XXII

12 3 0
                                    

Dojechaliśmy do wielkiej, opuszczonej fabryki. Na jednej ze ścian wisiało kilka liter, kiedyś musiały być pewnie nazwa firmy, ale z biegiem lat większość odpadła pozostały tylko:
O,T,K,S,R.

-Kiedyś robiono tu buty dla żołnierzy, jednak po wojenie wszystko upadło. Od tej pory budynek niszczeje.

-I możemy tu być?

-Spoko, jako właściciel mogę - mrugnął do mnie Erik.

-Kupiłeś to?

-Coś ty, mój pradziadek ją założył. Kiedyś chciałbym to wyremontować, ale najpierw muszę zebrać pieniądze.

-I co tam zrobisz?

-Coś w rodzaju świetlicy, wiesz dzieciaki będą mogły tu przyjść, pobawić się, pouczyć, kiedy w domu nie mają do tego warunków. W okolicy są dwie szkoły podstawowe więc na pewno ktoś przyjdzie.

Nie powiem że mnie nie zaskoczył, gdyby ktoś mi powiedział że ten facet ma taki marzenie, chyba bym go wyśmiał. Musicie mi uwierzyć, z jego wyglądem ciężko w to uwierzyć, ale jak to się mówi; nie ocenia się książce po okładce. Może nie znam go zbyt długo, ale zdąrzyłem już zauważyć jak troskliwie patrzył na Nick, a samo to, że pomyśleli razem aby wyciągnąć mnie z domu, świadczyło, że pasowali do siebie jak ulał.

Na zewnątrz deszcz już zelżał, budynek stał między dużymi drzewami, mimo zaniszczonej fasady, wybitych okien, nie straszył jak stare budynki, było jakby przytulnie. No może kiedy naprawiłoby się to i owo, tak będzie, ale potrzeba wiele czasu, pracy, jak i pieniedzy.

-Ruszaj się, wszyscy już czekają - zawołała dziewczyna.

-Jacy wszyscy?

-Nasza paczka.

-Ale... - Nie wiedziałem dokładnie co powiedzieć więc poszedłem z nimi.

Hala była naprawdę wielka, maszyny zostały poustawiane pod ścianami, dzięki czemu na środku było dużo miejsca. Po prawej wisiało wielkie prześcieradło, a po przeciwnej leżało kilkanaście wypełnionych worków na których siedziało kilka osób. Z samego tyłu zobaczyłem schody prowadzące zapewne do gabinetu na górze.

-Może nie są to jakieś luksusy, ale przynajmniej mamy dach nad głową.

-Jest świtnie.

- Chodź poznasz kilka osób.

Podchodząc przejrzałem się towarzystwu. Na workach siedziało sześć osób. Dwie dziewczyny i czterech chłopaków.

-Cześć jestem Lena - wstając powiedziała blondynka o ciemnych oczach.

-Leo, miło mi cię poznać - posłałem jej uśmiech.

Kolejna dziewczyna była brunetką o błękitnych tęczówkach. Siedziała obok szatyna o szarych oczach który obejmował ją w tali, dając mi wyraźnie do zrozumienia że jest jego.

-To Adam i An, David - wskazał na szatyna - Hank i Ford

-Serio tak się nazywasz?

-Nie, co ty. To moje przezwisko. Tak samo jak Nick - wskazał na dziewczynę, która rozmawiała z Lena.
Na dźwięk swojego imienia podniosła głowę.

-Co ja?

-Nic zastanawiamy się jak możesz być z Erickiem skoro możesz mieć to - wskazał na siebie, natomiast wspomniany chłopak posłał mu zabójcze spojrzenie.

-Bo wolę chłopaków którzy mają powyżej studziesiecioma punktami IQ, więc wybacz, ale za wysokie progi.

-Uważasz, że jestem głupi? Obrażasz mnie!

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz