XII

14 4 0
                                    

Po wyjściu dziewczyny zostałem sam dosłownie na moment, gdyż wparowali do sali lekarz i dwie pielęgniarki. Ich miny były raczej nietęgie dlatego też od razu zrozumiałem, że nie mają dla mnie dobrych wieści. Przełknąłem głośno ślinę, szykując się na to co mi powiedzą.

-Wiemy że brakuje ci kilku miesięcy do uzyskania pełnoletniości, dlatego pytam, czy chcesz już teraz usłyszeć diagnozę, czy poczekać na rodziców?

-Wolę teraz.

-Bardzo nam przykro, ale masz gruczolaka płuca z przerzutami na serce.

-Ymmm... Można jaśniej?

-To nowotworów, jeden z najrzadszych przypadków.

-Czyli co umieram?!

-Będziemy próbować cię leczyć aczkolwiek, nie chcę cię oszukiwać, masz naprawdę małe szanse.

-Jakie są szanse?

-Masz jakieś piętnaście procent, przykro mi...

Te cztery słowa; dziewiętnaście liter, tyle wystarczyło by zniszczyć cały mój świat. Wszystkie plany, marzenia, wszystko legło w gruzach w jednej chwili. A najgorsze jest to, że właśnie pogodziłem się z moją ukochaną, równocześnie dostając wyrok. Wiedziałem, że mnie kocha, co wcale nie pomagało. Nie mogłem zrobić jej czegoś takiego, chciałem aby była szczęśliwa, a ja nie mogłem jej czegoś takiego dać. U mojego boku czekało ją tylko wyczekiwanie na to co nieuniknione. Musiałem zakończyć to teraz, odsunąć ją od tego wszystkiego z czym przyjdzie mi się zmierzyć.

-Chce zostać sam, niech nikt tu nie wchodzi - warknąłem.

-Dobrze jak sobie życzysz. Powiadomimy twoich rodziców o diagnozie. - lekarz przepuścił w drzwiach pielęgniarki, jednak zanim wyszedł powiedział - Nie odsuwaj od siebie bliskich, bo może Ci się udać, a wtedy nie będziesz miał nikogo. Wiem, że będziesz tego próbował, jednak tak samo będą cierpieć - posłał mi smutny uśmiech i wyszedł. 

Postanowiłem zadzwonić do szatynki i... no właśnie co ja jej takiego powiem? Że ma nie przychodzić, że umieram i nie chcę jej tu widzieć, skłamać i powiedzieć, że tak naprawdę nic do niej nie czuję? Nie zdążyłem nic wymyślić, bo połączenie zostało odebrane.

-Cześć, kotek. - zacząłem.

-No hej. Już cię wypuścili?

-Nie mam tu jeszcze zostać na noc.

-Czemu?

-Robią jakieś dodatkowe badania, a mnie przenieśli na obserwacje.

-Co się stało? - zapytała drżącym głosem.

-Nie, nic. Nie musisz się martwić, kochanie. - próbowałem ją uspokoić.

-Za godzinkę tam będę.

-Nie, nie przychodź. - szybko zaprzeczyłem.

-I tak przyjdę.

-Proszę nie przychodź Nie musisz się martwić.

-Lee, ja cię kocham a to pakiet wiązany martwię się bo cię kocham kocham i się martwię, więc nie każ mi się nie martwić bo to tak jakbyś mówił ; "przestań mnie kochać". Chyba że tego chcesz...

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz