie pokazywać uczuć które niszczyły mnie od wewnątrz i siały makabryczne spustoszenie. A im dłużej kryłem je w sobie, tym gorszym się stawałem.

Zawiodłem ich wszystkich po całej linii i to w imię czego? Bycia popularnym? Groźny? Twardy? A może żeby przestać czuć? Tylko czy przez ten mój egoizm nie ucierpiało już zbyt wielu ludzi? A może zasłużyli na to w końcu kto na tym świecie, jeszcze przejmuje się innymi?

Nie mogłem już tego wytrzymać dlatego postanowiłem pobiegać i tak wyładować się. Szybko przebrałem się w jakieś dresy, koszulkę i bluzę, w końcu kwietniowe wieczory nie są jeszcze specjalnie ciepłe. Rodzice siedzieli w salonie, oglądając telewizję.

-Wychodzę - krzyknąłem w progu.

Założyłem słuchawki, upewniłem się że mam że sobą list i ruszyłem przed siebie, gdziekolwiek mnie nogi poniosą.

Chciałbym z kimś o ty porozmawiać, jednak nie mam nikogo z kim mógłbym to zrobić. Rodzice mają swoje własne problemy, moi "przyjaciele" raczej się do tego nie nadają, a moja była przyjaciółka raczej nie bd chciała mnie widzieć. W takich momentach najbardziej brakuje mi mojej małej siostrzyczki. Teraz miałaby już dwanaście lat, a ja zacząłbym chronić ją przed chłopcami... Stop. Nie mogę tak myśleć, bo znów będę miał załamanie i teraz już nikt mi nie pomoże.

Chciałbym iść na jej grób, jednak zaraz po jej śmierci przenieśliśmy się tutaj, a od mojego rodzinnego miasta dzielą mnie setki kilometrów. Nie było szans żebym tam się dostał, więc ruszyłem do osoby która była dla mnie równie ważna.

Stałem tu, wiatr rozwiewał moje przydługie włosy, które już dawno prosiły się o przycieńcie. To właśnie w tym miejscu widziałem ją ostatni raz. Pożegnałem się choć wcale nie chciałem tego zrobić, a potem patrzyłem jak drewniane pudło wraz z nią zostaje opuszczone w głąb ziemi... Było to dokładnie sześć lat temu, a o tym że leży tu moja babcia informowała tylko kamienna płyta z napisem.

Anna Jackson
* 25 marca 1948 roku
† 11 kwietnia 2006 roku

Ukochana żona, mama, babcia

Jeśli ktoś prosi zostanie wysłuchany.

Właśnie taka była zawsze słuchała, mimo iż ją samą czasem ignorowano. Pomagała wszystkim, choć czasem nawet nie prosili o tą pomoc. Ona wiedziała kiedy i jakich słów użyć, a ludzie po rozmowie z nią wychodzili szczęśliwsi. Tak jakby cześć z ich problemów, która przygniatała do ziemi i wykrzywiała twarze, nagle została odebrana. I wydawało się że te wszystkie ludzkie problemy ulatywały w powietrze, jednak stało się inaczej.
W połowie marca dostała wylewu do mózgu, a przy jej nadciśnieniu, lekarze dawali jej kilka dni życia... zaskoczyła ich wszystkich. Walczyła prawie miesiąc, a potem odeszła. Mimo to bardzo mocno wpłynęła na mnie.

Pamiętam jak przyszła do mnie, niedługo po tym jak straciłem przyjaciółkę. Kazała mi wtedy próbować z kimś się zaprzyjaźnić jednak dać jej do zrozumienia że czekam na nią. Osiem miesięcy później odeszła, a ja straciłem wszelką nadzieję.

Teraz po sześciu stoję tu, gdzie żegnałem ją i chyba nigdy nie byłem bardziej zawstydzony swoją postawą przez tamte lata.

-Zmienię się dla ciebie i dla niej - jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. - Strasznie tęsknię za tobą.

Już miałem odchodzić, kiedy przypomniałem sobie o tym liście.

-Wiesz zabawna sprawa pamiętasz Boss'a. Po raz kolejny już mnie uratowała. Zostawiła mi list - wyciągnąłem go i położyłem na płycie. - Teraz ją chcę ją uratować. Do zobaczenia babciu.

Odszedłem czując się jakby lżejszy, tak jak zawsze po rozmowie z nią.

***
Nie wiem kiedy bd kolejny rozdział, ale myślę że może koło niedzieli. Do zobaczenia mordki i jeszcze raz przepraszam za nieobecność 😘

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz