VIII

39 4 0
                                    

Zanim zabraliśmy się za jedzenie szatynka poszła, tym razem na pewno do łazienki. Właśnie schodziła że schodów z wielkim uśmiechem na ustach. W jej oczach błyszczały wesołe ogniki.

Ja za ten czas myślałem o tym jak wiele zmieniło się od czasu kiedy byliśmy dziećmi. Wtedy nie mieliśmy tak wielu problemów, jasne może i straciłem siostrę, ale miałem przyjaciółkę. Teraz kiedy już dojrzeliśmy, co za tym idzie i nasze uczucia. Wydawało mi się aż nierealne, że wszystko przychodzi nam tak naturalnie. Ale może właśnie tak działa miłość, ta najprawdziwsza. Spotykając tę jedyną nie potrzeba czekać, by przechodzić przez kolejne etapy zakochania, bo to po prostu dzieje się od tak. Miłość od pierwszego wejrzenia, może w naszym przypadku nie do końca, ale zadziało się to na tej samej zasadzie; nagle i bezpowrotnie. Czy się tego bałem, nie... wręcz pragnąłem jeszcze bardziej. I nie chodzi mi tu o żądze seksualną, a przebywanie w jej towarzystwie, jej bliskość. Jej szczęście stawiałem ponad swoim, nawet jeśli sam miałbym cierpieć.
Teraz, kiedy byliśmy cali w sosie, przytuleni, śmiejąc się z samych siebie, poczułem się jak ten dzieciak którego nie dotknęła jeszcze tragedia. I mimo iż teraz to ona posiadała moje serce nigdy nie czułem się bardziej wolny.

W końcu musiałem ją puścić i kiedy on doprowadzała się do porządku, ja dokończyłem coś co na pewno nie można było nazwać spaghetti.


-Kiedy wracają twoi rodzice? - zapytała kiedy siedzieliśmy pałaszując to co przygotowaliśmy.

-W weekend.

Zastanowiła się, a ja zrozumiałem że nie wie jaki jest dziś dzień tygodnia.

-Czyli za dwa dni. Jeśli chcesz to możesz zostać do tego czasu.

-Dziękuję. Naprawdę nie chce mi się wracać do tego domu wariatów.

Pewności nie mogłem mieć ale zdawało się że zaczęła się przede mną otwierać.

-Mogę o to zapytać? - skinęła głową, zgadzając się. - Dlaczego jesteś taka cięta na swoją rodzinę.

-Już ci mówiłam. I ja nie jestem na nich "cięta" to oni są tacy wobec mnie.

-Tak wiem, ale...

-Nie ma żadnego innego powodu. Wszyscy są na mnie źli zwłaszcza matka. To ona ich wszystkich przekonała, że choroba Izz była moją sprawką. Ciesz się, że masz taką rodzinę.

-Mylisz. - nie chciałem dorzucać jej kolejnych zmartwień dlatego zrezygnowałem. - To znaczy... A z resztą.

Podniosła się i usiadła na mnie okrakiem. Spojrzała mi prosto oczy i przyłożyła rękę do mojego serca.

- O co chodzi? - zapytała.

-To dlatego boję się wody - chciałem jej powiedzieć, bo ona już mi o sobie powiedziała... a o mnie prawie nic nie wiedziała. Jedna rzecz w tym momencie mi w tym przeszkadzała. Jej pozycja na mnie. - Proszę zejdź ze mnie bo nie wytrzymam tak długo. 

Usiadła na moich kolanach bokiem i objęła za szyję.

-No więc to się wydarzyło kiedy miałem 5 lat a Laura 3. Byliśmy nad jeziorem, które w niektórych miejscach było strasznie głębokie, a wydawało się, że woda ma tylko kilkanaście centymetrów. Bawiliśmy się w piasku niedaleko brzegu. Mama się opalała a tata rozbijał namiot. Budowaliśmy zamek i posłałem moją - zaczął drżeć, na co mocno się w niego wtuliłam. - siostrzyczkę po wodę do fosy. Gdy tylko znalazła się w wodzie jak to dziecko zaczęła się chlapać i odchodzić od brzegu. Miałem ją pilnować, miałem być odpowiedzialnym starszym bratem. A ja głupi odwróciłam głowę, mój wzrok przykuła mała muszelka koło mamy. Pobiegłem po nią i kiedy wracając chciałem się pochwalić Laurze. Jej nie było. Spanikowałem i zawołałem ojca, on natychmiast wskoczył do wody. Ostatnie co pamiętam to krzyk mamy. To najgorszy krzyk jaki słyszałem. Pełen ból, rozpaczy i miłości którą matka darzy dziecko. Reszta jest zamglona. - zamknąłem oczy, jednak nie powstrzymało to łez - na początku winiła mnie, później ojca, samą siebie i w końcu po rozmowie z psychologiem stwierdziła, że nikt nie jest winien. Choć to nieprawda. Gdybym ją przypilnował, gdybym nie poszedł po tą cholerną muszle, gdybym...

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz